-Zaraz to ja
mogę sprawdzić twoją trwałość i wytrzymałość przy okazji, jeśli nadal będziesz mnie zwodził jak jakiegoś smarkacza.- Zagroził całkiem poważnie, podszedł do okna i szybkim stanowczym ruchem
pociągnął ciemny materiał zasłaniający niezbyt czyste okna.
Ciężkich zasłon dawno nie ruszano, w powietrze wzbił się tuman kurzu, przez
który odważnie przebijały się promienie słońca eksplorując niedostępne dla nich do tej pory
rejony. Zaskoczony król kichając zasłonił
dłonią oczy podrażnione ostrym światłem,
stanowczo wolał półmrok. Szczególnie wtedy, gdy pękała mu głowa i miał potężnego kaca tak jak dziś.
-Moi ludzie
nie wiedzą jak sprawdzić autentyczność podpisów. Nie ma żyjących świadków
tamtych wydarzeń, jest to dla nas niemały problem.
Podrażniony pyłem unoszącym się w powietrzu król
nieustannie kichając przygarbił się,
skurczył próbując ukryć w fotelu zupełnie jak małe bezbronne dziecko. Nieprzewidywalność ruchów obcego napawała go strachem, nie
pozwalała spać i jeść. Pierwsze spotkanie był dla niego traumą, po której nie potrafił do siebie
dojść.
-Nie wątpię że
macie problem. Podaj mi akt przejęcia pałacyku i kamienicy przy rynku, tej ich
flagowej. Co tam jeszcze było, a wiem budynek składu kupieckiego, na razie
wystarczy...
Na stoliku po prawej stronie
fotela w zasięgu reki króla stały puchary i dzbanki stała
też butla z kasztanowym klarownym trunkiem. Monarcha sięgnął po nią i nie
zawracając sobie głowy kielichami łyknął solidnie z gwinta. Zachłysnął się i
kaszląc próbował złapać trochę powietrza.
W końcu udało mu
się opanować, chrząknął, i mocno zachrypniętym głosem wyskrzeczał.
-Pałacyk jest
mój, ale kamienica należy do mojego kuzyna. Właśnie ją wyremontował to ma być
prezent dla nowej żony. Nie chciała
mieszkać w pałacu gdzie zmarła jej poprzedniczka.
- Hmm, widzę że papiery te od pałacyku
to możesz spokojnie do wygódki wynieś i to nie w celu ich
kontemplowania. Tak więc tu sprawa jasna, nieruchomość wraca do prawowitych
właścicieli. Co tam jeszcze masz?
-Dwie
kamienice przy targowej, dwie wsie, 200 hektarów lasów,
garbarnie, fabryczkę lamp, pościeli, kolekcje obrazów i dwa konie pociągowe.
Z lewego oka króla popłynęła strużka łez,
trudno było ocenić czy z powodu kurzu czy może przeżywał tak bardzo utratę dóbr
materialnych.
-Ciekawa
sprawa. Twoja rodzina z tego wszystkiego uczciwie nabyła tylko te konie, oj
miałeś zdolnych przodków. Gdyby nie okoliczności można by było nawet pochwalić ich lisi spryt- Opiekun cmoknął mimo woli i odruchowo spojrzał na
sportretowaną parę. Ta kobieta była zdolna do wszystkiego co najgorsze, miała wizje i wiedziała czego
chce od życia. Los jej sprzyjał mąż zrobiłby dla niej wszystko, gdyby tylko
chciała bez mrugnięcia okiem wyciąłby w pień wszystkich mieszkańców miasta.
Oczywiście to nie było tak że ona była zła a on zastraszony i bezwolny niczym
lalka albo że zaczarowany bez szemrania wykonywał jej mrożące
krew w żyłach polecenia. Byli do siebie bardzo podobni tylko że on potrzebował
impulsu inspiracji by odkryć swoje prawdziwe ja. Ona od zawsze wiedziała kim
jest i kim będzie.
Była tak zdeterminowana, że dopięła swego, potomkowie nie odziedziczyli po niej
siły i wizji. Przejęli za to po niej materialną schedę, bo sami nie byliby w
stanie nic osiągnąć.
-Ja nic o tym
nie wiem, ale to niemożliwe żeby to wszystko było nieuczciwe. Zupełnie nie możliwe- Król zaczął wić się między oparciami fotela niczym
wąż, co i rusz wycierał czoło wielką kraciastą chustką, jeszcze raz łyknął
sobie solidnie z butelki.
Wędrowiec
odłożył srebrny
całkiem poręczny nożyk na stolik i usiadł
w drugim fotelu.
Pomyślał o sobie z rozbawieniem, że jest niczym wrzód na tyłku, tak samo
dokuczliwy i bolesny. Taki był nie tylko dla Bonifacego dokuczał, szydził,
ironizował czy nawet poniżał, bo to jego styl, może tak bronił się przed
światem? Ogólnie nie był zbyt miłym gościem, ale to nie był jego problem tylko
innych.
-Wołaj swojego
urzędasa, niech to wszystko przepisze na Holockich.
-To nie
możliwe tyle dobra, ja mam..
Król gwałtownie zerwał się na równe nogi i zaczął nieskoordynowanie machać rękami, tak
jakby nie były jego tylko ktoś przykleił mu do tułowia dwa żywe walczące z nim
organizmy. Nie kontrolując swych ruchów
zahaczył o dwa złote puchary które z brzdękiem
spadły ze stolika na ciemną marmurową podłogę i potoczyły się w kierunku ściany poobwieszanej niezliczoną ilością
małych portrecików, by zniknąć pod komodą na wysokich powykrzywianych nóżkach.
-Jeszcze
słowo, a naliczę lichwiarskie odsetki za te wszystkie lata, a wtedy to
faktycznie zostaniesz w samych pantalonach.
Bezradny Bonifacy nie wiedząc jak się bronić tylko ciężko klapnął tyłkiem na fotel. Dopiero co osiadły
kurz ponownie wzniósł
się gęstym tumanem w
powietrze. Kichając zmarszczył twarz jak
małe skrzywdzone, nieszczęśliwe dziecko, przez chwilę walczył ze sobą
żeby się nie rozpłakać. Rozważał też całkiem poważnie czy
nie paść na kolana i nie prosić o łaskę, o zlitowanie.
Gdyby był choć cień szansy nie zawahałby się, nie miał wiele do stracenia. Nie
było świadków, nikt nie widziałby jego upokorzenia, jednak intuicja
podpowiadała królowi
że nic by nie wskórał, tylko by się
ośmieszył i naraził
na następne drwiny.
-To koszmar
jakiś, specjalnie przyjechałeś by się nade mną znęcać?
Zadając to pytanie król w jakiś sposób pochlebiał sobie. Dlaczego on
Opiekun miał wybrać z pośród niezliczonej rzeszy władców właśnie jego nieciekawego
Bonifacego? Czym mógł zasługiwać na tak szczególna uwagę, czym się wyróżniał od
innych? Niczym. Miał po prostu zwyczajnego pecha był królem w miejscu, którego
zainteresowało Wędrowca, ot i całe wytłumaczenie.
-Czy twoje
termofory opuściły już pałacyk? Jeśli nie, to będą dziś ku uciesze gawiedzi piękne fajerwerki w mieście -Uprzedził króla
lojalnie
-Nie wiem, a
gdzie ja je mam umieścić tak na gwałtu rety? To nie jest takie proste, one mają
wymagania, chcą luksusu. Lokum musi spełniać określone standardy. A i otoczenie się liczy, to nie są
zwykłe kobiety, ich nie przekupisz byle, czym.- Zaczął się uskarżać, mając nadzieję że uda mu się uzyskać przesunięcie
terminu eksmisji swoich przyjaciółek. Liczył na męską solidarność, na
zrozumienie w końcu znalazł się w tej kłopotliwej i nieprzyjemnej sytuacji
przez fanaberie Opiekuna. Pomylił jednak adres co jak co ale kochanki króla nie
były w stanie wzbudzić w nim cieplejszych uczuć.
-Może w
stajni? Byłem tam z rana, czysto ciepło i towarzystwo jak najbardziej
szlachetne. Jak myślisz? Niech twój kuzyn szykuje się do szybkiego opuszczenia
kamienicy, może zabrać osobiste drobiazgi i meble ale tylko te co do których ma
pewność że są jego własnością. I żeby nie pozostawił po sobie bałaganu czy
zniszczeń. Bo takie
wybryki będą go drogo kosztować. Co do
mnie to teraz idę zająć swoje nowe
lokum, możesz odetchnąć nie będę już się snuł po zamku, a ty możesz już
przestać się tutaj ukrywać. Zabieram ze sobą Wiktora i tą dziewczynę od
szykowania kąpieli, jak sądzę całą obsadę, niezbędnej do prawidłowego funkcjonowania pałacu, służby zastanę na miejscu?
-Oczywiście, wiadome jest że zadbałem by im było wygodnie. Oczy mi
wydrapią za ten afront. Co ja teraz zrobię?
Widział te panie przez chwilę i nie miał złudzeń naprawdę były ostre i wymagające, niewiele różniły się w tym
względzie od kobiety z obrazu. Nie będą
mieć najmniejszych skrupułów przykładnie ukarzą Bonifacego za słabość, będzie miał
szczęście jeśli wyjdzie z tego bez szwanku.
I nieważne że teoretycznie to on był najważniejszą osobą w królestwie. To był szczegół dla nich był
tylko pionkiem. Opiekun miał pewność co
do tego że obydwie mają mocno rozbudowaną wyobraźnie i nie są amatorkami w
zadawaniu bólu. Potrafiły torturować ludzi, a zabijanie przychodziło im z
niebywałą łatwością. Normalne kobiety gotowały zupy, piekły, ciasta a one z taką samą łatwością i obojętnością
wbijały nóż między żebra czy podrzynały gardło ludziom. To była dla nich zwykła
praca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz