Wygląda na to, że Luna
na dobre się u nas zadomowiła. Ostatnie pozory respektu i szacunku
zniknęły, a to za sprawą kuchennej leżanki. Psia spryciula aby
pokazać, że akceptuje nowe warunki lokalowe zaanektowała któregoś
ranka niezamieszkałą jej zdaniem kanapę. Ledwo ją siłą
intelektu i odrobiną marchewki zwlekłam z ludzkiego legowiska, bo
już groziła mi poranna kawa na stojąco. Aby zapobiec w przyszłości
podobnym ekscesom za radą doświadczonej właścicielki dwóch
krnąbrnych malamutów popsikałam obficie kanapę renomowanym
specyfikiem. Zgodnie z instrukcją obsługi miał on przy pełnej
nieszkodliwości dla ekosystemu i lodów Arktyki trzymać
mojego pupila z dala od powierzchni nim uraczonej pozostawiając
przyjemny dla mnie cytrynowy zapach. Nie wiem czy to była cytrusowa
bryza czy raczej zapach dezodorantów z początków lat
90tych, dość że na mnie preparat zadziałał zaskakująco
skutecznie – opuściłam pomieszczenie z kanapą i poszłam się
wietrzyć przy myciu okien. Gdy po chwili zerknęłam do kuchni - ot
tak bez przyczyny - zobaczyłam Lunią mordkę z rozkoszą wtuloną
w koc jeszcze wilgotny od odstraszacza. Reszta Luny leżała na
kanapie. Konkluzja – gdy spodziewamy się niespecjalnie mile
widzianych gości siedziska dla nich przewidziane spryskujemy owym
preparatem. Do nabycia w dobrych sklepach zoologicznych.
A tak z zupełnie innej
beczki.....niedawno odwiedził nas zaprzyjaźniony strażak. Ubrany w
mundur, z wzorową postawą zrobił na naszej psiej pannie
piorunujące wrażenie. Zazwyczaj nieufna wobec obcych, w
szczególności mężczyzn, tym razem Luna pozwoliła się od
razu pogłaskać, pokazała większość opanowanych komend i jeszcze
wycałowała naszego strażaka jakby szedł na wojnę. Bez smakołyka
w zamian!! A to wszystko patrząc mu z rozanieleniem w oczy! A na
koniec uciekła za nim aż na schody i siłą ją trzeba było
zaciągać do domu. Służby mundurowe najwidoczniej Lunie przypadły
do gustu. Nic to, jutro jedziemy na skały, może ciężka praca
wspinacza też jej zaimponuje. Bo przecież pies powinien być dumny
ze swoich domowników, a żaden z nas strażakiem niestety nie
jest....Poza tym myślę, że to była tylko chwilowa młodzieńcza
fascynacja, a prawdziwą miłością Luny są...rowery i podmokłe
plenery. Ale o tym następnym razem.
Nie dziwi mnie fascynacja Luny strażakiem. Po szkoleniu ppoż też ich podziwiam. :)
OdpowiedzUsuńOdstraszacz zapachowy testowałam w wersji kociej, żeby kotecki nie drapały sofy, nie wiem jak one, ale ja potem do pokoju nie mogłam wejść.
Jak mówi przysłowie: Za mundurem Panny sznurem :):):)
OdpowiedzUsuńLuna sie zakochala! ;) tak, ja spryskałam przeparatem przeciw gryzieniu dywan za ktory zabierał sie moj jeszcze wtedy szczeniaczek i pierwsze co zrobiła po zaaplikowaniu owego renomowanego preparatu? zaczeła go lizać! wiec ja juz w nic nei wierze ;p
OdpowiedzUsuńJa kiedyś próbowałam odstraszyć odstaszaczem koty (to była kanapa. Celowo napisałam: BYŁA). Po totalnym fiasko wersji kociej, tej psiej nawet nie testowałam...
OdpowiedzUsuńKurcze, STRAŻAK... I to na galowo... Nie dziwię się Lunce. Łobuziara ma gust i charakter! Teraz zobaczysz co to znaczy miec w domu nastolatkę ;))