sobota, 1 lutego 2014

01.02 Wędrowiec, cuda które zaskakują....





-Pytasz o mnie czy o siebie?  Zadajesz  niewygodne pytanie, i nie znasz odpowiedzi, ja ci w tym nie pomogę. Gryziesz się tym że oni stracili wszystko bo ty zaniechałeś szukania winnych, ze nie obroniłeś dziewczyny? Dlaczego? Przecież wierzysz w przeznaczenie choć swymi słowami i czynami próbujesz temu zaprzeczyć.
Z niechęcią pomyślał że to na jego drodze pojawiła się następna z tych co wszystko wiedzą najlepiej. Coś tam zobaczyła, czegoś się domyśliła i już gada jakby wszystkie rozumy zjadła. Nie po to jej pomaga by mu zrzędziła i zasypywała swoimi pseudo psychologicznymi mądrościami. Najlepiej by zrobił gdyby teraz wyszedł i nigdy już tu nie wrócił, ale na taki krok było stanowczo za późno. Pozostanie tutaj to akt odwagi czy może tchórzostwa? Interpretacją jego postawy zajmą się inni tacy, których to jeszcze bawi, bo jego już nie.
-Kobiety przewrotne z was istoty. Zawsze wszystko wywracacie do góry nogami.-Pogroził jej palcem.
Ziółka zadziałały doskonale, było widać że czuła się znacznie lepiej. Trucizna, która ją zabijała przed przybyciem Wędrowca została zneutralizowana, ale ze wspomnieniami musi poradzić sobie sama. On nie czuł się na siłach by jej pomóc, znał się dolegliwościach ciała, ale nie duszy.
-Kochałeś ją, ale wybrałeś szlachetniejszą z dróg.
Nawet nie pytał skąd wie tyle o jego życiu. Nie życzył sobie by ktoś obcy grzebał w jego uczuciach i wspomnieniach. To były rejony, które absolutnie i nieodwołanie należały tylko do niego, nie miał zamiaru z nikim ich dzielić. Całe życie ze wszystkich sił strzegł tej przestrzeni i tylko Hadwiga zbliżyła się na tyle blisko by odcisnąć na niej swoje piętno. To nigdy już nie może się powtórzyć powtarzał to sobie jak mantrę tysiące razy. Drugi raz nie przeżyłby takiej tragedii, panicznie bał się straty.
-Tak, z natury jestem niezwykle szlachetny, dlatego teraz miłosiernie i z zapałem będę ci wyciskał ropę z ran, czerpiąc z tego chorą satysfakcje. Co robiłaś za obszarem?- Nie liczył na szczerą odpowiedź. Przygotowany był na  prawie doskonałą wersję kłamstwa, i kilka niedomówień. Dziewczyna nie należała do tych, co mielą językiem i co nóż na gardle potrafił zmusić je do wyjawienia tajemnic.
-Raz do roku musimy wyjść po zioła, niestety zakon już to wie.
Nie zamierzał jej przesłuchiwać, nie w takim stanie, udał więc że uwierzył w to co powiedziała. Nie wspomniał że wie o wielkich laboratoriach i postępie naukowym pozwalającym wyhodować im każdą z roślin. Czasem lepiej zostawić sobie asa w rękawie.
-Dlaczego ty? Jesteś młoda, a u was jak wieść niesie młodych kobiet coraz mniej. –Nie drgnęła mu nawet powieka, gdy to mówił, ale ona była zbyt wykończona chorobą by zauważyć, że ją podpuszcza. Ludzie przecież nie mają zielonego pojęcia, co dzieje się w enklawie, chyba, że ona w końcu potraktowała go poważnie i uwierzyła, że on wie naprawdę dużo.
-Znam się na wielu rzeczach, a moja młodość niestety jest jałowa. Ciężko chorowałam jako dziecko, przeżyłam ale kuracja zostawiła trwałe ślady. Jestem bezpłodna i nie ma na to sposobu, to wystarczający powód by zaryzykować nie sądzisz?
-Oni cię zgwałcili prawda?- Nie czuł się komfortowo poruszając ten temat, wiedział że przysparza jej dodatkowego bólu. Nie robiłby tego, nie narażał na dodatkowe cierpienie gdyby nie było to w tym momencie istotne.
-Nie mówmy o tym, to nie ważne, taka karma. To co było odeszło, trzeba żyć dalej.
-Ważne, dla mnie ważne. Nie zamierzam tego tak pozostawić, zostaną odpowiednio ukarani. Oj będą żałować że ich nie wykastrowałaś tępym scyzorykiem. Nie obiecuje tego tobie lecz sobie, bo nie znoszę takich bydlaków.
Przez chwilę milczeli nie wiedząc co powiedzieć. On całkiem sprawnie radził sobie z ropnymi guzami przypominającymi purchawki. A ona dzielnie udawała że ją to wcale nie boli.
Lilidia czuła, że on chce jej coś powiedzieć, coś ważnego, ale nie ponaglała czekała. Bała się tego co usłyszy, a nie łatwo było ją przestraszyć.
-Muszę ci to powiedzieć, tylko nie wiem jak. Jeden z nich był chory, złapał coś od przydrożnej dziewki.-Zdecydował się w końcu mówić. Czuł nieznane mu do tej pory skrępowanie, dość nietypowe, bo zwykł mawiać i święcie w to wierzył, że nic, co ludzkie nie jest mu obce. To, co dla ludzi było zwykle tabu dla niego zwykłym niewzbudzającym emocji tematem. Więc jak tłumaczyć tę nagłą zmianę w jego zachowaniu sam nie wiedział.
         Najpierw leciutki, ale nabierający szybko odcienia ceglasto-czerwonego palący skórę rumieniec wypełz na policzki dziewczyny. Cieszyła się że leży bokiem i on  nie widzi mieszanki uczuć która zawładnęła jej twarzą grymasu bólu, olbrzymiego  irracjonalnego wstrętu do siebie i nienawiści do oprawców. Czuła się zbrukana, niepełna, pozbawiona cząstki siebie i godności. Gorsza i odrażająca.
-Nie mógł mnie skrzywdzić w ten sposób. Wasze choroby mnie nie dotyczą, jestem odporna. Gorzej z ludzkim nasieniem jest dla nas jak trucizna, dlatego się nie mogłam  się zregenerować -Tłumaczyła pokrętnie wiedząc że tym razem nie mogła przemilczeć, udać że nie słyszy słów które on wypowiedział z źle ukrywaną wściekłością
-Czekaj coś mi się tu nie zgadza, przed podpisaniem traktatu widziałem dzieci z mieszanych  związków. To skąd się one wzięły? 
-Długie medytacje i odpowiedni napar z ziół potrafią ustawić przyjaźnie do ludzi  nasze organizmy. Jesteśmy w stanie zneutralizować truciznę, no i sama miłość działa cuda.
            Pokiwał głową, była naprawdę zaskakującą istotą. Ci szubrawcy bezdusznie brutalnie zbezcześcili jej ciało, chcieli zabić a mimo to nie było w niej prawdziwej czystej nienawiści. Owszem był żal, pogarda ale nie nienawiść. Znał prawdziwą nienawiść i wiedział, że ona źle zdefiniowała i nazwało to, co do nich czuła. Na szczęście się myliła i dobrze, bo te potwory nie zasługiwały na jej nienawiść. Zbyt dużo jej zabrali żeby jeszcze wyniszczać powoli i nieustannie, przesłaniając wszystko, co dobre i wartościowe. Była inna, może miała i tajne podejrzane zadanie, ale kryła w sobie wyjątkową dobroć i rozwagę. On sam nie byłby zdolny wybaczyć, nawet nie mógł zrozumieć po co ona  próbowała się do tego zmusić.Co innego klasyczne wyparcie, ale przebaczenie?
-I tu też mamy do czynienia z takim małym cudem. Niewiarygodne ten drań  sprawił że niemożliwe stało się możliwe. Więc jeśli tylko zechcesz...
Przerwała mu pośpiesznie pierwszy raz tak wyraźnie zdradzając emocje.
-O czym  mówisz???

-Twój organizm broniąc się przed jak to nazwałaś trucizną i chorobą weneryczną, poszedł całkiem nietypową drogą. Nie widziałem że to jest w ogóle możliwe, a jednak odbudował twoje narządy rodne. Nie wiem po co i dlaczego, jednak stało się. Ja nawet w najlepszych latach nie wpadłbym nawet na pomysł by próbować rekonstruować jajniki a tu się wzięło i samo naprawiło. To prawdziwy cud.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz