niedziela, 11 maja 2014

11.05 Wędrowiec, mosty w stolicy.




Oczywiście nie było innej opcji, dziwnym trafem to właśnie do tego miasta chciała dotrzeć. To był prawdziwy cel wędrówki dziewczyny, bez względu na niebezpieczeństwo i cenę, jaką przyjdzie zapłacić. Miała dużo szczęścia, że kryzys dopadł ją pod oknami Holockich. Większość ludzi zareagowałaby zupełnie inaczej niż oni. Normalną reakcją było raczej dobicie rannej lub wezwanie zakonu, który zabiłby ją w okrutny sposób, robiąc z kaźni wielkie widowisko.
-Kiedyś miałem to szczęście i byłem jakiś czas w waszej stolicy. Wiem, że żadna z ludzkich budowli nie zrobi na tobie wrażenia. Popatrz na to z innej strony, odmienność też bywa ciekawa, znajdziesz tu perełki, których na próżno u was wypatrywać. I to nic, że nawet moja siedziba, która zwykle oszołamia przybywających ludzi, koło waszych budynków jest niczym zwykły kurnik. Jest inna i ja to doceniam. Pamiętam jednak, że twoi pobratymcy stanowczo twierdzili, że stolica jest i tak najmniej urodziwym z waszych miast. Trudno mi w to jednak uwierzyć. Jeszcze trudniej wyobrazić sobie ładniejsze miasto.
-To prawda, szkoda, że niedane ci było zobaczyć innych naszych cudów. -Powiedziała to z taką tkliwością w głosie, jak matki, gdy mówią o swych dzieciach.  Albo jakby, co najmniej własnymi rękami wybudowała połowę miasta. Tęskniła, była rozdarta między dwoma światami, nie potrafiła sobie z tym poradzić. I nie było nikogo, kto mógłby ją zrozumieć, wesprzeć.
               Miasta Werianie z zasady budowali nad rzekami. Ich skomplikowany system wierzeń był w powiązany z kultem wody. Traktowali ją jak największy z możliwych darów tej ziemi, czcili i szanowali. Zanieczyszczenie rzeki lub jeziora było surowo karanym przestępstwem. To chyba spodobało mu się w nich najbardziej szacunek do przyrody, myśleli o przyszłości następnych pokoleń.
            Stolica robiła niesamowite wrażenie, może nie była zbyt duża, ale każdy nawet najmniejszy element sprawiał wrażenie przemyślanego dopełniającego całości. Wszystko było zaplanowane, idealna kompozycja domów ulic i zieleni. Najbardziej zauroczyły go jednak mosty, ogromne metalowo-betonowe konstrukcje przerzucone przez szeroką rzekę. Ludzie budowali tylko skromne drewniane kładki nad fosami czy potoczkami. Zadowalając się z braku umiejętności i wiedzy przeprawami promowymi na większych rzekach czy jeziorach. Widok mostu Werian zapierał po prostu dech w piersiach. Co dziwniejsze stolica mogła się pochwalić aż trzema takimi konstrukcjami,
-Może to i lepiej. Czy ty wiesz, że przedstawiciele waszej rady właśnie na mnie wymusili akceptację punktu o całkowitej izolacji w traktacie? Wszytko zależało od mojej decyzji. Uległem pod ciężarem waszym argumentów, gdyby nie to świat dzisiaj może wyglądałby trochę inaczej.
          Wolał powiedzieć jej to od razu. Znał życie zwykle było tak samo, nagle wszystko zacznie się gmatwać, zaczną wypływać zniekształcone fakty z jego życia. Ktoś się postara żeby przedstawiały go w niekorzystnym świetle. Zbyt wiele razy próbowano wykorzystać kłamstwo ubrane w piękne słowa przeciwko niemu. Jednak wcześniej było łatwiej miał plan, odhaczał wykonane punkty i szedł dalej nie oglądając się na głupotę i intrygi innych. Wcześniej nie zależało mu na przyjaźniach i ludziach, zmienił się, nie wiedział już, czego chce. Nic już nie było proste.
-Oczywiście, że wiem. Wszyscy moi pobratymcy doskonale znają twoją twarz, wpłynąłeś na bieg naszego życia, jesteś częścią historii naszego ludu. My nie zapominamy tak łatwo.
        Dyplomatka z niej, powiedziała dokładnie tyle by wzbudzić w nim ciekawość. Oczywiście zapomniała wspomnieć czy w ich pamięci zapisał się, jako pozytywny bohater czy wręcz przeciwnie.
-Naprawdę, jak to możliwe?  Sporo lat minęło od tamtych wydarzeń. Macie dobrą pamięć, ale chyba nie aż tak? Potraficie przekazywać sobie telepatycznie obraz? -Udał zdziwienie, nie miał zamiaru wykładać wszystkich kart na stół, zbytnia szczerość, zbyt dużo mogła go kosztować, a nie miał ochoty płacić. Nie widział sensu by się przyznawać, że zauważył, iż każde jego słowo skrzętnie notowano. Mogło się zdarzyć, że ktoś go sportretował, najwidoczniej umknął mu ten mało istotny fakt. Mogło to mieć też coś wspólnego z małymi przedmiotami, które mieszkańcy stolicy nosili przy sobie. Zauważył nie raz, że coś przy nich majstrują a potem odwracają w jego stronę zastygając na chwilę w bezruchu. Podejrzewał wtedy, że robią zdjęcia takie jak widział w ich księgach i wygląda na to, że miał rację.
-Nie wiem czy powinnam o tym mówić, ale znamy taką przydatną w życiu sztuczkę. Pozwala nam zaczarować rzeczywistość by została z nami na dłużej. Wierna kopia tego, co widzimy, to lepsze niż portrety, nie ma marginesu na fantazję autora. Twoje podobizny zachowały się w naszych książkach, dzieciaki uczą się o tobie w szkołach, można nawet powiedzieć, że jesteś popularny. Gdy cię pierwszy raz zobaczyłam to wystraszyłam się, że przez męczącą mnie gorączkę mam omamy. Resztkami świadomości uzmysłowiłam sobie, jaka jestem słaba i że to może być mój koniec, bardzo się wystraszyłam. Niepokojący wydał mi się fakt, że z jakiś powodów mami mi się widziana tylko na fotografii twarz, nie wierzyłam, że to naprawdę ty, przecież nie powinno cię tam być. To byłby zbyt duży zbieg okoliczności. -Opuściła skromnie powieki, okraszone gąszczem srebrzystych rzęs.
Naprawdę wierzył, że wbrew wszystkim przeciwnością i tajemnicy, która rozdziela ich niczym mur mogą się zaprzyjaźnić. Na wszelki wypadek postanowił zapamiętać, że świetna z niej aktorka.
-Jeśli już zdecydowałaś się uchylić rąbka tajemnicy to czy możesz jeszcze zdradzić, piszecie o mnie źle czy dobrze?-Naturalnie wiedział, że gdyby był czarnym charakterem nie wspomniałaby o tym. Nie była głupia nic nie robiła bez potrzeby, szybko myślała. Czuł jak ciągle mieliła uzyskane informacje, interpretowała fakty, tak ona na pewno wiedziała gdzie zmierza i czego szuka.
-Nie powiem ci, bo byś jeszcze bardziej gwiazdorzył. Mam spore obawy czy po tym, czego się właśnie dowiedziałeś i tak nie obrośniesz nam w piórka. Kto by potem z tobą wytrzymał?
                       Kiedyś ludzie się go bali, bez względu na pozycję, jaką zajmowali w społeczeństwie, widział to w ich oczach i przygarbionych drżących, ciałach. Jego potęga i możliwości przytłaczały ich, bez względu na to czy byli bezczelni i pewni siebie czy zahukani i nieśmiali. Nie rozumieli go i tak naprawdę nawet nie akceptowali. Nie mieli jednak wyjścia, nie mogli się sprzeciwić czy z buntować, więc trwali przez wieki w narzuconym im z góry układzie.  Bali się nawet głośniej oddychać w jego obecności by przypadkiem go nie zdenerwować czy rozdrażnić. Nie zależało mu na ich sympatii, nie miał ochoty zjednywać ludzi do siebie. Miał swoją misję i to mu wystarczało. Z resztą Opiekunów też nie czuł więzi, wiedział, że jest inny, zawsze stał trochę z boku. Najpierw myślał, że może chodzi o różnice wieku, był w końcu sporo młodszy od reszty kręgu. Potem zrozumiał, że dzieli ich podejście do ludzi, ideologia, poczucie humoru, jego żywiołowość. Poważni aż do bólu starcy zasiadający w świętym kręgu i on romantyczny, wierzący w ideały smarkacz to nie mogło skończyć się dobrze. Oni też to wiedzieli powoli odsuwali się coraz bardziej aż w końcu został sam poza nawiasem. Zresztą na własne życzenie.
           Długo, zbyt długo nie rozumiał ile traci idąc ściśle wytyczoną ścieżką i że tak naprawdę jego życie jest ciągłym poszukiwaniem tego, co niedostępne. Nieustannie szukał czegoś, co zapełni pustkę, co doda koloru jego życiu, i odpowiedzi na coraz trudniejsze pytania. Nawet nie podejrzewał jak bardzo jest samotny aż do momentu, gdy spotkał Hadwigę. Wtedy coś w nim pękło. Zmienił się, zrozumiał, że nic już nie będzie takie jak wcześniej. Nie tylko świat, przez który przemykał się jak zakapturzony duch się zmieniał, on też to potrafił.
-Zapewne, nosem orałbym niebo. Dziwnym jesteście ludem, nigdy nie zrozumiem waszych pobudek. Gdy podpisywaliśmy traktat, który miał przynieść pokój wszystkim ludom, mieliście siłę i środki by opanować cały świat, z łatwością mogliście go sobie podporządkować. Jednak nie interesowało was to zupełnie. Chcieliście traktatu, pomimo że to wy traciliście najwięcej na tej umowie, dlaczego?
   Przez twarz Lilidi przebiegł skurcz, którego nie potrafiła ukryć. Niechcący trafił w czuły punkt.
-Myślisz, że ja ci to teraz zdradzę? Z wdzięczności? Czy może z innych pobudek? To się grubo mylisz gdybyśmy chcieli byś poznał nasze motywy, dowiedziałbyś się już wtedy. Ode mnie niczego nie wyciągniesz.
       Zagrała hardą, całkiem udanie, prawie dał się nabrać. Była zdenerwowana jej świat był nie był otwarty dla nikogo, nawet dla Opiekuna. Przemawiała przez nią lojalność, ale nie tylko wyczuł coś więcej, coś bardziej złożonego ale nie mrocznego.

-Dobrze już dobrze- spuścił nieco z tonu- nie chcę zrobić z ciebie kapusia, ani tym bardziej zmuszać cię być zdradzała tajemnice. Tylko boję się, że coś mi wtedy umknęło, coś, co będzie miało teraz wielkie znaczenie. -Tak naprawdę to nawet nie skłamał. Nurtowało go kilka starych spraw, czuł, że gdzieś w przeszłości mijał drogowskazy i informacje, które teraz były mu niezbędne. Taka zabawa w kotka i myszkę, jeszcze tydzień temu powiedziałby, że jest wypalony, niezdolny by wspinać się po tej drabinie absurdu. Dziś już nie był tego taki pewny. Kusiło go nowe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz