środa, 21 maja 2014

21.05 Wędrowiec, pole koniczyny



-Karanie bierz tę słodką panienkę w swe silne ramiona i zanieś do pokoju. Po drodze możecie sobie ćwierkać o kukurydzy czy źdźbłach trawy, obiecuję nie będę wnikać. O jest Wiktor on wszystkiego dopilnuje.
Uśmiechnięty Wiktor pędził już w ich stronę, rozbawione malamuty biegły po schodach u jego boku.
-Panie czy ty nie zostajesz tu z nami?
Babcia Holocka złapała go za rękaw peleryny, przygarbiła się jeszcze mocniej niż rano. Przytłoczyła ją skala zmian. Rozpaczliwie potrzebowała wsparcia, obecności zapewniającej bezpieczeństwo, przewodnika.
-Kochana Honiko pozwoliłem sobie być twoim gościem na czas pobytu w tym mieście. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu?- Uśmiechnął się do niej tak jak tylko on umiał. To był ten uśmiech, co działał jak przyrzecznie, jak lak czy stempel na liście, który gwarantował ze słowa staną się rzeczywistością.
-Nie, nie mam. Oczywiście możesz tu mieszkać jak tylko długo zapragniesz, tylko nie wiem czy my się tu odnajdziemy.
                Była zagubiona niczym małe kaczątko, które odpłynęło za daleko od kaczki. Jednak nie była pozostawiona sama sobie, więc da sobie radę, był tego pewien. Zresztą do tej pory potrafiła opanować o wiele gorsze sytuacje i problemy. Ludzie potrafią zaadaptować się w każdych warunkach, a tu chodziło przecież o poprawę bytu.
-Nie ma, co się bać, szybko poczujecie się jak u siebie. Ja mam parę spraw do załatwienia. Lilidia gdybyś przypadkiem chciała się pozbyć smrodu maści to mają tu naprawdę wygodną balię- Rzucił przez ramię wyskakując z karety.
Jak przystało na dżentelmena pomógł wysiąść babci i dał znać Hanowi żeby został i pomógł Karanowi złapać Lilidię.
       Chłopak był wdzięczny za szansę zbliżenia się do Lilidi, patrzył na dziewczynę maślanymi oczami i miał nadzieję, że ona zauważy jak mu na niej zależy. Młodzieńcze zauroczenie, a może nawet pierwsza miłość Wędrowiec nie chciał wiedzieć to nie była jego sprawa.
-Dziękuję za zwrócenie wszystkim uwagi na cudowny aromat, jaki dzięki twoim kuracjom roztaczam wokół.
          Lilidia pogroziła palcem Wędrowcowi, ale on nie patrzył na dziewczynę. Mały ptaszek z czerwonym brzuszkiem usiadł na płocie. Przekręcił główkę pod zupełnie nienaturalnym kątem i patrzył.
-Tak szczerze panienko to nie da się koło niego przejść obojętnie. Podejrzewam, że ta maść to z kurzego łajna była zrobiona albo z czegoś jeszcze gorszego. Myślę, że wskazane byłoby zacząć od bali a nie udawać, że inni tego nie czują.
        Olbrzym roześmiał się szeroko, on też nie patrzył na dziewczynę. Schylił się i podniósł mały biały kamyczek, jeden z wielu którymi wysypany był podjazd i rzucił. Mały ptaszek z wrzaskiem niepasującym do drobnego ciałka uniósł się w górę. Nie dość szybko, dostał kamykiem po skrzydle.
        Opiekun gwizdnął pod nosem z podziwu, zwykły człowiek nie dorzuciłby tak daleko nie wspominając o trafieniu ruchomego celu.
-Zostawiam was bawcie się dobrze. Sam zmykam by wypełnić kilka punktów z mojej listy. Czas niestety nie jest z gumy.
             Uciekł z rozmysłem, nie lubił tych wszystkich codziennych czynności, kiedy dom zapełnia się nowymi ludźmi. Ten ruch i podniecenie zbyt boleśnie przypomniały o tym ile stracił, czego musiał się wyrzec dla nic nieznaczącej głupiej misji. Dla tych ludzi po wiekach samotności zrobił wyjątek, zburzył mur, który oddzielał go od innych, chciał czy nie, stał się częścią ich życia. Zmienił swoje podejście do życia a mimo to nie mógł się przemóc, by być z nimi w takich chwilach. Był wyrzutkiem i zostanie nim do końca swoich dni.
          Zamierzał wstąpić do swoich pacjentek z zakładzie krawieckim, najwyższy czas zlecić mistrzyniom igły następną robotę.
            Wyciszył się, pozwolił ponieść instynktowi. Głos w głowie, który się nigdy nie mylił, podpowiadał, że pierwszej kolejności powinien udać się właśnie do nich. Wciągały go pomału te zagadki, intrygi, jak wir na niespokojnym jeziorze. Oszołomiony zmianami jak młodym winem musiał uważać by nie utonąć, by nie nurkować zbyt głęboko. Nieustanie towarzyszył mu lęk, że nie potrafi już sprawnie łapać nitek prowadzących prosto do kłębka, wyszedł z wprawy. I na nic zdały się powtarzane jak mantra słowa, że to nie dla niego, że czas wracać do samotni.


****


              Drzwi mieszkania były lekko uchylone, wąska struga światła leniwie przeciskała się do środka. Było gorąco, nagrzane powietrze prawie stało w miejscu połyskując rozświetlonymi drobinami kurzu.
         Czuł rodzący się protest swego zmęczonego długim życiem i gorącem ciała, ruchy stawały się powolniejsze, jakby mniej zdecydowane. Na początek ciało zaczęło buntować się lepką strugą potu płynącego po plecach wzdłuż kręgosłupa, potem nieznaną mu powolnością i lenistwem.
           Kobiety pracowały w milczeniu, nie zważając na gorąco i zaduch jakby go wcale nie zauważały, jakby istniał poza ich obszarem. Przypominały mniszki zagubionych świątyń, zatopione w ekstazie modlitw. One modliły się swą pracą a kunszt ich roboty wymagał specjalnego namaszczenia i ciszy.
-Dzień dobry.
Stanął na progu czekając na zaproszenie. Zawstydzony, że ośmielił się przerwać im pracę i ten szczególny nastrój.
-A to pan, ale szycie jeszcze nie gotowe, tak szybko się nie da.- Była zmęczona ramiona opadły jej nisko, lewe oko zaszło krwią.
-Nie poganiam, jestem tu, jako lekarz. Chciałem sprawdzić jak się mają moje pacjentki.
-Dddoobbze pannie.- Średnia z kobiet zarumieniła się, zastygając na chwilę w bezruchu z igłą wycelowaną w niebo.
-Najpierw obejrzę sobie nogi młodej łani, a wy drogie panie nie przeszkadzajcie sobie.
    Poczuł drżącą niecierpliwość dziecka, to było coś więcej niż zaspokojenie chwilowej zachcianki. Ona właśnie śniła na jawie swe marzenia, biegła boso przez bezkresne morze czterolistnej koniczyny, przez pola spełnionych najgłębszych najgorętszym pragnień. Takich, których nie
wypowiada się nawet szeptem by nie zauroczyć.
 Na twarzy dziewczynki czaiła się prośba przemieszana z panicznym strachem, zmieniając ją w maskę niepewności. Jedno jego złe słowo może zamienić go z dobroczyńcy w kata, może spalić morze koniczyny.
- No i jak pójdziesz na ten bal czy nie?- Spytał Dalię wstrząśnięty swoim odkryciem.
-Nie wiem panie. W nocy strasznie mnie swędziały nogi. Spać nie mogłam, chyba coś niedobrego się dzieje. -Skarżyła się po dziecięcemu, przełykając głośno ślinę.
         Koniczyna w jej głowie falowała, szarpana gwałtownymi podmuchami wiatru niosącego pożogę. Listki w kształcie serduszek zwijały się spazmatycznie, niebezpiecznie szarzejąc.
-To bardzo dobrze, że swędzi znaczy, że się goi- uspokoił ją, delikatnie głaszcząc po dłoni- a teraz sprawdzę czy się nam ładnie i równiutko zrastają kości.
         Wydawała się krucha jak płatek śniegu, byle podmuch mógł ją poderwać do góry, obracać nią, wirować do zawrotów głowy, zanieść ku słońcu ku zagładzie. Pozory, to tylko pozory. Wiedział, że jest jak stal, życie hartowało ją nieustanie godzina po godzinie, na takich jak ona łatwo połamać zęby. Nie wiedział jak postępować z dziećmi, więc milczał.
-Panie muszę ci coś powiedzieć. Dwa lata temu a może trochę więcej był tu dziwny stary mężczyzna. Zostawił coś dla ciebie panie. -Dziewczynka szeptała cichutko świadoma, że oto stała się częścią niezwykłej tajemnicy. Bezkresne połacie zieleni odpłynęły na dalszy plan, teraz upajała się myślą, że stała się częścią niewiadomej. Szarość i monotonność dni rozproszył nieznany oszałamiający aromat, czuła się wyróżniona, wyjątkowa.
-Dla mnie zostawił? Powiedział, że przyjdę do ciebie i odbiorę przesyłkę? -Nie przewidział takiego rozwoju sytuacji, życie znowu go zaskoczyło.
Dziewczynka ściskała kwiecistą bluzkę w zaciśniętej dłoni. Nie miała odwagi mówić głośno, szeptała, może myślała, że tego wymaga tajemnica. Albo znudzona monotonią podobnych do siebie dni chciała by ta chwila była wyjątkowa, magiczna.
-Zostawił coś dziwnego i powiedział, że mam przekazać we właściwe ręce. Teraz to ja już wiem, że to dla ciebie panie.
-Jesteś pewna, że dla mnie? Dwa lata temu wcale nie miałem zamiaru ruszać w świat. Myślę, że nikt nie mógł przewidzieć, że się w końcu zdecyduję opuścić dom. Nie mógł przewidzieć, że właśnie u was zamówię nowe ubrania.- Niezręcznie było mu kłamać, jeszcze ciężej było się przyznać, że swego czasu sam planował z wyprzedzeniem życie innych ludzi. Więc to przemilczał, pewne sprawy powinny pozostać w ukryciu. Nie rozumiał jednak jak to się mogło stać, że ktoś steruje jego życiem, i to na dodatek tak umiejętnie.
-Ten stary mężczyzna powiedział, że moje serce odgadnie, komu mam to oddać. -Sięgnęła szybko pod poduszkę, jej ręka wijąc się jak mały wąż sprytnie odnalazła to, czego szukała.- Proszę.
Z tryumfem wyciągnęła przed siebie dłoń zwiniętą w pięść. Otworzyła kurczowo zaciśnięte ma małym przedmiocie szczupłe paluszki i wtedy zobaczył coś wzruszającego.
                 Kamień wyrwany z mozaiki w domu moich rodziców. To niesamowite.

Ktoś chciał mieć pewność.. zabezpieczył się... Niesamowite. Kto był aż tak zdeterminowany i dlaczego? To było tak dawno temu, że wręcz wydaje mi się nierealne to, że mogłem mieć normalny dom, rodzinę -pomyślał wzruszony.

2 komentarze:

  1. Nigdy mnie jakoś fantasy nie kusiła a tu czekam na każdy odcinek. Teraz moja niespełna 2letnia córka ma gips na rączce bo ją własny tata przewrócił i jak czytałem o marzeniach dziecka to oczy mokre:-) Pięknie jest! Pit (co kiedyś z Białą ganiał)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dużo zdrowia dla małej dziewczynki, niech się pięknie rączka goi! Dziękuje za miłe słowa. Co do fantasy ja uważam że to genialna forma, można w nim zamieścić prawie wszystkie gatunki. Horror, literaturę przygodową, romans, i nawet te bardziej ambitne formy przekazu.

      Usuń