niedziela, 25 maja 2014

25.05 Wędrowiec, znachorka







           Po spoconych plecach przeszła mu fala zimna, lodowy jęzor rozdzierał skórę ostrymi kłamami żalu. Poczuł się taki bezradny, słaby i niepotrzebny. Wybryk natury odmieniec.
Usiadł koło dziewczynki twarz schował w dłoniach. Siatka cieniutkich żyłek nabrzmiała, drgając niebezpiecznie.
-Skąd wiedział, że trafię właśnie do was? Mówił coś?
-Nie wiem panie. Powiedział, że ściągnie cię tu wcześniej czy później jakiś krąg. Nie powiedział nic więcej, a my bałyśmy się pytać, bo dziwny był jakiś taki. -Umilkła wystraszona, tajemnica straciła swój urok, już nie wabiła ją kolorami tęczy.
Nie miał żalu do kobiet, nie wiedziały, o co spytać ani nawet jak. Zresztą to nie była ich sprawa. Spełniły swą rolę, dostarczyły przesyłkę, o resztę zadbać musi sam. Wstał tknięty niespodziewaną myślą, w głowie zaczął kiełkować mu nowy a tak  naprawdę pierwszy plan w tej podróży.
-Krąg...... być może to jest to, czego szukałem. No dobrze wróćmy do istotnych spraw. Nóżki cudnie nam tu się goją.
              Zadowolenie w jego głosie upewniło ją, że mówi prawdę. Była dzieckiem a mimo to widziała, że jego myśli krążą gdzieś daleko niczym jastrząb nad ofiarą, on nie marnował czasu już polował. Ten mały błyszczący kamyczek całkowicie zawładnął Opiekunem, nie mógł kłamać nie w takiej chwili, czuła to. Mimo to po dziecięcemu upewniła się, tak bardzo tego pragnęła. To było silniejsze od niej.
-Naprawdę?
-Naprawdę. Już niedługo będziesz się uczyć chodzić, co będzie wymagało od ciebie wysiłku i wytrwałości. Teraz, jeśli pozwolisz obejrzę twarz twojej mamy.
               Buzia małej rozpromieniła się złotem zagubionego w izbie słonecznego promienia i miłością do matki. Pokiwała energicznie głową.
         Był zadowolony, okazał się być prawie tak skuteczny jak przed laty. Stan pacjentek był naprawdę zadowalający. Nigdy nie czuł takiej presji jak właśnie teraz. Nie żeby wcześniej mu nie zależało na wyniku jego działań, nie po to podejmował trud by nic z tego nie wynikało. Teraz było trudniej ciągle towarzyszyła mu obawa czy podoła, czy sprosta wyzwaniu. Obsesja tak to było dobre słowo określało znakomicie to, co czuł.
        Z Dalią poszło nadspodziewanie dobrze. Jeśli tylko dziewczynka zastosuje się do wskazówek i poleży spokojnie, to niedługo zapomni o kulach i będzie mogła biegać po tych łąkach zielonych, które nie dają jej spokoju. Matka zaś po jego interwencji potrzebowała już tylko kosmetycznej korekty zdeformowanej w wypadku twarzy. W przypadku kobiety postanowił działać stopniowo nie chciał roztrwaniać zbyt pochopnie sił, przygotowywał się do konfrontacji z nieprzewidywalną Herytką. Słabość może go słono kosztować.
-Moje drogie panie jedna ma leżeć plackiem jak przykazałem, a druga ćwiczyć szczękę a wszystko będzie dobrze. Mam jeszcze pytanie formalne, gdybyście dostały większe zlecenie to czy macie, kogo przyjąć do pomocy?
-Nie byłoby problemu, rąk do pracy tu pod dostatkiem. Tu blisko mieszka kilka wdów, co to ich mężowie należeli do cechu.  Całe życie szyły z nimi, czasami to i szyły za nich, nie ma już mężów to cech zakazał im praktyki. Robić igłą potrafią, w biedzie żyją często gorszej niż nasza, z radością będą pracować, każdy grosz przyjmą.- Najstarsza z kobiet z obawą ważyła każde słowo, zdawała sobie sprawę, że nawet za samą propozycję może zostać ukarana. Nikomu nie wolno bezkarnie łamać przepisów cechu.
-Nie pytam o to jak to zrobicie, bo to mnie nie interesuje. Spytam czy jesteście w stanie uszyć kilka sukni dla prawdziwych eleganckich dam?
-Tttak
Krótkie słowo wystarczyłoby go przekonać, że ta kobieta podoła zadaniu. Była konkretna, nie rzucała słów na wiatr. Reprezentowała wąską grupę ludzi, których słowo znaczyło więcej niż umowa na piśmie. Szanował takich ludzi i często żałował, że nie ma ich zbyt wielu. Cenił słowo a honor nie był dla niego tylko pustych hasłem, za którym kryją się intryganci i pieniacze.
-To mi wystarczy. Zorganizujcie, więc panie na jutro pomoc, będzie dużo i trudnego szycia. Rano przyśle po panią, ktoś zorganizuje dojazd do pałacu, w celu wzięcia miary i szczegółowych ustaleń. Nie chcę decydować za nasze panie, bo się na damskich strojach zupełnie nie znam i niech tak zostanie.
-Dobrze panie.- Seniorce rodu aż zaświeciły się oczy, kilka dni temu nawet nie marzyła o takiej odmianie losu.
         Dalia kręciła się na łóżku i nie chodziło wcale o swędzenie gojących się nóg, tajemnica nie dawała jej spokoju.
          Odwrócił się do niej i czekał aż zada pytanie. Zaczynał się martwić, że ciekawość zapuściła w niej zbyt głęboko korzenie. Nie chciał tego, widział już puste oczy ludzi, którzy ciągle biegli do przodu szukając niezwykłości, zaślepieni nie dostrzegali szczęścia, od którego oddalali się z każdym krokiem.
-Panie skąd wiesz, że to kamień z twojego domu? Dlaczego on jest taki dziwny? Wcale nie wygląda jak kamień.
             Była jak jeden z jego malamutów złapała trop, za wszelką cenę chciała nim podążyć. To trochę komplikowało ich relacje, nie mógł przecież na nią gwizdnąć, przywołać do nogi by opanować jej ciekawość.  Nie chciał w taki sposób zmieniać jej życia wcale nie wyszłoby jej to na dobre. Mimo to w jakiś sposób ją naznaczył, zmienił
-Skąd wiem, to całkiem proste doskonale go znam. To niezwykły kamień nie sposób się pomylić.
-Acha.-Odpowiedź jej nie zadowoliła, ale tym razem zabrakło śmiałości by drążyć dalej temat. Westchnęła tylko ciężko.
-Zatem do widzenia.
           Miał ochotę pobyć sam.
       Nie zamierzał dzielić się z nikim swoimi wspomnieniami, a na pewno nie z dopiero, co poznaną małą dziewczynką. Przez wieki był sam, nie potrzebował nikogo. Potrafił jako tako oswoić samotność, wątpliwości i otaczającą go pustkę. W każdym razie starał się z całych sił. Teraz zbierał owoce swoich decyzji, był sam, bo nie było nikogo, kto mógłby go zrozumieć. Przeznaczenie to przereklamowany slogan.
-Do widzenia panie.
       Tym razem postanowił się przejść po mieście jak normalny człowiek. Martwił się, że umyka mu zbyt dużo szczegółów, gdy ślizga się w tą i z powrotem po rzeczywistości i czasie. W tej rozgrywce, w którą tak nieroztropnie dał się wciągnąć niezwykle istotne były drobiazgi, detale. To, co zwykle w natłoku ważnych spraw umyka. Jak do tej pory działał na oślep z nieprzyjemną ale niezbyt ciążącą świadomością, że każda pomyłka może przekreślić jego szanse. Teraz wszystko się skomplikowało ktoś zostawił mu z niewiadomych przyczyn wiadomość, oznaczało to, że zmieniły się okoliczności. Nastąpiła nieoczekiwana zmiana reguł gry, to już nie było subtelne naprowadzanie trop, tylko ujawnienie się. Poprzez dostarczenie całkiem materialnego prezentu, uświadamiano mu, że zainteresowane są nim co najmniej dwie walczące ze sobą frakcje. Jednak to nie zaskoczenie wyprowadzało go z równowagi, najgorsze było, że nie rozumiał, o co tak naprawdę chodziło istocie, która próbowała nim manipulować i zwerbować na swoją stronę. Jedyny efekt, jaki uzyskała to rozrzewnienie spowodowane wspomnieniem rodziców i wspaniałego domu, jaki stworzyli. Miał dziwną pewność, że raczej nie o to chodziło nadawcy wiadomości. Zastanawiające dla niego też było, dlaczego ktoś chciał by powrócił myślami do tamtego okresu, na razie nie znał
odpowiedzi.  
         


Rozdział  Znachorka





            Jesienne słońce nasączone złotem i odcieniami pomarańczu parzyło skórę. Powietrze było suche i gęste niczym dobrze wysuszone, zwiezione przez chłopów do stodół siano. Gdzieś na wysokości jego nosa unosił się gęsty kożuch zapachów. Woń zwierzęcych odchodów, zgniłych warzyw i ludzkiego potu przeplatała się z zapachem gotującej się tu i ówdzie polewki.
            Opiekun przemykał po wąskich uliczkach, szukając litościwego cienia, rzucanego przez liche, obłażące z tynku kamienice. Bruk nagrzany niczym blacha na piecu po całodziennym kontakcie ze słońcem, palił podeszwy butów, spokojnie można by na nim piec placki. Ludzie omijali Wędrowca z daleka niezdarnie udając, że nie zauważają niecodziennego przechodnia. Było mu to na rękę, nie miał ochoty na pogaduszki. Odpadające tynki, okna zabite deskami, ziemiste zapadnięte twarze mówiły mu więcej niż słowa. Nie musiał słuchać skarg, panująca tu bieda była prawie materialna, obijał o nią kolana i łokcie.
           Wiedziony impulsem, niespodziewanie dla siebie skręcił między dwie wyjątkowo nędznie wyglądające kamienice. Drzwi jednego z mieszkań na parterze były otwarte, dochodził stamtąd wyjątkowy smród, przebijający wszystko co do tej pory wisiało w powietrzu. Kichnął, wycierając nos w białą wykrochmaloną chusteczkę, zastanawiając się, dlaczego ostatnio wręcz prześladują go różnego rodzaju odory. Obydwa okna mieszkania zamknięte były na głucho, szczelnie przysłonięte czarną materią.
Ostrożnie zajrzał do środka, na wszelki wypadek nie dotykając klamki i drzwi.
          W kłębach śmierdzącego oparu młoda dziewczyna czyniła dziwne wygibasy nad ciałem otyłego mężczyzny. Twarz odczyniającej uroki była niewidoczna przysłonięta gęstym obłokiem szarawego śmierdzącego dymu.

        Patrzył na nią rozbawiony, podobało mu się jej zaangażowanie, doskonale wczuła się w swoją rolę. Pomyślał, że to dobrze obsadzona aktorka. Widział niejedną uzdrowicielkę czy wiedźmę różnie nazywają takie kobiety, ale ta wydawała się lubić swój fach. Musiała być nowicjuszką, długo nie wytrzyma na takich obrotach, zniechęci się. Jeśli jest wrażliwa odchoruje brak sukcesów i cierpienie, które będzie zalewać z każdej strony. A wtedy albo zrezygnuje i zajmie się czymś innym albo wyprana z czuć nie będzie wkładała w już spektakl tyle serca. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz