Po spoconych plecach przeszła mu
fala zimna, lodowy jęzor rozdzierał skórę ostrymi kłamami żalu. Poczuł się taki
bezradny, słaby i niepotrzebny. Wybryk natury odmieniec.
Usiadł koło
dziewczynki twarz schował w dłoniach. Siatka cieniutkich żyłek nabrzmiała,
drgając niebezpiecznie.
-Skąd
wiedział, że trafię właśnie do was? Mówił coś?
-Nie wiem
panie. Powiedział, że ściągnie cię tu wcześniej czy później jakiś krąg. Nie
powiedział nic więcej, a my bałyśmy się pytać, bo dziwny był jakiś taki. -Umilkła wystraszona, tajemnica straciła swój urok, już nie wabiła ją
kolorami tęczy.
Nie miał żalu
do kobiet, nie wiedziały, o co spytać ani nawet jak. Zresztą to nie była ich sprawa. Spełniły swą rolę, dostarczyły
przesyłkę, o resztę
zadbać musi sam. Wstał tknięty
niespodziewaną myślą, w głowie zaczął kiełkować mu nowy a tak naprawdę pierwszy plan w tej podróży.
-Krąg......
być może to jest to, czego szukałem. No dobrze wróćmy do istotnych spraw. Nóżki
cudnie nam tu się goją.
Zadowolenie w jego głosie
upewniło ją, że mówi prawdę. Była dzieckiem a mimo to widziała, że jego myśli
krążą gdzieś daleko niczym jastrząb nad ofiarą, on nie marnował czasu już polował. Ten mały błyszczący kamyczek całkowicie zawładnął Opiekunem, nie mógł kłamać nie w takiej
chwili, czuła to. Mimo to po dziecięcemu upewniła się, tak bardzo tego
pragnęła. To było silniejsze od niej.
-Naprawdę?
-Naprawdę. Już
niedługo będziesz się uczyć chodzić, co będzie wymagało od ciebie wysiłku i wytrwałości. Teraz, jeśli pozwolisz obejrzę twarz twojej mamy.
Buzia małej rozpromieniła się
złotem zagubionego w izbie słonecznego promienia i miłością do matki. Pokiwała
energicznie głową.
Był zadowolony, okazał się być prawie
tak skuteczny jak przed laty. Stan pacjentek był naprawdę zadowalający. Nigdy nie czuł takiej presji jak właśnie teraz. Nie
żeby wcześniej mu nie zależało na wyniku jego działań, nie po to podejmował trud by nic
z tego nie wynikało. Teraz było trudniej
ciągle towarzyszyła mu obawa czy podoła, czy sprosta wyzwaniu. Obsesja tak to było dobre słowo
określało znakomicie to, co czuł.
Z Dalią poszło nadspodziewanie dobrze.
Jeśli tylko dziewczynka zastosuje się do wskazówek i poleży spokojnie, to
niedługo zapomni o kulach i będzie mogła biegać po tych łąkach zielonych, które
nie dają jej spokoju. Matka zaś po jego interwencji potrzebowała już tylko
kosmetycznej korekty zdeformowanej w wypadku twarzy. W
przypadku kobiety postanowił działać stopniowo nie chciał roztrwaniać
zbyt pochopnie sił, przygotowywał się do konfrontacji z nieprzewidywalną
Herytką. Słabość
może go słono kosztować.
-Moje drogie
panie jedna ma leżeć plackiem jak przykazałem, a druga ćwiczyć szczękę a
wszystko będzie dobrze. Mam jeszcze pytanie formalne, gdybyście dostały większe
zlecenie to czy macie, kogo przyjąć do pomocy?
-Nie byłoby
problemu, rąk do pracy tu pod dostatkiem. Tu blisko mieszka kilka wdów, co to
ich mężowie należeli do cechu. Całe
życie szyły z nimi, czasami to i szyły za nich, nie ma już mężów to cech
zakazał im praktyki. Robić igłą potrafią, w biedzie żyją często gorszej niż
nasza, z radością będą pracować, każdy grosz przyjmą.- Najstarsza z kobiet z obawą
ważyła każde słowo, zdawała sobie sprawę, że nawet za samą propozycję może
zostać ukarana. Nikomu nie wolno bezkarnie łamać przepisów cechu.
-Nie pytam o
to jak to zrobicie, bo to mnie nie interesuje. Spytam czy jesteście w stanie
uszyć kilka sukni dla prawdziwych eleganckich dam?
-Tttak
Krótkie słowo
wystarczyłoby go przekonać, że ta kobieta podoła zadaniu. Była konkretna, nie
rzucała słów na wiatr. Reprezentowała wąską grupę ludzi, których słowo znaczyło
więcej niż umowa na piśmie. Szanował takich ludzi i często żałował, że nie ma
ich zbyt wielu.
Cenił słowo a honor nie był dla niego tylko pustych hasłem, za którym kryją się
intryganci i pieniacze.
-To mi
wystarczy. Zorganizujcie, więc panie na jutro pomoc, będzie dużo i trudnego
szycia. Rano przyśle po panią, ktoś zorganizuje dojazd do pałacu, w celu
wzięcia miary i szczegółowych ustaleń. Nie chcę decydować za nasze panie, bo się na damskich
strojach zupełnie nie znam i niech tak zostanie.
-Dobrze panie.- Seniorce rodu aż zaświeciły
się oczy, kilka dni temu nawet nie marzyła o takiej odmianie losu.
Dalia kręciła się na łóżku i nie
chodziło wcale o swędzenie gojących się nóg, tajemnica nie dawała jej spokoju.
Odwrócił się do niej i czekał aż zada
pytanie. Zaczynał się martwić, że ciekawość zapuściła w niej zbyt głęboko
korzenie. Nie chciał tego, widział już puste oczy ludzi, którzy ciągle biegli
do przodu szukając niezwykłości, zaślepieni nie dostrzegali szczęścia, od
którego oddalali się z każdym krokiem.
-Panie skąd
wiesz, że to kamień z twojego domu? Dlaczego on jest taki dziwny? Wcale nie
wygląda jak kamień.
Była jak jeden z jego malamutów
złapała trop, za wszelką cenę chciała nim podążyć. To trochę komplikowało ich
relacje, nie mógł przecież na nią gwizdnąć, przywołać do nogi by opanować jej
ciekawość. Nie chciał w taki sposób
zmieniać jej życia wcale nie wyszłoby jej to na dobre. Mimo to w jakiś sposób ją
naznaczył, zmienił
-Skąd wiem, to
całkiem proste doskonale go znam. To niezwykły kamień nie sposób się pomylić.
-Acha.-Odpowiedź jej nie zadowoliła, ale tym razem zabrakło śmiałości by
drążyć dalej temat. Westchnęła tylko ciężko.
-Zatem do
widzenia.
Miał ochotę pobyć sam.
Nie zamierzał dzielić się z nikim swoimi
wspomnieniami, a na pewno nie z dopiero, co poznaną małą dziewczynką. Przez wieki był sam, nie potrzebował
nikogo. Potrafił jako
tako oswoić samotność, wątpliwości i otaczającą go pustkę. W każdym razie starał się z całych sił. Teraz
zbierał owoce swoich decyzji, był sam, bo nie było nikogo, kto mógłby go zrozumieć. Przeznaczenie to przereklamowany slogan.
-Do widzenia
panie.
Tym razem postanowił się przejść po
mieście jak normalny człowiek. Martwił się, że umyka mu zbyt dużo szczegółów,
gdy ślizga się w tą i z powrotem po rzeczywistości i czasie. W tej rozgrywce, w którą tak nieroztropnie dał się
wciągnąć niezwykle istotne były drobiazgi, detale. To, co zwykle w natłoku ważnych
spraw umyka. Jak do tej pory działał na
oślep z nieprzyjemną ale niezbyt ciążącą świadomością, że
każda pomyłka może przekreślić jego szanse. Teraz wszystko się skomplikowało ktoś zostawił mu z niewiadomych przyczyn wiadomość,
oznaczało to, że zmieniły się okoliczności. Nastąpiła nieoczekiwana zmiana reguł gry, to już nie było subtelne naprowadzanie trop, tylko
ujawnienie się. Poprzez dostarczenie całkiem materialnego
prezentu, uświadamiano mu, że zainteresowane są nim co najmniej dwie walczące ze sobą frakcje. Jednak to nie zaskoczenie wyprowadzało go z równowagi, najgorsze było,
że nie rozumiał, o co tak naprawdę chodziło istocie, która próbowała nim
manipulować i zwerbować na swoją stronę. Jedyny efekt, jaki uzyskała to
rozrzewnienie spowodowane wspomnieniem rodziców i wspaniałego domu, jaki
stworzyli. Miał dziwną pewność, że raczej nie o to chodziło
nadawcy wiadomości. Zastanawiające dla niego też było,
dlaczego ktoś chciał by powrócił myślami do tamtego okresu, na razie nie znał
odpowiedzi.
Rozdział Znachorka
Jesienne słońce nasączone złotem i odcieniami
pomarańczu parzyło skórę. Powietrze było suche i gęste niczym
dobrze wysuszone, zwiezione przez chłopów do stodół siano. Gdzieś na
wysokości jego nosa unosił się gęsty kożuch zapachów. Woń zwierzęcych
odchodów, zgniłych warzyw i ludzkiego potu przeplatała się z zapachem gotującej
się tu i ówdzie polewki.
Opiekun przemykał po wąskich
uliczkach, szukając litościwego cienia, rzucanego
przez liche, obłażące z tynku kamienice. Bruk nagrzany niczym blacha na
piecu po całodziennym kontakcie ze słońcem, palił podeszwy
butów, spokojnie
można by na nim piec placki. Ludzie
omijali Wędrowca z daleka niezdarnie udając, że nie zauważają
niecodziennego przechodnia. Było mu to na rękę, nie miał ochoty na pogaduszki.
Odpadające tynki, okna zabite deskami, ziemiste zapadnięte twarze mówiły mu
więcej niż słowa. Nie musiał słuchać skarg, panująca tu bieda była prawie
materialna, obijał o nią kolana i łokcie.
Wiedziony impulsem, niespodziewanie dla siebie skręcił między dwie wyjątkowo nędznie
wyglądające kamienice. Drzwi jednego z mieszkań na parterze były otwarte,
dochodził stamtąd wyjątkowy smród, przebijający wszystko co do tej pory wisiało w
powietrzu. Kichnął, wycierając nos w białą
wykrochmaloną chusteczkę, zastanawiając się, dlaczego ostatnio wręcz
prześladują go różnego rodzaju odory. Obydwa okna mieszkania zamknięte były na
głucho, szczelnie przysłonięte czarną materią.
Ostrożnie
zajrzał do środka, na wszelki wypadek nie dotykając klamki i drzwi.
W kłębach śmierdzącego oparu młoda
dziewczyna czyniła dziwne wygibasy nad ciałem otyłego mężczyzny. Twarz
odczyniającej uroki była niewidoczna przysłonięta gęstym obłokiem szarawego śmierdzącego dymu.
Patrzył na nią rozbawiony, podobało mu
się jej zaangażowanie, doskonale wczuła się w swoją rolę. Pomyślał, że to
dobrze obsadzona aktorka. Widział niejedną uzdrowicielkę czy wiedźmę różnie
nazywają takie kobiety, ale ta wydawała się lubić swój fach. Musiała być
nowicjuszką, długo nie wytrzyma na takich obrotach, zniechęci się. Jeśli jest
wrażliwa odchoruje brak sukcesów i cierpienie, które będzie zalewać ją z każdej strony. A wtedy albo zrezygnuje i zajmie się czymś innym albo wyprana z czuć nie będzie wkładała w już spektakl tyle serca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz