-Pytasz o mnie
czy o siebie? Zadajesz niewygodne pytanie, i nie znasz odpowiedzi, ja ci w tym nie pomogę. Gryziesz się tym że oni stracili wszystko bo ty zaniechałeś szukania winnych, ze nie obroniłeś dziewczyny? Dlaczego? Przecież wierzysz w
przeznaczenie choć swymi słowami i czynami próbujesz temu zaprzeczyć.
Z niechęcią
pomyślał że to na
jego drodze pojawiła się następna z tych
co wszystko wiedzą najlepiej. Coś tam zobaczyła, czegoś się domyśliła i już gada jakby wszystkie rozumy zjadła. Nie po
to jej pomaga by mu zrzędziła i zasypywała swoimi pseudo psychologicznymi mądrościami. Najlepiej by zrobił gdyby teraz wyszedł i nigdy już tu
nie wrócił, ale na taki krok było stanowczo za późno. Pozostanie tutaj to akt
odwagi czy może tchórzostwa? Interpretacją jego postawy zajmą się inni tacy,
których to jeszcze bawi, bo jego już nie.
-Kobiety
przewrotne z was istoty. Zawsze wszystko wywracacie do góry nogami.-Pogroził jej palcem.
Ziółka
zadziałały doskonale, było widać że czuła się znacznie lepiej. Trucizna, która ją zabijała przed
przybyciem Wędrowca została zneutralizowana, ale ze wspomnieniami musi poradzić
sobie sama. On nie czuł się na siłach by jej pomóc, znał się dolegliwościach ciała,
ale nie duszy.
-Kochałeś ją,
ale wybrałeś szlachetniejszą z dróg.
Nawet nie
pytał skąd wie tyle o jego życiu. Nie życzył sobie by ktoś obcy grzebał w jego
uczuciach i wspomnieniach. To były rejony, które absolutnie i nieodwołanie należały tylko do niego,
nie miał zamiaru z nikim ich dzielić. Całe życie ze wszystkich sił strzegł tej
przestrzeni i tylko Hadwiga zbliżyła się na tyle blisko by odcisnąć na niej
swoje piętno. To nigdy już nie może się powtórzyć powtarzał to sobie jak mantrę
tysiące razy. Drugi raz nie przeżyłby takiej tragedii, panicznie bał się
straty.
-Tak, z natury
jestem niezwykle szlachetny, dlatego teraz miłosiernie i z zapałem będę ci wyciskał ropę z ran,
czerpiąc z tego chorą
satysfakcje. Co robiłaś za obszarem?- Nie liczył na szczerą odpowiedź. Przygotowany był
na prawie doskonałą wersję kłamstwa, i kilka niedomówień. Dziewczyna nie należała do tych, co mielą
językiem i co nóż na gardle potrafił zmusić je do wyjawienia tajemnic.
-Raz do roku
musimy wyjść po zioła, niestety zakon już to wie.
Nie zamierzał jej przesłuchiwać, nie w takim stanie, udał więc że uwierzył w to co powiedziała.
Nie wspomniał że wie o wielkich laboratoriach i postępie naukowym pozwalającym
wyhodować im każdą z roślin. Czasem lepiej zostawić sobie asa w rękawie.
-Dlaczego ty?
Jesteś młoda, a u was jak wieść niesie młodych kobiet coraz mniej. –Nie drgnęła mu nawet powieka,
gdy to mówił, ale ona była zbyt wykończona chorobą by zauważyć, że ją
podpuszcza. Ludzie przecież nie mają zielonego pojęcia, co dzieje się w
enklawie, chyba, że ona w końcu potraktowała go poważnie i uwierzyła, że on wie
naprawdę dużo.
-Znam się na
wielu rzeczach, a moja młodość niestety jest jałowa. Ciężko chorowałam jako
dziecko, przeżyłam ale kuracja zostawiła trwałe ślady. Jestem bezpłodna i nie
ma na to sposobu, to
wystarczający powód by zaryzykować nie sądzisz?
-Oni cię
zgwałcili prawda?- Nie czuł się komfortowo poruszając ten temat, wiedział
że przysparza jej
dodatkowego bólu. Nie robiłby tego, nie narażał na dodatkowe
cierpienie gdyby nie było to w tym
momencie istotne.
-Nie mówmy o
tym, to nie ważne, taka karma. To co było odeszło, trzeba żyć dalej.
-Ważne, dla
mnie ważne. Nie zamierzam tego tak pozostawić, zostaną odpowiednio ukarani. Oj
będą żałować że ich nie wykastrowałaś tępym scyzorykiem. Nie obiecuje tego
tobie lecz sobie, bo nie znoszę takich bydlaków.
Przez chwilę
milczeli nie wiedząc
co powiedzieć. On całkiem sprawnie radził sobie z ropnymi guzami przypominającymi
purchawki. A ona dzielnie udawała że ją to wcale nie boli.
Lilidia czuła, że on chce jej coś
powiedzieć, coś ważnego,
ale nie ponaglała czekała. Bała się tego
co usłyszy, a nie łatwo było ją przestraszyć.
-Muszę ci to
powiedzieć, tylko nie wiem jak. Jeden z nich był chory, złapał coś od
przydrożnej dziewki.-Zdecydował się w końcu mówić. Czuł nieznane mu do tej pory
skrępowanie, dość nietypowe, bo zwykł mawiać i święcie w to wierzył, że nic, co
ludzkie nie jest mu obce. To, co dla ludzi było zwykle tabu dla niego zwykłym
niewzbudzającym emocji tematem. Więc jak tłumaczyć tę nagłą zmianę w jego
zachowaniu sam nie wiedział.
Najpierw leciutki,
ale nabierający
szybko odcienia ceglasto-czerwonego palący skórę rumieniec wypełz na policzki dziewczyny. Cieszyła się że leży bokiem i
on nie widzi mieszanki uczuć która zawładnęła
jej twarzą grymasu bólu, olbrzymiego
irracjonalnego wstrętu do siebie i nienawiści do oprawców. Czuła się zbrukana, niepełna,
pozbawiona cząstki siebie i godności. Gorsza i odrażająca.
-Nie mógł mnie
skrzywdzić w ten sposób. Wasze choroby mnie nie dotyczą, jestem odporna. Gorzej
z ludzkim nasieniem jest dla nas jak trucizna, dlatego się nie mogłam się zregenerować -Tłumaczyła pokrętnie wiedząc że tym razem nie mogła przemilczeć, udać że nie słyszy słów które
on wypowiedział z źle ukrywaną wściekłością
-Czekaj coś mi
się tu nie zgadza, przed podpisaniem traktatu widziałem dzieci z
mieszanych związków. To skąd się one
wzięły?
-Długie
medytacje i odpowiedni napar z ziół potrafią ustawić przyjaźnie do ludzi nasze organizmy. Jesteśmy w stanie
zneutralizować truciznę, no i sama miłość działa cuda.
Pokiwał głową, była naprawdę
zaskakującą istotą. Ci szubrawcy bezdusznie brutalnie zbezcześcili
jej ciało, chcieli zabić a mimo to nie było w niej prawdziwej czystej nienawiści. Owszem był żal, pogarda ale nie nienawiść. Znał prawdziwą nienawiść i wiedział, że ona źle zdefiniowała
i nazwało to, co do nich czuła. Na szczęście się myliła i dobrze, bo te potwory
nie zasługiwały na jej nienawiść. Zbyt dużo jej zabrali żeby jeszcze wyniszczać
powoli i nieustannie, przesłaniając wszystko, co dobre i wartościowe. Była inna, może miała i tajne podejrzane zadanie, ale kryła w sobie
wyjątkową dobroć i rozwagę. On sam nie byłby zdolny wybaczyć, nawet nie mógł zrozumieć po
co ona próbowała się do tego zmusić.Co innego klasyczne wyparcie, ale przebaczenie?
-I tu też mamy
do czynienia z takim małym cudem. Niewiarygodne ten drań sprawił że niemożliwe stało się możliwe. Więc
jeśli tylko zechcesz...
Przerwała mu
pośpiesznie pierwszy raz tak wyraźnie zdradzając emocje.
-O czym mówisz???
-Twój organizm
broniąc się przed jak to nazwałaś trucizną i chorobą weneryczną, poszedł
całkiem nietypową drogą. Nie widziałem że to jest w ogóle możliwe, a jednak odbudował twoje narządy rodne. Nie
wiem po co i dlaczego, jednak stało się. Ja nawet w najlepszych latach nie wpadłbym nawet na
pomysł by próbować rekonstruować jajniki a tu się wzięło i samo naprawiło. To
prawdziwy cud.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz