niedziela, 16 listopada 2014

Jajko, tuńczyk, czekolada. 16. Lewatywa





16. Lewatywa




-Nie wiem, ale niezwłocznie sprawię sobie miotłę i polecę na najbliższy sabat czarownic. Na golasa by tradycji stało się zadość! I może żeby was uszczęśliwić, zrobię sobie lewatywę z ziół. Pełny odlot.- Mówiąc, rozglądała się uważnie wokół, chcąc zyskać pewność, że nie pominęli niczego ważnego. Świadomość, że tak na prawdę nie miała pojęcia, na co zwracać uwagę wcale nie poprawiała jej humoru.
-Nie wiem, czemu się tak unosisz- Leon spojrzał na ojca, czuł się niezręcznie bądź, co bądź przy rodzicach nie porusza się pewnych kwestii. A już na pewno latania na golasa i lewatyw dla przyjemności, no może w innych rodzinach tak, ale nie w jego.
-Zanim sobie zafunduję miksturę, co moje jelita wzniesie na inny poziom świadomości to wcześniej musimy znaleźć bezpieczne lokum dla taty. U nas nie i nie ze względu na to, że lubię dzikie tańce o północy. Zbyt oczywiste. Rozszumiały się wierzby płaczące zaanektowałaby nam wycieraczkę, opluła drzwi i ściany wrzeszczą, prosząc i grożąc a że pluje jadem małpa jedna, to nie koniecznie taka opcja mi pasuje.
-Może znajdę na początek jakiś hotel a potem coś do wynajęcia.- Ojciec Leona jeszcze raz otworzył szafę w przedpokoju i wyciągnął czerwoną kurtkę narciarską, znoszoną skórzaną szwedkę, która chyba dobrze pamiętała czasy jego młodości i trzy marynarki. Po namyśle wyciągnął też czarną pikowaną kamizelkę, ale skrzywił się tak jakby parzyła i szybko odwiesił ją na wieszak.
-Bez sensu zrujnujesz się i po co?-Zaprotestowała Anka, przyglądając się szarej tweedowej marynarce z zamszowym kołnierzykiem i łatami na łokciach. Nigdy nie widziała teścia tak wystrojonego, a szkoda, bo to była naprawdę ładna marynarka. Musi kiedyś przekonać Leona do takiej.
-A, co masz lepszy pomysł?- Leon wyszedł na klatkę, ciągnąc za sobą największą walizkę ojca.
-Pewnie, że mam. Ktoś musi myśleć, żeby ktoś inny mógł żyć spokojnie.
-Wiecie, poradzę sobie sam. Dziękuję za pomoc, ale nie wybaczyłbym sobie, gdybyście przez tą całą niezdrową sytuacje i wy się pokłócili. Już raz narozrabiałem, skutecznie rozwaliłem rodzinę. Nikomu nie potrzebna powtórka z rozrywki.- Sprawiał wrażenie człowieka gwałtownie obudzonego z głębokiego snu, tak jakby nie całkiem ogarniał sytuację.
-Droczymy się tylko. – Wytłumaczyła to, co powinno być oczywiste-My tak lubimy- Dodała Anka na wszelki wypadek, w tej chwili zupełnie zbędne im były załamania nerwowe- Mieszkanie jest od zaraz, co prawda na obrzeżach miasta, ale to i chyba lepiej. Rozszumiały się wierzby płaczące nie ma prawa jazdy, to jej w razie, czego utrudni nękanie, mam w każdym razie taką nadzieję. Małe, ale to chyba nie problem?
-No właśnie, to były tylko żarty - Leon starał się uspokoić ojca, że wszystko jest w porządku- a że Anka jest szurnięta wiedziałem od początku i nawet zaliczyłem jej to na plus. Mnie to kręci
-Jesteście pewni, że nie ściągnę na was kłopotów?- Nie do końca był przekonany
-Nie- odpowiedziała zgodnie z prawdą, - ale to nie ma żadnego znaczenia.
-To mieszkanie, o którym ona mówi to kawalerka jej ciotki. Ciotka w zeszłym tygodniu poleciała do Londynu pomóc w opiece nad wnukami. Nie wiemy dokładnie jak długo tam zostanie, ale powinno wystarczyć czasu na znalezienie czegoś sensownego na mieście. W każdym razie klucze zostały u nas, tak jakby przeczuwała, że się przydadzą.
-No i kwiatków nawet nie będziesz musiał podlewać- zaśmiała się wiedząc, że ojciec Leona wykończyłby nawet najodporniejsze kaktusy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz