Król oddychając szybko i niespokojnie jakby się bał że kobiety czają się tuż za oparciem
jego fotela i czekają na sprzyjająca okazję by zaatakować, zaczął lamentować.
To co go do tej pory pociągało w tych paniach stało się niebezpieczne dla jego zdrowia i życia, był tego świadomy. Jeszcze niedawno miał kontrolę nad wszystkim był
bezpieczny. Był panem sytuacji pociągał za wszystkie sznurki, teraz wszystko
runęło jak domek z kart. Teraz był niczym kurczak rzucony pomiędzy wygłodniałe wilki. A niemiał
pojęcia, co zrobić by wszystko wróciło na stare dobrze mu znane koleiny.
-Zawsze możesz
zrobić karierę jako pasterz owiec, Bonifacy. Tylko
ty, owce i łąki zielone, no powiedz nie pociąga cie ta wizja? Ewentualnie zostają
ci pokazy cyrkowe, piękne cekinowe koszule się nie zmarnują i będą jak
znalazł.
Opiekun
uśmiechnął się brzydko, lubił wbić gwóźdź w słaby punkt przeciwnika, taka mała
słabostka, choć wiedział że w porównaniu z flamami króla jest delikatny niczym kaczy puch.
Pałac
Już na pierwszy rzut oka pałac nie był tym
pałacem z jego wspomnień. Całkowicie zmieniono
kolor elewacji, z delikatnego piaskowego na buraczkowy przez który
budowla sprawiała wrażenie ciężkiej i ponurej. Zauważył też niepasujące do
całości dobudówki, skojarzyły mu się z wielkimi niekształtnymi guzami.
Pałac toczyła choroba spowodowana brakiem umiejętności architekta który nie
potrafił połączyć wymagań właściciela z utrzymaniem wyjątkowego stylu budowli.
Najgorzej rzecz się miała z ogrodem, całkowicie odmieniono jego wygląd. Zamiast
dobrze mu znanych uroczych alejek różanych, wszędzie pyszniły się starannie przycięte labirynty
żywopłotu. Nowa też była wielka fontanna. Ogromna marmurowa rzeźba
przedstawiała mężczyznę i kobietę wspólnie trzymających szeroki kielich i
właśnie z niego krystalicznie czysta woda
pryskała na rząd marmurowych róż.
Może to i dobrze że przeszłość odchodzi
pomyślał smutno Opiekun, wspominając słodki zapach kwiatów, którego pomimo wszystkich zmian
nie zapomni do końca swoich dni. Na szczęście nie zdążył się całkowicie zanurzyć w świat wspomnień i poruszającego się w ślad za
nimi rozdzierającego duszę bólu. Poczuł
ma przedramieniu delikatne trochę takie niezdecydowane dotknięcie. Rozbawiony i podekscytowany nowymi
doświadczeniami Wiktor zauważył że
Opiekun myślami buja gdzieś daleko w obłokach więc przełamał swój z dnia na dzień coraz mniejszy
strach i opuszkami palców musnął
pelerynę, przywracając Wędrowca do
rzeczywistości.
-Panie popatrz
co się tam dzieje.
Poniżej schodów dwie wystrojone wściekłe co było widać z daleka kobiety, biegały od wielkiej sterty kufrów do karety i
z powrotem. Jedna z nich ta wyższa właśnie zaczęła okładać lokaja białą
przeciwsłoneczną parasolką. Facet postury przerośniętego niedźwiedzia ze
stoickim spokojem przyjmował razy koronkowego gadżetu.
Wędrowiec
przysiadł na trawie.
-Widzisz
Wiktorze co za niesłychany
zbieg okoliczności, on jest trochę podobny do mnie.- A jednak szkoda mu było tych różanych alejek, z
którymi związane było tyle wspomnień. Dobrych rzeczy nie powinno się zmieniać.
-Do Ciebie
panie? Nie, przecież to niedźwiedź, łapy ma jak bochny chleba, takiego dla
wielodzietnej rodziny. Pan raczej mizernej jest postury, z całym szacunkiem- Dodał pośpiesznie bojąc się że uraził mężczyznę.
-Nie chodziło
mi o podobieństwo facjaty, czy postury tylko o poczucie siły. Siła nie jest
ukryta w mięśniach tylko tu- popukał się wymowne w głowę- Gdyby on
tylko chciał to jednym ruchem ręki wbiłby ją w ten bruk. Nawet głowa by nie
wystawała. Wie że w nim jest moc i to pozwala mu olać to jej głupie gadanie, te
dziwne i bezsensowne żądania, ja też wiem że mam siłę.. -Delikatnie pogładził niepasujący do wypielęgnowanego trawnika kwiat
podbiału.
-Panie ale
Ciebie ludzie szanują, Ty nie jesteś jedynie popychadłem na usługach innych tak
jak on. On nie wyjścia, takich jak my poniża się się bez przerwy nie mamy na to
wpływu.- Chłopak biegał koło Wędrowca wymachując
z przejęcia długimi
chudymi kończynami. Nie mógł zrozumieć co
takiego Opiekun zobaczył w tej górze mięsa w zwykłym służącym, dlaczego się do
niego porównał. To
tak jakby mówić, że byk podobny jest do pisklaka. Niepokoił go fakt że coraz mniej
rozumie postępowanie Wędrowca. Nie wróżyło to dobrze na przyszłość a ich losy
splotły się, Opiekun go naznaczył wybrał. Teraz jego życie zależało od dziwactw i wyborów
Wędrowca,.
-Mylisz się
ludzie się mnie boją. Strach innych jest moją siłą. Każdy jest popychadłem,
gdzieś zawsze jest ukryty haczyk. Zawsze o stopień wyżej stoi jakaś
potężniejsza persona i pociąga za sznurki, zawsze Wiktorze, nie miej złudzeń.
-Ale Ty panie
jesteś ponadto!- Chłopak nie chciał mu uwierzyć, nie mógł sobie
wyobrazić że ktoś mógłby być potężniejszy od Opiekuna, że mógłby być na tyle
sprytny by nim manipulować. To wbrew logice, chyba, że Wędrowiec żartuje albo go poduszcza, sprawdza
lojalność. Tak, tak właśnie musiało być, podpuszcza go.
Wiktor był bardzo młody, jeszcze nie tak
dawno prowadził proste biedne i nieskomplikowane życie,
potem udało mu się dostać pracę w zamku i świat się zmienił a może on, nie był tego całkiem pewny. Szybko zdał sobie sprawę że wiele musi jeszcze zobaczyć by zrozumieć o co naprawdę jest ważne. Wcześniej wiedział teraz trochę się pogubił. Chwilami wydawało mu się że jego życie zmieniło się w
spacer po grzęzawisku. Sam nigdy nie był na bagnach lecz
słyszał mrożące krew w żyłach opowiadania, o tym jak łatwo tak stracić zdrowie i życie. Potwory nie
były mu straszne zbyt wiele widywał ich co dnia tu w zamku. Tylko
że tutejsze miewały piękne twarze i chodziły wystrojone w modne stroje. Bardziej go martwiło że zło panujące wokół
może go wciągnąć tak bez ostrzeżenia, jeden zły krok i utonie niczym w błocie.
Ciągle miał przed oczami swojego kuzyna który straszliwie zbłądził i zło
przeżarło jego duszę. Przyprowadzał do bogaczy młodziutkie dziewczęta i chłopców zwabiając ich możliwością
zarobku. Werbował te
dzieciaki w najbiedniejszych dzielnicach
i bez najmniejszych wyrzutów sumienia sprzedawał jak zwierzęta.
Obojętny na płacz, krzyki, potworny ból
ofiar spokojnie liczył zarobione pieniądze. Wiktor brzydził
się swojego kuzyna i wolałby obgryzać korę z drzew niż zhańbić się podobnym
procederem.
Czasem lepiej
wiedzieć mniej, łatwiej być wtedy szczęśliwym.
-Chciałbym,
ale nawet ja jestem niewolnikiem na krótkim łańcuchu. Dość jednak o tym, trzeba
te kolorowe ptaki przegonić z naszej posiadłości.
Podniósł się
niechętnie z przyjaznej rozkosznie miękkiej trawy, tak szczerze mówiąc nie miał wcale ochoty na
pyskówki z tymi kobietami.
-Może psy je
przegonią?- Nieśmiało zaproponował chłopak
Zignorował pomysł Wiktora, to był już
najwyższy czas by zacząć działać. To niezaplanowane przedstawienie,
co prawda było niezwykle zajmujące i pewnie jeszcze poświęciłby mu trochę uwagi,
ale nie była to zbyt
sprzyjająca chwila na tego typu rozrywki.
Raźnym krokiem minął bramę i ruszył w kierunku dziedzińca.
Zauważyły jak
nadchodzi, czekały niezdecydowane co zrobić.
Nie skłonił
się, nie przywitał, uważał to za bezcelowe.
-Sikoreczki
wsiadajcie do karety. Pan atleta wciśnie tu jeszcze parę kufrów, resztę dowiezie wam drugim kursem. Tylko adresu nie
zapomnijcie podać, gdybyśmy chcieli wpaść na kurtuazyjną herbatkę, choć pewnie
za godzinę to już całe miasto o tym gadać będzie, więc upierać się nie będę byście dzieliły się z nami
szczegółami. Sławy pragnęłyście ponad
wszystko, sławę otrzymacie. Powinnyście być szczęśliwe a wam
jad z oczu i ust kapie. Nie dogodzi wam nikt jak widzę.
-A żeby cię
pokręciło przybłędo- Wycharczała ta z większym dekoltem.
Popatrzył na
jej wysoki zapinany na guziczki czerwony trzewik, wiedział że miała tam ukryty
sztylecik. Zastanawiał się czy odważy się go użyć, zwykle nie miała skrupułów.
Doszła już do tego etapu że na rękojeści zaznaczała kreską życie które uciekło
z jej przeciwnika za sprawą tego ostrza. Nie liczył nacięć. Nie był sędzią nie jego rolą był
karać każdego, kto dopuści się haniebnych czynów od tego były sądy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz