-Karanie bierz
tę słodką panienkę w swe silne ramiona i zanieś do
pokoju. Po drodze możecie sobie ćwierkać o kukurydzy czy źdźbłach trawy,
obiecuję nie będę wnikać. O jest Wiktor on wszystkiego dopilnuje.
Uśmiechnięty
Wiktor pędził już w ich stronę, rozbawione malamuty biegły po
schodach u jego boku.
-Panie czy ty
nie zostajesz tu z nami?
Babcia Holocka
złapała go za rękaw peleryny, przygarbiła się jeszcze mocniej niż rano.
Przytłoczyła ją skala zmian. Rozpaczliwie potrzebowała wsparcia, obecności
zapewniającej bezpieczeństwo, przewodnika.
-Kochana
Honiko pozwoliłem sobie być twoim gościem na czas pobytu w tym mieście. Mam
nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu?- Uśmiechnął się do niej tak jak tylko on umiał. To był
ten uśmiech, co działał jak przyrzecznie, jak lak czy stempel na liście, który
gwarantował ze słowa staną się rzeczywistością.
-Nie, nie mam.
Oczywiście możesz tu mieszkać jak tylko długo zapragniesz, tylko nie wiem czy my się tu odnajdziemy.
Była zagubiona niczym małe
kaczątko, które odpłynęło za daleko od kaczki. Jednak nie była pozostawiona sama sobie, więc da sobie radę, był tego
pewien. Zresztą do
tej pory potrafiła opanować o wiele gorsze sytuacje i problemy. Ludzie potrafią zaadaptować się w każdych warunkach, a
tu chodziło przecież o poprawę bytu.
-Nie ma, co
się bać, szybko poczujecie się jak u siebie. Ja mam parę spraw do załatwienia.
Lilidia gdybyś przypadkiem chciała się pozbyć smrodu maści to mają tu naprawdę
wygodną balię- Rzucił przez ramię wyskakując z karety.
Jak przystało
na dżentelmena pomógł wysiąść babci i dał znać Hanowi żeby został i pomógł Karanowi złapać Lilidię.
Chłopak był wdzięczny za szansę
zbliżenia się do Lilidi, patrzył na dziewczynę maślanymi oczami i miał
nadzieję, że ona zauważy jak mu na niej zależy. Młodzieńcze zauroczenie, a
może nawet pierwsza miłość Wędrowiec nie chciał wiedzieć to nie była jego
sprawa.
-Dziękuję za
zwrócenie wszystkim uwagi na cudowny aromat, jaki dzięki twoim kuracjom roztaczam wokół.
Lilidia pogroziła
palcem Wędrowcowi, ale on nie patrzył na dziewczynę. Mały
ptaszek z czerwonym brzuszkiem usiadł na płocie. Przekręcił główkę pod zupełnie
nienaturalnym kątem i patrzył.
-Tak szczerze
panienko to nie da się koło niego przejść obojętnie. Podejrzewam, że ta maść to
z kurzego łajna była zrobiona albo z czegoś jeszcze gorszego.
Myślę, że wskazane byłoby zacząć od bali a nie udawać, że inni tego nie czują.
Olbrzym roześmiał się szeroko, on też
nie patrzył na dziewczynę. Schylił się i podniósł mały biały kamyczek, jeden z wielu którymi wysypany był podjazd i rzucił. Mały ptaszek z
wrzaskiem niepasującym do drobnego ciałka uniósł się w górę. Nie dość szybko,
dostał kamykiem po skrzydle.
Opiekun gwizdnął pod nosem z podziwu,
zwykły człowiek nie dorzuciłby tak daleko nie wspominając o trafieniu ruchomego
celu.
-Zostawiam was
bawcie się dobrze. Sam zmykam by wypełnić kilka punktów z mojej listy. Czas niestety nie jest z gumy.
Uciekł z rozmysłem, nie lubił tych
wszystkich codziennych czynności, kiedy dom zapełnia się nowymi ludźmi. Ten
ruch i podniecenie zbyt boleśnie przypomniały o tym ile
stracił, czego musiał się wyrzec dla nic nieznaczącej głupiej misji. Dla tych ludzi po wiekach samotności zrobił wyjątek, zburzył mur,
który oddzielał go od innych, chciał czy nie, stał się częścią
ich życia. Zmienił swoje podejście do życia a mimo to nie mógł się przemóc, by być z nimi w takich chwilach. Był wyrzutkiem i zostanie nim do końca swoich dni.
Zamierzał wstąpić do swoich pacjentek z zakładzie
krawieckim, najwyższy czas zlecić mistrzyniom igły następną robotę.
Wyciszył się, pozwolił ponieść
instynktowi. Głos w głowie, który się nigdy nie mylił, podpowiadał, że pierwszej
kolejności powinien udać się właśnie do nich. Wciągały go pomału te zagadki, intrygi, jak wir na niespokojnym jeziorze.
Oszołomiony zmianami
jak młodym winem musiał uważać by nie
utonąć, by nie nurkować zbyt głęboko. Nieustanie towarzyszył mu lęk, że nie
potrafi już sprawnie łapać nitek prowadzących prosto do kłębka, wyszedł z
wprawy. I na nic
zdały się powtarzane jak mantra słowa, że to nie dla niego, że czas wracać do
samotni.
****
Drzwi mieszkania były lekko
uchylone, wąska struga światła leniwie przeciskała się do środka. Było gorąco,
nagrzane powietrze prawie stało w miejscu połyskując rozświetlonymi drobinami
kurzu.
Czuł rodzący się protest swego
zmęczonego długim życiem i gorącem ciała, ruchy stawały się powolniejsze, jakby
mniej zdecydowane. Na początek ciało zaczęło buntować się lepką strugą potu
płynącego po plecach wzdłuż kręgosłupa, potem nieznaną mu powolnością i lenistwem.
Kobiety pracowały w milczeniu, nie
zważając na gorąco i zaduch jakby go wcale nie zauważały, jakby istniał poza ich obszarem. Przypominały mniszki zagubionych świątyń, zatopione
w ekstazie modlitw. One modliły się swą pracą a kunszt ich roboty wymagał
specjalnego namaszczenia i ciszy.
-Dzień dobry.
Stanął na
progu czekając na zaproszenie. Zawstydzony, że ośmielił się przerwać im pracę i ten szczególny nastrój.
-A to pan, ale
szycie jeszcze nie gotowe, tak szybko się nie da.- Była
zmęczona ramiona opadły jej nisko, lewe oko zaszło krwią.
-Nie poganiam,
jestem tu, jako lekarz. Chciałem sprawdzić jak się mają moje pacjentki.
-Dddoobbze
pannie.- Średnia z kobiet zarumieniła się,
zastygając na chwilę w bezruchu z igłą wycelowaną w niebo.
-Najpierw
obejrzę sobie nogi młodej łani, a wy drogie panie nie przeszkadzajcie sobie.
Poczuł drżącą niecierpliwość dziecka, to było coś więcej niż
zaspokojenie chwilowej zachcianki. Ona właśnie śniła na jawie swe marzenia,
biegła boso przez bezkresne morze czterolistnej koniczyny, przez pola spełnionych
najgłębszych najgorętszym pragnień. Takich, których nie
wypowiada się
nawet szeptem by nie zauroczyć.
Na twarzy dziewczynki czaiła się prośba
przemieszana z panicznym strachem, zmieniając ją w maskę niepewności. Jedno
jego złe słowo może zamienić go z dobroczyńcy w kata, może spalić morze
koniczyny.
- No i jak
pójdziesz na ten bal czy nie?- Spytał Dalię wstrząśnięty
swoim odkryciem.
-Nie wiem
panie. W nocy strasznie mnie swędziały nogi. Spać nie mogłam, chyba coś
niedobrego się dzieje. -Skarżyła się po dziecięcemu,
przełykając głośno ślinę.
Koniczyna w jej głowie falowała, szarpana gwałtownymi podmuchami wiatru niosącego pożogę. Listki w
kształcie serduszek zwijały się spazmatycznie, niebezpiecznie szarzejąc.
-To bardzo
dobrze, że swędzi znaczy, że się goi- uspokoił ją, delikatnie głaszcząc po
dłoni- a teraz sprawdzę czy się nam ładnie i równiutko zrastają kości.
Wydawała się krucha jak płatek śniegu,
byle podmuch mógł ją poderwać do góry, obracać nią, wirować do zawrotów głowy,
zanieść ku słońcu ku zagładzie. Pozory, to tylko pozory. Wiedział, że jest jak
stal, życie hartowało ją nieustanie godzina po godzinie, na takich jak ona
łatwo połamać zęby. Nie wiedział jak postępować z dziećmi, więc milczał.
-Panie muszę
ci coś powiedzieć. Dwa lata temu a może trochę więcej był tu dziwny stary
mężczyzna. Zostawił coś dla ciebie panie. -Dziewczynka
szeptała cichutko świadoma, że oto stała się częścią niezwykłej tajemnicy. Bezkresne połacie zieleni odpłynęły na dalszy plan, teraz upajała się
myślą, że stała się częścią niewiadomej. Szarość i monotonność dni rozproszył
nieznany oszałamiający aromat, czuła się wyróżniona, wyjątkowa.
-Dla mnie
zostawił? Powiedział, że przyjdę do ciebie i odbiorę przesyłkę? -Nie przewidział takiego rozwoju sytuacji, życie znowu go zaskoczyło.
Dziewczynka
ściskała kwiecistą bluzkę w zaciśniętej dłoni. Nie miała odwagi mówić głośno, szeptała, może myślała, że tego wymaga tajemnica. Albo znudzona monotonią podobnych do
siebie dni chciała by ta chwila była wyjątkowa, magiczna.
-Zostawił coś
dziwnego i powiedział, że mam przekazać we właściwe ręce. Teraz to ja już wiem,
że to dla ciebie panie.
-Jesteś pewna,
że dla mnie? Dwa lata temu wcale nie miałem zamiaru ruszać w świat. Myślę, że
nikt nie mógł przewidzieć, że się w końcu zdecyduję opuścić dom. Nie mógł przewidzieć, że właśnie
u was zamówię nowe ubrania.- Niezręcznie
było mu kłamać, jeszcze ciężej było się przyznać, że swego czasu sam planował z
wyprzedzeniem życie innych ludzi. Więc to przemilczał, pewne sprawy powinny
pozostać w ukryciu. Nie rozumiał jednak jak to się mogło stać, że ktoś steruje
jego życiem, i to na dodatek tak umiejętnie.
-Ten stary
mężczyzna powiedział, że moje serce odgadnie, komu mam to oddać. -Sięgnęła szybko pod poduszkę, jej ręka wijąc się jak mały wąż sprytnie
odnalazła to, czego szukała.- Proszę.
Z tryumfem
wyciągnęła przed siebie dłoń zwiniętą w pięść. Otworzyła kurczowo zaciśnięte ma
małym przedmiocie szczupłe paluszki i wtedy zobaczył coś wzruszającego.
Kamień wyrwany z mozaiki w
domu moich rodziców. To niesamowite.
Ktoś chciał
mieć pewność.. zabezpieczył się... Niesamowite. Kto był aż tak zdeterminowany i
dlaczego? To było tak dawno temu, że wręcz wydaje mi się nierealne to, że
mogłem mieć normalny dom, rodzinę -pomyślał
wzruszony.
Nigdy mnie jakoś fantasy nie kusiła a tu czekam na każdy odcinek. Teraz moja niespełna 2letnia córka ma gips na rączce bo ją własny tata przewrócił i jak czytałem o marzeniach dziecka to oczy mokre:-) Pięknie jest! Pit (co kiedyś z Białą ganiał)
OdpowiedzUsuńDużo zdrowia dla małej dziewczynki, niech się pięknie rączka goi! Dziękuje za miłe słowa. Co do fantasy ja uważam że to genialna forma, można w nim zamieścić prawie wszystkie gatunki. Horror, literaturę przygodową, romans, i nawet te bardziej ambitne formy przekazu.
Usuń