środa, 19 lutego 2014

19.02 Wędrowiec, kochanice króla powracają.






       Król oddychając szybko i niespokojnie jakby się bał że kobiety czają się tuż za oparciem jego fotela i czekają na sprzyjająca okazję by zaatakować, zaczął lamentować. To co go do tej pory  pociągało w tych paniach stało się niebezpieczne dla jego zdrowia i życia, był tego świadomy. Jeszcze niedawno miał kontrolę nad wszystkim był bezpieczny. Był panem sytuacji pociągał za wszystkie sznurki, teraz wszystko runęło jak domek z kart. Teraz był niczym kurczak rzucony pomiędzy wygłodniałe wilki. A niemiał pojęcia, co zrobić by wszystko wróciło na stare dobrze mu znane koleiny.
-Zawsze możesz zrobić karierę jako pasterz owiec, Bonifacy. Tylko ty, owce i łąki zielone, no powiedz nie pociąga cie ta wizja? Ewentualnie zostają ci pokazy cyrkowe, piękne cekinowe koszule się nie zmarnują i będą jak znalazł.          
Opiekun uśmiechnął się brzydko, lubił wbić gwóźdź w słaby punkt przeciwnika, taka mała słabostka, choć wiedział że w porównaniu z flamami króla jest delikatny niczym kaczy puch.




Pałac

         


        Już na pierwszy rzut oka pałac nie był tym pałacem z jego wspomnień. Całkowicie zmieniono  kolor elewacji, z delikatnego piaskowego na buraczkowy przez który budowla sprawiała wrażenie ciężkiej i ponurej. Zauważył też niepasujące do całości dobudówki, skojarzyły mu się z wielkimi niekształtnymi guzami. Pałac toczyła choroba spowodowana brakiem umiejętności architekta który nie potrafił połączyć wymagań właściciela z utrzymaniem wyjątkowego stylu budowli. Najgorzej rzecz się miała z ogrodem, całkowicie odmieniono jego wygląd. Zamiast dobrze mu znanych uroczych alejek różanych, wszędzie  pyszniły się starannie przycięte labirynty żywopłotu. Nowa też była wielka fontanna. Ogromna marmurowa rzeźba przedstawiała mężczyznę i kobietę wspólnie trzymających szeroki kielich i właśnie z niego krystalicznie czysta woda  pryskała na rząd marmurowych róż.
        Może to i dobrze że przeszłość odchodzi pomyślał smutno Opiekun, wspominając słodki zapach kwiatów, którego pomimo wszystkich zmian nie zapomni do końca swoich dni. Na szczęście nie zdążył się całkowicie zanurzyć w świat wspomnień i poruszającego się w ślad za nimi rozdzierającego duszę bólu. Poczuł ma przedramieniu delikatne trochę takie niezdecydowane dotknięcie. Rozbawiony i podekscytowany nowymi doświadczeniami Wiktor zauważył że Opiekun myślami buja gdzieś daleko w obłokach więc przełamał swój z dnia na dzień coraz mniejszy strach i opuszkami palców musnął pelerynę, przywracając  Wędrowca do rzeczywistości.
-Panie popatrz co się tam dzieje.
          Poniżej schodów dwie wystrojone wściekłe co było widać z daleka kobiety, biegały od wielkiej sterty kufrów do karety i z powrotem. Jedna z nich ta wyższa właśnie zaczęła okładać lokaja białą przeciwsłoneczną parasolką. Facet postury przerośniętego niedźwiedzia ze stoickim spokojem przyjmował razy koronkowego gadżetu.
Wędrowiec przysiadł na trawie.
-Widzisz Wiktorze co za niesłychany zbieg okoliczności, on jest trochę podobny do mnie.- A jednak szkoda mu było tych różanych alejek, z którymi związane było tyle wspomnień. Dobrych rzeczy nie powinno się zmieniać.
-Do Ciebie panie? Nie, przecież to niedźwiedź, łapy ma jak bochny chleba, takiego dla wielodzietnej rodziny. Pan raczej mizernej jest postury, z całym szacunkiem- Dodał pośpiesznie bojąc się że uraził mężczyznę.
-Nie chodziło mi o podobieństwo facjaty, czy postury tylko o poczucie siły. Siła nie jest ukryta w mięśniach tylko tu- popukał się wymowne w głowę- Gdyby on tylko chciał to jednym ruchem ręki wbiłby ją w ten bruk. Nawet głowa by nie wystawała. Wie że w nim jest moc i to pozwala mu olać to jej głupie gadanie, te dziwne i bezsensowne żądania, ja też wiem że mam siłę.. -Delikatnie pogładził niepasujący do wypielęgnowanego trawnika kwiat podbiału.
-Panie ale Ciebie ludzie szanują, Ty nie jesteś jedynie popychadłem na usługach innych tak jak on. On nie wyjścia, takich jak my poniża się się bez przerwy nie mamy na to wpływu.- Chłopak biegał koło Wędrowca wymachując z przejęcia długimi chudymi kończynami. Nie mógł zrozumieć co takiego Opiekun zobaczył w tej górze mięsa w zwykłym służącym, dlaczego się do niego porównał. To tak jakby mówić, że byk podobny jest do pisklaka. Niepokoił go fakt że coraz mniej rozumie postępowanie Wędrowca. Nie wróżyło to dobrze na przyszłość a ich losy splotły się, Opiekun go naznaczył wybrał. Teraz jego życie zależało od dziwactw i wyborów Wędrowca,.
-Mylisz się ludzie się mnie boją. Strach innych jest moją siłą. Każdy jest popychadłem, gdzieś zawsze jest ukryty haczyk. Zawsze o stopień wyżej stoi jakaś potężniejsza persona i pociąga za sznurki, zawsze Wiktorze, nie miej złudzeń.
-Ale Ty panie jesteś ponadto!- Chłopak nie chciał mu uwierzyć, nie mógł sobie wyobrazić że ktoś mógłby być potężniejszy od Opiekuna, że mógłby być na tyle sprytny by nim manipulować. To wbrew logice, chyba, że Wędrowiec żartuje albo go poduszcza, sprawdza lojalność. Tak, tak właśnie musiało być, podpuszcza go.
       Wiktor był bardzo młody, jeszcze nie tak dawno prowadził proste biedne i nieskomplikowane życie, potem udało mu się dostać pracę w zamku i świat się zmienił a może on, nie był tego całkiem pewny. Szybko zdał sobie sprawę że wiele musi jeszcze zobaczyć by zrozumieć o co naprawdę  jest ważne. Wcześniej wiedział teraz trochę się pogubił. Chwilami wydawało mu się że jego życie zmieniło się w spacer po grzęzawisku. Sam nigdy nie był na bagnach lecz słyszał mrożące krew w żyłach opowiadania, o tym jak łatwo tak stracić zdrowie i życie.  Potwory nie były mu straszne zbyt wiele widywał ich co dnia tu w zamku. Tylko że tutejsze miewały piękne twarze i chodziły wystrojone w modne stroje. Bardziej go martwiło że zło panujące wokół może go wciągnąć tak bez ostrzeżenia, jeden zły krok i utonie niczym w błocie. Ciągle miał przed oczami swojego kuzyna który straszliwie zbłądził i zło przeżarło jego duszę. Przyprowadzał do bogaczy młodziutkie dziewczęta i chłopców zwabiając ich możliwością zarobku. Werbował te dzieciaki w najbiedniejszych dzielnicach i bez najmniejszych wyrzutów sumienia sprzedawał jak zwierzęta. Obojętny na płacz, krzyki, potworny ból ofiar spokojnie liczył zarobione pieniądze. Wiktor brzydził się swojego kuzyna i wolałby obgryzać korę z drzew niż zhańbić się podobnym procederem.
Czasem lepiej wiedzieć mniej, łatwiej być wtedy szczęśliwym.
-Chciałbym, ale nawet ja jestem niewolnikiem na krótkim łańcuchu. Dość jednak o tym, trzeba te kolorowe ptaki przegonić z naszej posiadłości.
Podniósł się niechętnie z przyjaznej rozkosznie miękkiej trawy, tak szczerze mówiąc nie miał wcale ochoty na pyskówki z tymi kobietami.
-Może psy je przegonią?- Nieśmiało zaproponował chłopak
        Zignorował pomysł Wiktora, to był już najwyższy czas by zacząć działać. To niezaplanowane przedstawienie, co prawda było niezwykle zajmujące i pewnie jeszcze poświęciłby mu trochę uwagi, ale nie była to zbyt sprzyjająca chwila na tego typu rozrywki. Raźnym krokiem minął bramę i ruszył w kierunku dziedzińca.
Zauważyły jak nadchodzi, czekały niezdecydowane co zrobić.
Nie skłonił się, nie przywitał, uważał to za bezcelowe.
-Sikoreczki wsiadajcie do karety. Pan atleta wciśnie tu jeszcze parę kufrów, resztę  dowiezie wam drugim kursem. Tylko adresu nie zapomnijcie podać, gdybyśmy chcieli wpaść na kurtuazyjną herbatkę, choć pewnie za godzinę to już całe miasto o tym gadać będzie, więc upierać się nie będę byście dzieliły się z nami szczegółami. Sławy pragnęłyście ponad wszystko, sławę otrzymacie. Powinnyście być szczęśliwe a wam jad z oczu i ust kapie. Nie dogodzi wam nikt jak widzę.
-A żeby cię pokręciło przybłędo- Wycharczała ta z większym dekoltem.

Popatrzył na jej wysoki zapinany na guziczki czerwony trzewik, wiedział że miała tam ukryty sztylecik. Zastanawiał się czy odważy się go użyć, zwykle nie miała skrupułów. Doszła już do tego etapu że na rękojeści zaznaczała kreską życie które uciekło z jej przeciwnika za sprawą tego ostrza. Nie liczył nacięć. Nie był sędzią nie jego rolą był karać każdego, kto dopuści się haniebnych czynów od tego były sądy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz