I tu go miała, pomimo swego zadufania i poczucia misji jak każdy potrzebował
kogoś, kto nie będzie się go bał, kto w razie potrzeby nawet walnie w twarz by
otrzeźwić i wyleczyć z głupich pomysłów. Ciężko jest żyć i podejmować słuszne decyzje,
gdy wszyscy wokół uprawiają lizusostwo bojąc się powiedzieć, że błądzisz
onieśmieleni twoim majestatem. Tak łatwo stracić rozsądek i stać się durnym
zapatrzonym w siebie kutafonem. Od tego byli przyjaciele i w tym tkwił problem
on nie miał przyjaciół.
-Masz racje
wpłynąłem na zmianę twego przeznaczenia. Najgorsza jest pewność że nasza
przyjaźń nie raz nie dwa zardzewiałym gwoździem mi w nodze stanie. Oj dostane
solidnie w czerep za ciebie, zupełnie nie wiem po co ja się w to pcham.
Zgłupiałem na starość. –Tak łatwo przeszło mu przez gardło słowo przyjaźń, że aż sam się zdziwił.
-Jesteś
Opiekunem masz moc, możesz robić co tylko zechcesz. Kto by mógł ci zaszkodzić? Pozwoliła sobie na ironie, jakby wyczuwając,
o czym myślał. Godzinę temu ledwo oddychała,
ocierała się o śmierć a już ma siłę by mu docinać, ucieszył się jak małe dziecko gdy dostane
wymarzoną zabawkę, dawno nic nie sprawiło mu takiej przyjemności. Miał wrażenie jakby znali się długie lata.
-Nie zgrywaj
się, dobrze wiesz że jestem jak spróchniałe drzewo. Kora jeszcze apetyczna ale
w środku masakra. Teraz moja miła oplącze cie prześcieradłem niczym mumie, i
będziesz sobie tu leżała grzecznie i niewinnie. Ja zaś muszę zmykać, by
załatwić wam jakieś przyjaźniejsze lokum gdzie szczury nie będą wielkości
kotów. Nie wiem, czy wiesz że korniki, są tutaj jedynym elementem
trzymającym tą ruderę w całości. Gdyby sobie poszły, czego nikomu nie życzę, to rozleciała by się ta ruina na drzazgi.
-Dziękuje- Wyszeptała
ale tak prawdziwie bez zbędnych ozdobników prosto z serca.
-Nie ma za co,
odrobisz przy sadzeniu kartofli.
Wyszczerzył
zęby w szerokim uśmiechu.
-Nie ma mowy.
Stanowcza z niej była kobietka, jedno
wiedział już na pewno, ona nie złapie do rąk kopaczki i nie ruszy w
pole nawet gdyby prosił ją na kolanach. Nie chodziło tu o brak zamiłowań do prac polowych z jej strony, raczej o zasady.
-Wiedziałem
nieużyta baba. Trzymaj się odpoczywaj bo później do wozu zaprzęgnę i będę
bezlitośnie poganiał.
Nie
odpowiedziała tylko bezczelnie pokazała mu lekko niebieskawy język.
Holoccy stali za drzwiami. Obydwoje usilnie udawali, że wcale nie próbowali
podsłuchiwać, jedynie przypadek sprawił, że akurat obydwoje stali akurat w tym miejscu. Uśmiechnął się tylko, wiedział przecież że nie mieli
złych intencji. Naprawdę martwili się o dziewczynę. W sumie pomagając jej wykazali
się prawdziwą odwagą wiele ryzykowali. Jeśli by ich złapali ci fanatycy czystej
rasy mogliby zapłacić najwyższą cenę.
-Klanie
Holockich zmuszony jestem was opuścić. Jako że nie udało mi się uzyskać
informacji po które tu przybyłem, niedługo znowu was
nawiedzę, jeśli oczywiście pozwolicie.
-Panie a co z
Lidilią? Będzie dobrze?
Babcia była niespokojna. Oczy miała
zeszklone od łez, wzruszenie mieszało się z obawą. Dziewczyna nie tylko w nim
obudziła ciepłe uczucia. Ci tutaj już ją pokochali choć każde na swój sposób. Oni też się zaangażowali nie był,
więc osamotniony w swych odczuciach. Miotał się chciał podejść bliżej tej rodziny,
ale się bał, trochę czuł się jak wariat, który wsadza rękę w sam środek ogniska
tylko po to by się trochę rozgrzać.
-Za kilka dni
będzie brykać niczym źrebie na pastwisku. Powiedziałbym że teraz to nawet lepszy model. Ma leżeć, to ważne.
Na razie będzie piła tylko wodę wieczorem może dostać kubek rosołu, a potem to
już ona przejmie skrzypce.
-Będzie grać?
-Zdziwił się Han
-Tak, niewątpliwie na nerwach. Miałem na myśli raczej o to że przejmie
kontrolę nad własnym życiem. Wrócę niebawem. Do widzenia.
Nie
pofatygował się nawet by wyjść za drzwi, chciał by wiedzieli z kim dokładnie mają do czynienia, machnął tą swoja bladą żylastą ręką.
Świstło pierdło.
I tyle go widzieli.
Babcia z wrażenia usiadła na
kanapie i przez następne piętnaście minut nie odezwała się ni słowem, pomimo że
zaniepokojony Han nieustanie dopytał czy wszystko w porządku. Potakiwała głową, że niby tak, że
w porządku, ale jak może być dobrze, gdy ktoś w biały dzień znika od tak sobie?
To było wbrew naturze, szokujące.
Opiekun zaś zmaterializował się w
zamku a dokładniej w swoim pokoju ,
doprowadzając Wiktora do stanu przedzawałowego.
-No chłopaki
widzę że pełne zadowolenie na pyskach,
japy uśmiechnięte. Wiktor w jednym kawałku? Czy zajechałyście go bestie
bezduszne?- Zagadnął
psy dając chłopakowi chwilkę na dojście do siebie.
Wiktor dochodził do siebie w miarę szybko, odzyskiwał oddech i usilnie udawał,
że wcale się nie wystraszył a nagłe pojawienie się Opiekuna nie było niczym
szczególnym ani zaskakującym. Tylko drżenie kolan go trochę demaskowało.
-Tak panie,
żyje jeszcze.
Dość wesoło i
nawet żwawo zameldował sam zainteresowany.
-Ach to ty, a
już myślałem że jakiś gnom mi się tu wprowadził.- Nie wiedzieć, czemu poczuł się jakby ubyło mu lat,
co najmniej z trzysta a może nawet i więcej.
-To błoto
panie.
Chłopak
próbował wytrzeć rękawem twarz, nie udało mu się, jeszcze bardziej rozmazał
brązowoszarą paciaję po policzkach. Która o dziwo nie przeszkadzała mu nic a nic, zachowywał
się zupełnie tak jakby się z nią urodził
-Widzę, błoto
widzę aż za dobrze, ciebie zaś nie bardzo. A to mi mówi że balia czeka z
utęsknieniem na jednego takiego Wiktora.
-Panie muszę??
Naprawdę muszę?
Nieszczęśliwy chłopak żałośnie
zaskamlał, zupełnie identycznie jak jego ukochane psy.
To nieszczęście spadło na niego niespodziewanie, nie przypuszczał że dziwne i
niezdrowe zwyczaje opiekuna obejmą też jego osobę, a przecież był tylko
zwyczajnym nic nie znaczącym służącym. Nie, stanowczo nie miał ochoty na pluskanie się w bali
ani też na żadne inne zabiegi związane z wodą.
-Trochę błota jeszcze nikomu nie
zaszkodziło. Zresztą jak się wysuszy to się wykruszy i po kłopocie. –Spróbował zbagatelizować swój
wygląd.
-Nie ma
zlituj, jak to zaschnie zmienisz się w golema. I kto wtedy zajmie się moimi kudłaczami? One cię
lubią, a ja nie mam czasu ani ochoty szukać kogoś na twoje miejsce. –Bawiły go
przesądy i choć wiedział, że chłopak naprawdę wierzy w to, co mówi nie miał
zamiaru ustąpić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz