Oczywiście nie było innej opcji, dziwnym trafem to właśnie do tego miasta chciała dotrzeć. To był
prawdziwy cel wędrówki dziewczyny, bez względu na niebezpieczeństwo i cenę,
jaką przyjdzie zapłacić. Miała dużo szczęścia, że kryzys dopadł ją pod oknami
Holockich. Większość ludzi zareagowałaby zupełnie inaczej niż oni. Normalną
reakcją było raczej dobicie rannej lub wezwanie zakonu, który zabiłby ją w okrutny sposób, robiąc z kaźni wielkie widowisko.
-Kiedyś miałem to szczęście i byłem jakiś
czas w waszej stolicy. Wiem, że żadna z
ludzkich budowli nie zrobi na tobie wrażenia. Popatrz na to z innej strony,
odmienność też bywa ciekawa, znajdziesz tu perełki, których na próżno u was
wypatrywać. I to nic, że nawet moja siedziba, która zwykle oszołamia
przybywających ludzi, koło waszych budynków jest niczym zwykły kurnik. Jest inna i ja to doceniam. Pamiętam jednak, że twoi pobratymcy stanowczo
twierdzili, że stolica jest i tak najmniej urodziwym z waszych miast. Trudno mi
w to jednak uwierzyć. Jeszcze trudniej wyobrazić sobie ładniejsze miasto.
-To prawda,
szkoda, że niedane ci było zobaczyć innych naszych cudów. -Powiedziała to z taką tkliwością w głosie, jak matki,
gdy mówią o swych dzieciach. Albo jakby, co najmniej własnymi
rękami wybudowała połowę miasta. Tęskniła,
była rozdarta między dwoma światami, nie potrafiła sobie z tym poradzić. I nie
było nikogo, kto mógłby ją zrozumieć, wesprzeć.
Miasta Werianie z zasady budowali nad
rzekami. Ich skomplikowany system wierzeń był w powiązany z kultem wody.
Traktowali ją jak największy z możliwych darów tej ziemi, czcili i szanowali.
Zanieczyszczenie rzeki lub jeziora było surowo karanym przestępstwem. To chyba
spodobało mu się w nich najbardziej szacunek do przyrody, myśleli o przyszłości
następnych pokoleń.
Stolica robiła niesamowite
wrażenie, może nie była zbyt duża, ale każdy nawet najmniejszy element sprawiał
wrażenie przemyślanego dopełniającego całości. Wszystko było zaplanowane,
idealna kompozycja domów ulic i zieleni. Najbardziej zauroczyły go jednak mosty, ogromne metalowo-betonowe konstrukcje
przerzucone przez szeroką rzekę. Ludzie budowali tylko skromne drewniane kładki
nad fosami czy potoczkami. Zadowalając się z braku umiejętności i wiedzy
przeprawami promowymi na większych rzekach czy jeziorach. Widok mostu Werian zapierał po prostu dech w piersiach. Co dziwniejsze
stolica mogła się pochwalić aż trzema takimi konstrukcjami,
-Może to i
lepiej. Czy ty wiesz, że przedstawiciele waszej rady właśnie na mnie wymusili
akceptację punktu o całkowitej izolacji w traktacie? Wszytko zależało od mojej
decyzji. Uległem pod ciężarem waszym argumentów, gdyby nie to świat dzisiaj może wyglądałby trochę inaczej.
Wolał powiedzieć jej to od razu. Znał
życie zwykle było tak samo, nagle wszystko zacznie się gmatwać, zaczną wypływać
zniekształcone fakty z jego życia. Ktoś się postara żeby przedstawiały go w
niekorzystnym świetle. Zbyt wiele razy próbowano wykorzystać kłamstwo ubrane w
piękne słowa przeciwko niemu. Jednak wcześniej było łatwiej miał plan, odhaczał
wykonane punkty i szedł dalej nie oglądając się na głupotę i intrygi innych. Wcześniej nie zależało mu na przyjaźniach
i ludziach, zmienił się, nie wiedział już, czego chce. Nic już nie było proste.
-Oczywiście,
że wiem. Wszyscy moi pobratymcy doskonale znają twoją twarz, wpłynąłeś na bieg
naszego życia, jesteś częścią historii naszego ludu. My nie zapominamy tak
łatwo.
Dyplomatka z niej, powiedziała
dokładnie tyle by wzbudzić w nim ciekawość. Oczywiście zapomniała wspomnieć czy
w ich pamięci zapisał się, jako pozytywny bohater czy wręcz przeciwnie.
-Naprawdę, jak
to możliwe? Sporo lat minęło od tamtych
wydarzeń. Macie dobrą pamięć, ale chyba nie aż tak? Potraficie przekazywać
sobie telepatycznie obraz? -Udał zdziwienie, nie miał zamiaru
wykładać wszystkich kart na stół, zbytnia szczerość, zbyt dużo mogła go kosztować, a nie miał ochoty płacić. Nie widział sensu by się przyznawać, że zauważył, iż każde jego słowo
skrzętnie notowano. Mogło się zdarzyć, że ktoś go sportretował, najwidoczniej
umknął mu ten mało istotny fakt. Mogło to mieć też coś wspólnego z małymi
przedmiotami, które mieszkańcy stolicy nosili przy sobie. Zauważył nie raz, że
coś przy nich majstrują a potem odwracają w jego stronę zastygając na chwilę w
bezruchu.
Podejrzewał wtedy, że robią zdjęcia takie jak widział w ich księgach i wygląda
na to, że miał rację.
-Nie wiem czy
powinnam o tym mówić, ale znamy taką przydatną w życiu sztuczkę. Pozwala nam
zaczarować rzeczywistość by została z nami na dłużej. Wierna kopia tego, co
widzimy, to lepsze niż portrety, nie ma marginesu na fantazję autora. Twoje
podobizny zachowały się w naszych książkach, dzieciaki uczą się o tobie w
szkołach, można nawet powiedzieć, że jesteś popularny. Gdy cię pierwszy raz
zobaczyłam to wystraszyłam się, że przez męczącą mnie gorączkę mam omamy.
Resztkami świadomości uzmysłowiłam sobie, jaka jestem słaba i że to może być
mój koniec, bardzo się wystraszyłam. Niepokojący wydał mi się fakt, że z jakiś powodów mami mi się widziana tylko na fotografii twarz, nie wierzyłam, że to naprawdę ty, przecież nie
powinno cię tam być. To byłby zbyt duży zbieg okoliczności. -Opuściła
skromnie powieki, okraszone gąszczem srebrzystych rzęs.
Naprawdę
wierzył, że wbrew wszystkim przeciwnością i tajemnicy, która rozdziela ich
niczym mur mogą się zaprzyjaźnić. Na wszelki wypadek postanowił zapamiętać, że
świetna z niej aktorka.
-Jeśli już
zdecydowałaś się uchylić rąbka tajemnicy to czy możesz jeszcze zdradzić, piszecie
o mnie źle czy dobrze?-Naturalnie wiedział, że gdyby był
czarnym charakterem nie wspomniałaby o tym. Nie była głupia nic nie robiła bez
potrzeby, szybko myślała. Czuł jak ciągle mieliła uzyskane informacje, interpretowała fakty, tak ona na pewno wiedziała gdzie zmierza i
czego szuka.
-Nie powiem
ci, bo byś jeszcze bardziej gwiazdorzył. Mam spore obawy czy po tym, czego się
właśnie dowiedziałeś i tak nie obrośniesz nam w piórka. Kto by potem z tobą
wytrzymał?
Kiedyś ludzie się go
bali, bez względu na pozycję, jaką zajmowali w społeczeństwie, widział to w ich
oczach i przygarbionych drżących, ciałach. Jego potęga i możliwości
przytłaczały ich, bez względu na to czy byli bezczelni i pewni siebie czy
zahukani i nieśmiali. Nie rozumieli go i tak naprawdę nawet nie akceptowali.
Nie mieli jednak wyjścia, nie mogli się sprzeciwić czy z buntować, więc trwali
przez wieki w narzuconym im z góry układzie.
Bali się nawet głośniej oddychać w jego obecności by przypadkiem go nie
zdenerwować czy rozdrażnić. Nie zależało mu na ich sympatii, nie miał ochoty
zjednywać ludzi do siebie. Miał swoją misję i to mu wystarczało. Z resztą
Opiekunów też nie czuł więzi, wiedział, że jest inny, zawsze stał trochę z
boku. Najpierw myślał, że może chodzi o różnice wieku, był w końcu sporo
młodszy od reszty kręgu. Potem zrozumiał, że dzieli ich podejście do ludzi,
ideologia, poczucie humoru, jego żywiołowość. Poważni aż do bólu starcy
zasiadający w świętym kręgu i on romantyczny, wierzący w ideały
smarkacz to nie mogło skończyć się dobrze. Oni też to wiedzieli powoli odsuwali
się coraz bardziej aż w końcu został sam poza nawiasem. Zresztą na własne
życzenie.
Długo, zbyt długo
nie rozumiał ile traci idąc ściśle wytyczoną ścieżką i że tak
naprawdę jego życie jest ciągłym poszukiwaniem tego, co niedostępne.
Nieustannie szukał czegoś, co zapełni pustkę, co doda koloru jego życiu, i odpowiedzi na coraz trudniejsze pytania. Nawet nie podejrzewał jak bardzo jest samotny aż do momentu, gdy spotkał
Hadwigę. Wtedy coś w nim pękło. Zmienił się, zrozumiał, że nic już nie będzie
takie jak wcześniej. Nie tylko świat, przez który przemykał się jak
zakapturzony duch się zmieniał, on też to potrafił.
-Zapewne,
nosem orałbym niebo. Dziwnym jesteście ludem, nigdy nie zrozumiem waszych
pobudek. Gdy podpisywaliśmy traktat, który miał przynieść pokój wszystkim ludom,
mieliście siłę i środki by opanować cały świat, z łatwością mogliście go sobie podporządkować. Jednak nie interesowało was to zupełnie. Chcieliście traktatu, pomimo że to wy traciliście najwięcej na tej umowie,
dlaczego?
Przez twarz Lilidi przebiegł skurcz, którego nie potrafiła ukryć. Niechcący trafił w czuły punkt.
-Myślisz, że
ja ci to teraz zdradzę? Z wdzięczności? Czy może z innych pobudek? To się grubo
mylisz gdybyśmy chcieli byś poznał nasze motywy, dowiedziałbyś się już wtedy.
Ode mnie niczego nie wyciągniesz.
Zagrała hardą, całkiem udanie, prawie dał
się nabrać. Była zdenerwowana jej świat był nie był otwarty dla nikogo, nawet dla Opiekuna. Przemawiała przez nią lojalność, ale nie tylko
wyczuł coś więcej,
coś bardziej złożonego ale nie mrocznego.
-Dobrze już
dobrze- spuścił nieco z tonu- nie chcę zrobić z ciebie kapusia, ani tym
bardziej zmuszać cię być zdradzała tajemnice. Tylko boję się, że coś mi wtedy
umknęło, coś, co będzie miało teraz wielkie znaczenie. -Tak naprawdę to nawet nie skłamał. Nurtowało go kilka starych spraw,
czuł, że gdzieś w przeszłości mijał drogowskazy i informacje, które teraz były
mu niezbędne. Taka zabawa w kotka i myszkę, jeszcze tydzień temu powiedziałby,
że jest wypalony, niezdolny by wspinać się po tej drabinie absurdu.
Dziś już nie był tego taki pewny. Kusiło go nowe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz