wtorek, 4 lutego 2014

porwanie w alaskańskim raju!

Wiecie, że w alaskańskim raju czasem nawalają komputery? A nawalają i ja nie mogłem opisywać co się u mnie działo....no sorry już to naprawiam....miałem opisać Wam jak to jest w wikingowej stolicy jak jeździ się metrem....
Metro jak metro....pfff nic szczególnego....ale na drodze do metra stoi niezbyt fajny   wynalazek...ruchome schody....Wiecie, że te schody porywają malamuty?? Nie chciałem wchodzić na te schody...ale one mnie wciągnęły...Czujecie to? Wciągające schody....poszedłem za mamą  jeden kroczek i jakoś tak wyszło, że schody mnie wzięły i porwały...mama była spokojna, a ja za to bardzo zdenerwowany...normalnie przecież schodów się nie boje, ale takich podstepnych porywaczy...na ich końcu musiałem uważać aby łapki mi nie wciągnęło pod ziemię....bo tam, pod tą ziemią to juz raju nie ma....
Dobrze, że ze schodami poradziłem sobie w miarę dobrze...ba w końcu duży malamut jestem. Wsiedliśmy do metra....Czujecie ile tam było człowieków??? Dużo, bardzo dużo i było gorąco, bardzo gorąca, ale mama miała dla mnie wodę i dawała mi pić. Chyba długo jechaliśmy tym metrem, nie tak długo jak do wikingowej stolicy...ale najważniejsze, że do pudełka nie musiałem wchodzić...pamietacie, że pudełka są podstępne?? Bo są!!



Dziwny ten alaskański raj bo tak tu gorąco.....Ale woda tam była i nie słona wcale i lasek był i skałki były a ja lubie skałki!! Znaleźliśmy fajne miejsce na takiej górce gdzie było widać dróżkę, po której spacerowali człowieki, czasem z psami. I woda była blisko...ja często chodziłem do wody...a to z wujkiem Markiem, a to z ciocią Karoliną czy ciocią Kasią no i oczywiście z moją mamą też...ale ja nie za bardzo lubie wchodzić do wody i tylko troszkę się zamaczałem....ale i tak było fajnie....miałem swój kocyk, na którym leżałem i dostałem nową piłkę...Piłki czasem też są podstępne...moja była....spadła mi z górki i musiałem za nią pobiec, tylko zapomniałem, że jestem na smyczy a po jej drugiej stronie jej MoJa mama...chyba się jej trochę palec popsuł...myślę, że to mogła być moja wina kiedy pobiegłem za piłką...ale zaraz grzecznie wróciłem J
Musiałem ukarać piłkę, że przez nią mama miała problem z palcem i wiecie co zrobiłem? Zabiłem piłkę na śmierć! Mama powiedziała, że to nowa piłka była i jak to możliwe, że już jej nie ma?? No jak ,jak to możliwe....za słaba była....”bo twardym trzeba być a nie miętkim”


Jak wracaliśmy do domu wieczorem to była niespodzianka!! Był deserek...uwielbiam deserki!! A moim ulubionym są lody!! Mniam mniam i loda nie było...chyba dostałem oszukanego loda bo mój się skończył szybko, kiedy inni jeszcze jedli....
W Oslo podobała mi się jeszcze jedna rzecz – fontanny!!! Wiecie jakie są fajne?? Można dreptać po wodzie...czasem woda ochlapie...śmiesznie wówczas jest ale najfajniej to chodziło się z wujkiem Markiem po fontannach!!  Wujek musiał ciągle uważać aby się nie przewrócić do wody bo fontanny tez są trochę podstępne bo na ich dnie jest ślisko!

W końcu nadszedł czas, kiedy musieliśmy z mamą wracać do domu. Znów musiałem jechać w pudełku....Nie lubię pudełek!!
Mama miała takie mądre „coś” w aucie, że pokazywało jak jechać do domu...tylko własnie w tym samym czasie kiedy wracaliśmy to „coś” odmądrzało totalnie i pokazywało inną drogę.....Dziwne te urządzenia...ale w końcu do domu dojechaliśmy po prawie 10 godzinach....mama zabrała mnie na spacer i poszliśmy spać....

Czujecie to .... byłem znów w domu z mamą...w alaskańskim raju!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz