Szybkim zwinnym ruchem załapała nóż, leżący na stole zawalonym stertą najprzeróżniejszych szpargałów i
wbiła w cień mężczyzny na ścianie. Mamrocząc przy tym zaklęcie o śmierci i
uwolnieniu.
Wędrowiec założył rękę za rękę i w
lekkim rozkroku zaczekał aż spocony gruby mężczyzna, otępiony smrodem, chorobą i zgrabnym ciałem znachorki
wytoczy się z izby.
-Niezły
spektakl, szkoda tylko, że mało skuteczny.
Młoda znachorka słysząc męski, obcy głos mocno się wystraszyła, nie
zauważyła wcześniej jego obecności. Cofnęła się krok w tył, lewą ręką macała
stół, na który wcześniej odłożyła nóż. Odetchnęła z ulgą, gdy gdy pod palcami wyczuła jego trzonek
-Wiara czyni
cuda. Jeśli człowiek uwierzy, że jest uleczony to może sam się uleczyć. -Wolną ręką przesunęła po czole by odkleić mokre od
potu włosy zasłaniające oczy.
-Czasami tak,
ale nie w tym wypadku.
Nie wiedział, po co to mówi tej dziewczynie, przecież doskonale sama o tym wiedziała.
Pierwszy raz zdarzyło mu się spotkać tak młodą znachorkę. Zwykle spotykał stare, powykręcane chorobami i zwichrowane psychicznie kobiety zajmujące się
markowaniem leczenia. Kiedyś jednak musiały być młode i możliwe, że nawet tak
ładne jak ta stojąca przed nim.
-A, co ja mogę
zrobić mając do dyspozycji kilka ziółek i przesądów? Jestem kobietą gdybym
ośmieliła się wyciąć czyrak, to, choć rękę mam sprawną to i tak by mnie na stos
powlekli. Ty panie masz moc i co z tego? Jak nie chcesz nieść pomocy? Myślisz,
że gdyby mi tylko pozwolili, nie próbowałabym ich naprawdę
leczyć? -Zaperzyła się, odłożyła nóż na stół i wbiła ręce w
brudną szmatę, w którą była jej ubraniem.
Było w niej
dużo buntu, młodzieńczego idealizmu i chęci pomocy innym. Tak jak kiedyś bardzo dawno temu w nim, znał ogień, który palił ją od środka.
Na prawym
nadgarstku miała zawiązaną czerwoną nitkę chroniącą od uroków. Nie dla siebie
ją zawiązała, czuł, że w ogóle nie wierzy w te bzdury, zrobiła to tylko dla
uwiarygodnienia swoich działań.
-Dietę i
odchudzanie trzeba było mu zalecić. Wyzdrowieć od tego by nie wyzdrowiał, ale
na pewno poczułby się lepiej.
-Zapewne.
Tylko nie pomyślałeś panie o tym, że ja przy okazji bym dostała takiego kopa, że ze ścianą bym wyleciała
na ulicę.
Poczuł do niej sympatię, spodobało
mu się, że twardo stała na ziemi i nie była nawiedzoną oderwaną od realiów szamanką. Rozglądał się po pomieszczeniu i za nic nie
wiedział, co go tu przyciągnęło, a nie znalazł się tu przypadkiem, tego był pewien. Nie przyszedł popatrzyć na jej zajmujący taniec nad
chorym, ani
podyskutować o możliwości zastosowania różnych terapii w leczeniu biedoty.
-Nawet renoma
zawodowa bezpieczeństwa ci zapewnia?
Znał miejsca gdzie ludzie bali się
nawet źle myśleć o uzdrowicielkach, wierzyli bezgranicznie w ich moc i
ponadludzkie siły. Zadziwiało go, jak proste
kobiety potrafiły manipulować całymi społecznościami, jednak strach to ogromna
siła gdy ktoś
umiejętnie przekuje go na broń.
-Jeszcze zbyt
krótko tu działam, a poza tym za mało wredna jestem to się mnie nie boją.
Coś w tym prawdy było, jak jesteś
dobry i uczciwy to cię nie szanują, wykorzystują z zimną krwią. Wystarczy
tylko, że narozrabiasz i masz parę grzeszków na sumieniu od razu wszystko się
zmienia. Awansujesz w hierarchii, zyskujesz
szacunek, pokręcone to wszystko od początku do końca.
-Tak z ciekawości
ten nóż w ścianie, to z jakiego powodu tam się znalazł?
Nie raz słyszał już o podobnych
zabobonach, ciekawiło go raczej czy ona też w nie wierzy. Nie pasowała do tego
miejsca, do brudu, biedy i zabobonu i to nie dlatego że była młoda i ładna. Nie wiedział czy nadawałaby się prawdziwego lekarza,
zastanawiał się jednak czy nie dać jej szansy. Każdy zasługuje na szansę a ona
miała w sobie ogień. Znowu to robił, znowu wsadzał palce między drzwi musi w końcu wziąć się garść,
bo jeśli nabałagani to po nim nikt nie posprząta.
-No cóż
ludziska wierzą, że właśnie tak zabijam chorobę.- Przyznała niechętnie.
-Ciekawe i
pouczające, a gdy nastąpi nawrót choroby, to jak to tłumaczysz? -Fantazja ludzka, co prawda nie zna granic jednak był ciekawy czy
zaskoczy go rozwiązanie tej zagadki.
-Demon płodny
jest ponad miarę, widocznie rozmnożył się w człowieku zanim go dopadłam.-Wypatrywała w skupieniu czegoś ciekawego na brudnym piecu. Nie pochyliła
głowy wystarczająco szybko, zdołał dostrzec purpurowe ze wstydu
policzki.
Na piecu stało pięć różnej wielkości
garnków. Wszystkie okopcone, z grubą poprzypalaną, czarną
warstwą brudu. Pełne gęstej śmierdzącej brei w błotnych odcieniach. Wiedział że gary są tylko elementem wystroju wnętrz. W kącie
schowane ze drewnianą skrzyneczką zauważył inne czyste, w jednym stała ciepła
jeszcze polewka.
-Twój fach
wymaga dużej dozy elastyczności i fantazji.
-A Ty panie to
po nauki przychodzisz do mnie, czy odebrać paczuszkę?- Spytała zirytowana.
-Naprawdę
interesujące są twoje teorie i podejście do leczenia, ale chyba
sobie naukę daruję. Paczuszka długo tu już leży?-Tym razem
nie zdziwił się zbytnio nietypową niespodzianką.
-Jakieś dwa
lata. Pamiętam dobrze, bo to był drugi dzień jak się tu sprowadziłam.
-Stary, dziwny mężczyzna to zostawił?
W sumie to nieistotne jak posłaniec
wyglądał i tak nie pokazał swojej prawdziwej twarzy. Gra toczyła się o zbyt dużą stawkę. Teoretycznie był na straconej pozycji,
wiedział zbyt mało, poruszał się jak niewidomy w składzie porcelany. Wystarczy
jeden nieskoordynowany, głupi ruch i wszystko runie zamieni
się w nic niewarte skorupy. Nie będzie czego zbierać ani kleić. Miał jedną jedyną szansę tylko czy ją
wykorzysta? W brew rozsądkowi i faktom czuł,
że przeciwnicy obawiają się a nawet boją, tylko czy jego samego czy może tego co zrobi, nie
potrafił odgadnąć. Jeśli się nie mylił i dobrze
interpretował fakty znaczyło to, że nadal miał realne szanse by porządnie
namieszać albo nawet wygrać tą rozgrywkę.
-Gdzie tam,
młody był, włos czarny jak skrzydło kruka, gładko ulizany jakby
krowa jęzorem mu po głowie przejechała, do tego ubrany dziwacznie. Powiedział
tylko, że się ktoś zjawi po paczuszkę i będę wiedziała kto.
Podeszła do obrzydliwo buro-szarej zasłonki w kącie izby i
odsunęła ją ostrożnie. Stało tam starannie zaścielone drewniane łóżko. Pościel
była czysta, białe poszewki wyszywane w drobne błękitne różyczki kontrastowały
z resztą pomieszczenia. Uklękła i po omacku szukała czegoś pod łóżkiem,
marudząc niezrozumiale pod nosem. W końcu z kupy gratów i rupieci wyciągnęła
małą paczuszkę.
-Mówił coś
jeszcze? -Nie liczył na interesujące szczegóły czy choćby
mgliste wskazówki, jednak musiał zapytać, tak na wszelki wypadek.
-Tylko tyle,
że się domyślę, komu to oddać.
-Dlaczego mnie
to nie dziwi?
Nie musiał nawet otwierać pudełka,
wiedział, co znajdzie w środku. Ktoś schował w niedbale wystruganej z
brzozowego drzewa szkatułce, połyskujące na niebiesko oczko jego
ulubionego miśka z dzieciństwa. Lubił brzozy a miś stał się synonimem tego wszystkiego,
co stracił bezpowrotnie.
Tego wietrznego, mrocznego popołudnia, kiedy odbierano go rodzicom nie pozwolono
mu zabrać ze sobą ulubionej zabawki. Niczego nie pozwolono mu wziąć, nawet
ubrań. Nie odbierano mu tylko rodziny, próbowano odebrać
nawet wspomnienia,
jedyne dobre wspomnienia z dzieciństwa jakie miał. Gwałtownie
i boleśnie przecięta pępowina miała pomóc zapomnieć o tym co było wcześniej, odizolować
go od świata, zaimpregnować na uczucia i sentymenty. Dobre sobie niby mędrcy z
tych Opiekunów a popełniali takie błędy.
W długie, ciemne, samotne noce nieszczęśliwy płacząc szukał misia, który pomógłby
pokonać strach i tęsknotę za mamą, tatą, domem. Potrzebował
choćby namiastki normalności i ciepła. Niestety
ulubiony miś został daleko w świecie, do którego już nie wróci.
A mama była taka piękna i młoda.
-Nie jesteś
ciekawy, co tam jest panie?
Ona była bardzo
ciekawa, tyle czasu przechowywała dziwną przesyłkę. Przez te dwa lata zżerała
ją zwykła ludzka ciekawość, a jednak nie ruszyła szkatułki.
Nie próbowała zajrzeć do środka chwała jej za to. Co oczywiście nie znaczy, że jest
jej cokolwiek winien.
Zastanawiał
się, jakim kluczem posługiwał się tajemniczy nadawca przy wybieraniu
doręczycieli. I co ważniejsze czy to już ostatnia przesyłka.
-Wiem, co tam
jest. Zresztą zawartość pudełka nie jest ważna, istotne jest to, co mi ma
powiedzieć, na co naprowadzić. Dziękuje za przechowanie wiadomości.
-Aaaaaaaa
panie ten dziwak powiedział, że mógłbyś mnie troszkę poduczyć
Zaryzykowała
wiele, spodobał mu się ten blef.
Troszkę żałował, że znachorka już nie
wierzy w opowieści, że w nerwach może ziać ogniem, ewentualnie pluć
jadem. Odważna jest, wie czego chce i nie boi się ugrać czegoś dla siebie.
Bardzo mądrze z jej strony w tym świecie trzeba umieć rozpychać się łokciami,
inaczej przepada się z kretesem. Docenił inicjatywę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz