-Dlaczego tak
myślisz? Jaki by to mogło mieć związek z tym, co dzieje się tutaj? Nie ten czas, inne problemy. -Teraz to dziewczyna próbowała coś ugrać, szybko się
pozbierała i ruszyła do ataku. Sytuacja była dziwna, dwuznaczna. Była jakaś nieznana mu wcześniej magia, gra hormonów połączona z
przepychanką i wydzieraniem sobie z rąk, co smaczniejszych kąsków. Miał wrażenie, a nawet pewność, że stoją po jednej stronie barykady a mimo to każde z nich
grało w swoją skomplikowaną grę. I nie koniecznie wygra ten, kto biegnie z
przodu.
-O związek
pytasz, może taki, że ty tu też tak bez powodu się nie znalazłaś. Nie będę
kłamać i tak przecież wiesz, że tych twoich ziółek nie łyknąłem. Dałem ci
spokój, bo byłaś naprawdę chora. Zbyłaś mnie
półprawdą, okoliczności ci sprzyjały, nie mam zwyczaju wyżywać się na
bezbronnych i
chorych. Niby prawda niby kłamstwo
wygodny środek sam go lubię stosować. Ziółka miały być tak przy okazji, jeśli się uda by zamydlić ludziom oczy, co? Więc jak już
wyjaśniliśmy sobie, co nieco, to oszczędź mi tych bzdur.- Jego głos stał się twardszy, stanowczy, zaakcentował że to nie żarty. Babcia z Hanem z niepokojem zaczęli się w niego
wpatrywać, nie
rozumieli rozmowy ani kierunku w jaki zmierza. Honika z nerwów zaniosła się kaszlem, nie chciał jej denerwować, ale
czasem trzeba pograć mocniej. To już nie była niewinna gra o małą pulę. Teraz grali o życie a już na
pewno o przyszłość.
-No tak
trafiłam na wielkiego niuchacza. Takiego, co szuka i w końcu znajdzie we wszystkim
drugie dno, a nawet trzecie i czwarte. Prześwietli na wylot rozmówcę, wyciągnie
na światło dzienne wszystkie brzydkie tajemnice i grzeszki.
-Kim jesteś
naprawdę? -Wiedział już o niej sporo, ale to, co najistotniejsze
nadal pozostawało tajemnicą. Czuł, że przekroczył niewidzialną granicę, teraz
wszystko przyśpieszy, zaczynał się morderczy wyścig z czasem. Oczekiwał lawiny
niezrozumiałych wydarzeń, nie znajdzie już wystarczająco dużo minut na szukanie podpowiedzi. Będzie musiał lawirować, przeć do przodu,
opierając się tylko na intuicji i skrawkach informacji, które udało mu się
zdobyć. Nie miał nic do stracenia, a to była doskonała okazja by poruszyć ten
temat. Nie mogła
uciec, kareta ograniczała możliwości.
-Zaczynamy od
początku? Wzajemna nieufność popsuje nam tak doskonale rozpoczętą znajomość?
Będziemy śledzić każdy swój ruch? Tylko nie mów, że boisz się, że
niespodziewanie wbiję ci nóż w plecy?
Dramatycznie wygłosiła swą
kwestię. Miała wprawę, doskonale potrafiła zbijać ludzi z pantałyku, odpowiedni
ton, układ ciała, doskonale dobrane słowa. Po jej występie powinien się
wycofać, podwinąć ogon, nic z tego. Kilka miłych słów a potem zgrywanie
atakowanej ofiary nie zrobiły na nim oczekiwanego wrażenia.
-Gdybym nie
ufał w twoje dobre intencje dawno byś wyleciała z karety, co więcej wcale byś
do niej nie wsiadła. Więc nie bredź od rzeczy. -Zastanawiał się, po co dał się wciągnąć w te niepotrzebne nikomu przepychanki. W końcu nie
ciągnął jej za srebrne
kudły za sobą. Nie przymuszał też siłą do
wspólnego przebywania w jednym pomieszczeniu. Musi się opowiedzieć, czego chce.
Nie oczekiwał spowiedzi, czy deklaracji tylko kilku słów prawdy.
-Jestem Lidilia
pochodzę z ludu Werian- Szepnęła cicho
-Wiesz, że nie
o to pytam.
-O, co ci
chodzi? - Niezdarnie udawała zdziwienie. Więc jednak nie jest aż
tak dobrą aktorką, pomyślał nie wiadomo, czemu ucieszony tym faktem.
-Czy jesteś
wieszczką?- Spytał prosto z mostu.
-Dlaczego?
Skąd wiesz? -Zaskoczona nawet nie próbowała zaprzeczać. Był z
siebie zadowolony, z jej zachowania też, cieszył się, że nie poszła w zaparte.
-Masz znak na
plecach, a ja nie jestem takim frajerem, na jakiego wyglądam, umiem kojarzyć
różne fakty. Nie zapominaj, że byłem w waszym mieście. Widziałem i słyszałem,
co nie co, pomimo iż dokładaliście wielkich starań bym niczego się nie
dowiedział. Nie mam wam wcale za złe, że macie obsesję i ukrywacie przed
światem wszystko, co was dotyczy. Wasz wybór wasze życie, nie macie obowiązku
dzielić się z innymi swoją wiedzą. Jednak ja nie jestem zwykłym człowiekiem, o ile nim w
ogóle jestem.
-Mój tatuaż
jest zakamuflowany. Nie powinieneś wiedzieć, co to jest! -Zadrżały jej blade mocno zaciśnięte usta. Poczuła się bezbronna i zaginiona, źle zniosła odkrycie swej tajemnicy. Popatrzyła mu
prosto w oczy, przez krótką chwilę jej emocje były dla niego zbyt czytelne, podane jak na
tacy. Nie chciał zagłębiać się w jej myśli, zawsze brzydził się
grzebania w ludzkich głowach i uczuciach. Zerwał połączenie, nie zdecydował się
na naruszenie jej intymności. Szybko się opanowała, była mu wdzięczna, doceniła
to, że uszanował jej prywatność. Jedna decyzja zmieniła w ich znajomości więcej
niż godziny rozmów. Co nie znaczyło, że teraz będzie łatwiej im się porozumieć.
-No cóż macie prawo zachować swoją wiedzą tylko dla siebie.
Dla was odrębność i sztucznie stworzona granica są istotne, jesteście w stanie
wiele dla nich poświęcić. Zapomniałaś jednak o jednym, jestem nietypowym
przypadkiem, dziwem natury w związku z tym wiem o wiele więcej niż inni. Czy
tego chcę czy nie. Wracając do ciebie, dlaczego tu się znalazłaś?
Han poruszył się niespokojnie, nie
rozumiał, o czym mówią i to go drażniło bo czuł się jak głupek.
Widział, że dziewczyna się denerwuje i nie ma ochoty mówić. Chciał jej pomóc,
ale wiedział, co mógłby powiedzieć czy zrobić. Bał się Wędrowca wiedział, że dla niego jest
tylko pyłem, nic nieznaczącym człowieczkiem.
-Dziwne głosy,
niesprecyzowane wizje, koszmary nocne czy coś jeszcze trudno powiedzieć. Nie
wiem, co się dzieje, mam przypuszczenia i tylko to.
Gdzieś tam nad karetą przeleciał ptaszek z czerwonym brzuszkiem. Piąty
raz, policzył skrupulatnie, ktoś nieudolne ich śledził. Nie wyczuł
bezpośredniego zagrożenia, wrócił, więc do rozmowy.
-Powiedzmy, że
ci wierzę. Wiesz, po co zjawiła się w mieście Herytka?- Zaryzykował, istniała możliwość, że coś wie na ten temat. A on
dramatycznie potrzebował nawet skrawków informacji. Herytka ucieleśniała potężne
zło, nawet on nie mógł się z nią skonfrontować.
-Jest
tutaj???? I miasto normalnie funkcjonuje? Niemożliwe! Ile jest ofiar?? Jakie
zniszczenia? - Dopytywała się gorączkowo.
Była dobrą aktorką, ale tym razem
nie udawała. Nie wiedziała o tamtej, mógł wykluczyć bezpośrednie powiązanie wizyt kobiet.
Nie wiedział, czemu założył, że tamta druga też jest kobietą. Trudno było stwierdzić
czy występuje u nich coś takiego jak rozróżnienie płci,
zresztą nie wiedział o nich nic pewnego. Same domysły i mgliste nietrzymające
się kupy opowieści.
-Z nią jest
trochę dziwna sprawa, śmierdzi mi to na kilometr, gorzej niż maść, którą ci
zaaplikowałem. Z tego, co wiem jest uwięziona w lochach świętej pamięci
Horacego. Jeśli udało im się ją uwięzić to znaczy, że jest bardzo chora, albo
sprytnie zakłada pułapkę.
Nie
podejrzewał, że Horacy mógł mieć jakiś naprawdę mocny atut w rękawie.
Tajemniczą broń, o której nic mu nie było wiadomo, coś, co pomogło pokonać taką
istotę. Stawiał raczej na pułapkę, chciała być wabikiem na Opiekuna. Musiała
mieć do niego ważny interes tylko, dlaczego potrzebowała przedstawienia? Nie mogła przyjść zwyczajnie
pogadać, ponegocjować? Musiała urządzać taki teatr?
-Nie wiem czy
to nie jest, aby jeszcze gorsze. To może oznaczać koniec tego miasta. Co się za
tym kryje i skąd u ciebie ten spokój? -Przez jej piękną twarz przebiegał skurcz za skurczem, panikowała.
-Czy oni
naprawdę są tak toksyczni jak się mówi? Tajemniczy gatunek,
pozostało ich tak niewielu. Nie uwierzysz, ale to chyba jedyna rasa, której nie
spotkałem osobiście. Czekaj, to nie prawda tak myślałem
kiedyś, dziś nasz woźnica uświadomił mi, że jest inaczej.
Wracając do Werian już myślałem, że są wymysłem czyjeś chorej wyobraźni, i że
po świecie krąży tylko zwykła baśń pełna zgrozy i wymysłów. Wszędzie się o nich
opowiada niestworzone rzeczy, a oni sami chyba omijają mnie rozmyślnie.
Patrząc na panoszący się strach na bladej twarzy dziewczyny zrozumiał, że jest tu, bo go
szukała. Właśnie jego, to on był prawdziwym celem jej
wędrówki. To było dziwne, jeszcze dziwniejsze było to, że ta druga jest tu z
tego samego powodu. Tylko, że tamta była pewna, że wcześniej czy później się o
niej dowie, całkiem słusznie liczyła, że nie będzie potrafił przejść koło
takiej wiadomości obojętnie. Pozwoli się złapać na haczyk, taka okazja nie zdarza się co
dzień. Na co liczyła Lidia nie miał
pojęcia.
-Miałeś
szczęście są straszliwi i piekielnie niebezpieczni. Widziałam miasto, które
zaznało koszmaru ich odwiedzin, nikt nie przeżył tej wizyty. Domy i budowle
straciły kształty, wyglądały jak niekształtne bryły ciasta. Nie potrafiliśmy
nawet wytypować broni ani siły, którą wykorzystali w tym ataku.
-No cóż nie
pozostaje mi nic innego jak rozmowa w cztery oczy, jestem zmuszony złożyć w
tych lochach wizytę kurtuazyjną. Zadać parę ciekawych pytań, choć nie powiem
bym się do tego palił.
Ptaszek z czerwonym brzuszkiem
usiadł na dachu karety. Mógłby go przegonić, ale mu się nie chciało i tak nie
usłyszą, o czym mówią. Widocznie Karan był innego zdania niemal natychmiast usłyszeli świst bicza, przeganiający nieproszonego gościa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz