-Czasami
należy się drobny bonusik od życia. Choćby za wytrwałość, ale nie zapominajmy, że o wszystkim musisz decydować sam. Nikt nie powie ci,
co jest dobre a co złe. -Zawiesił głos by zaraz kontynuować-To jest mniej więcej tak, ktoś ci mówi zupełnie przypadkiem i niezobowiązująco że odbędzie się egzekucja. Masz wiele wyjść, możesz wzruszyć obojętnie
ramionami, iść na dobrą kolację albo podrywać urodziwe, biuściaste panny. Możesz też iść, popatrzyć tak dla rozrywki i zabicia czasu jak
się smaży bidulina na stosie, choć trudno mi to pojąc
niektórzy naprawdę lubią takie widowiska. Mogłeś też uratować dziewczynę przed okrutną
śmiercią, co zrobiłeś. Co więcej chciało
ci się ukarać wysoko
postawionego kretyna, który próbował wysłużyć się fanatykami by zrobić jej krzywdę. Tak po prawdzie to ukarałeś nawet
dwóch kretynów a to wyzwoliło reakcję łańcuchową. Opiekunka lwów i
innych stworów uznała, że jesteś godzien by się do ciebie odezwać. Nawet nie
zdajesz sobie sprawy, jaki spotkał cię zaszczyt. Na szczęście miałeś tyle
rozumu by zadać odpowiednie pytanie.
-Mam wrażenie,
że w spotkaniu z kobietą
od lwów nie chodziło tylko o tkaninę,
miałem z niego wynieść coś więcej nie tylko smak wyśmienitej czekolady. -Czekolada naprawdę była cudowna, gorąca, gęsta i tak aromatyczna, że na samą myśl usta miał pełne śliny. Dużo
by dał by wypić jeszcze jedną filiżankę.
-Mądry
chłopak, chyba w nagrodę dostaniesz jeszcze kawałeczek ciasta. -Sam skinął na lokaja, który bez pytania nałożył mu na talerzyk dwa
kawałki ciasta.
-Podpowiesz, czy znowu wykręcisz się sianem?
-Przecież
wiesz.-Wgryzł się w ciasto aż bita śmietana spłynęła mu po brodzie- No pomyśl,
co się działo, wszystko ma znaczenie.
-Klucz, czy chodzi o klucz? -Już wtedy wyczuł, że to zgrzytnięcie
w zamku przy
przekręcaniu klucza było nietypowe i ten
zapach morskiej bryzy niepasujący do niczego.
-W pewnym
sensie. Miało ci to doświadczenie coś uzmysłowić, to
ważne. Masz zjedz to dobrze robi na szare komórki.- I nie przejmując się
konwenansami, sam nałożył Wędrowcowi ciasta na talerzyk.
-Klucz jest
potrzebny żeby się dostać w pewne miejsce, to żadne przełomowe odkrycie. Klucz jak klucz, może i nie był normalny, ale za to jej mieszkanie było zbyt wielkie i
zbyt piękne na tą skromną kamienicę. Tu mi się nic nie
zgadza.
-No noooo i co
z tego?
Gdzieś tam w jego czaszce zachodziły
nieprawdopodobnie szybkie procesy, dotknął czubka głowy żeby się upewnić, że
nie dymi mu z głowy. Wyglądało na to, że wszystko jest w porządku, że głowa nie płonie.
-Przenieśliśmy
się w inne miejsce, może nawet do innego świata. Z tego morał taki, że gdzieś jest klucz,
którego potrzebuję,
chyba że robicie ze mnie głupka dla rozrywki.
Niestety nie wiem gdzie szukać to jest frustrujące nie uważasz?
-No i??-
Zachęcał Karem ochoczo kręcąc widelcem.
-Dupa i do
tego blada. Ani klucza ani dziurki od klucza, nic. Tylko jedna czarna dziura. Jakie masz plany na wieczór? Nie mam, z kim się upić a
do lustra trochę smutno.
-Ups wpadłeś
na to sam, dzięki niech będą tej wspaniałej szynce.
Myślałem, że będzie gorzej, to mamy do przodu. -Powiedział to całkiem ironicznie, po czym zabrał się z apatytem do
rzeczonej szynki. Propozycję by wprowadzić się w stan upojenia alkoholowego w
doborowym towarzystwie przyjął obojętnie, wręcz udał, że nie dosłyszał.
-Klucz ma
otwierać drzwi to
nawet logiczne, ale powiedz mi jak ma
zasłonę otworzyć? To, co ja mam sobie dziurkę w materii wydłubać? Czym sobie
zasłużyłem na takie piekielne intrygi?
Zapachniało mocniej jaśminem, Lilidia
pociągnęła nosem i zdezorientowana rozglądała się wokół, szukając źródła zapachu.
Herytka przystanęła pod bramą i trwała w bezruchu, czuł tak wyraźnie jej obecność jak gdyby stała mu
zaraz za plecami. Bezczelnie próbowała
podsłuchiwać. Może się łudziła, że jeśli nie reagują to nie wiedzą o jej
obecności?
-A to od tego
to chyba jestem ja.
-Lilidia pod wpływem niepasującego do pory i okoliczności
zapachu, złapała kontakt z
rzeczywistością.
W sumie to nie był do końca pewien czy
się obudziła na wskutek zapachu a może bardziej przez zdrętwiałą
nogę.
Mogła też
bredzić miała bardzo głupi wyraz twarzy.
-Jak? Będziesz
dłubać w nosie,
patrząc z uwielbieniem w słońce? -
Zapytał poirytowany a ona popatrzyła na niego z lekkim niesmakiem.
Przesadził było mu głupio, znowu zachował się jak smarkacz nie potrafiący zapanować nad
buzującymi hormonami. Jak zazdrosny, pryszczaty gamoń, który nie wie jak zwrócić na siebie uwagę dziewczyny. To było naprawdę żałosne. I jeśli on to widział, to nawet
nie chciał myśleć, co ona sobie o nim pomyślała.
-Przyniosłam
tu z narażeniem życia księżycowy kamień. By wykuć z niego sztylet a ty mnie
obrażasz. -Wydęła obrażona całkiem ładne usteczka.
-Przepraszam
przesadziłem, zachowałem się jak smarkacz. -Przyznał niechętnie.
-Co z tym kamieniem?
Przyznał się
do błędu, choć nie przyszło
mu to łatwo, jednak za
nic w świecie niewyjawiłby, co nim tak naprawdę powodowało, nawet na torturach. Wszystko było takie pokręcone i zwariowane, lepiej by zrobił gdyby został
w domu i leżąc na wygodnej kanapie myślał o niebieskich migdałach. Zmiany
wychodziły mu już bokiem, jak gdyby tego było mało zaniedbywał własne psy.
-Zanim
zaczniesz tłumaczyć o co chodzi w twojej wielkiej misji od
razu zaznaczam, że mój brat nie załapał w któreś ze swych ulubionych spelun trądu czy innego świństwa by teraz rozpadać się na kawałki. -Numi zarżał
zadowolony ze swojego żartu. Po czym wcisnął sobie któryś z kolei kawał ciasta
w usta.
-To jest
metal, który spadł z nieba. Od bardzo dawna jest własnością naszego ludu.
Czciliśmy go i obdarzaliśmy szacunkiem. Od kiedy znalazł się w naszym
posiadaniu, opiekowała się nim czcigodna
kapłanka. Nasze legendy mówią, że gdy słońce się uśmiechnie, trzeba przekuć go w sztylet. - Zadarła zabawnie
nos, zwyczajem zadowolonych z siebie kobiet.
Oniemiał. To
było jak uderzenie obuchem.
-I teraz mi to
mówisz? Ziółek szukałaś tak?- Cenna informacja była w zasięgu ręki a ona nie
pisnęła ani słowa,
mógł potraktować to jak zdradę- Gdzie to
masz?
-Tutaj -Zaczęła grzebać w fałdach spódnicy by po chwili wyciągnąć podłużny
niekształtny kawałek metalu.
Nie spytał jak udało jej się przeżyć
napad, gwałt i przy tym uchronić księżycowy kamień.
Miała swoje sposoby, najważniejsze, że skuteczne.
-To cudo ma mi
pomóc? A nie pomyślałaś, że to zajęcie dla kowala nie dla ciebie? - Już ją widział jak wali młotem, tak, że iskry idą, to
wszystko kijem na wodzie pisane. Na myśl, że teraz będzie musiał znaleźć
odpowiedniego mistrza kowalskiego zrobiło mu się słabo.
Znów będzie biegał po mieście jak obłąkany mając nadzieję, że i tym
razem popchną go w odpowiednią stronę.
-A, po co
kowal? Cała rzecz w tym, że trzeba znać odpowiednie zaklęcia i mieć właściwy
ogień. Znowu wgapiała się Numiego jak
sroka w gnat,
wyprowadzając go tym z równowagi.
-Dlaczego
teraz mi to mówisz?
-Bałam się, że
nie podołam zadaniu, że nie zdobędę świętego ognia. Nawet nie śmiałam marzyć,
że spotkam Słońce.
-Numi nie chcę
cię straszyć, ale chyba będziesz musiał się z nią ożenić, bo zgłupiała baba na twój widok zupełnie.
Postraszył
olbrzyma, choć może bardziej siebie.
-O nie. Jedną
żonę już mam, to mi w zupełności wystarczy. Mam w domu kobietę, która się ciągle czegoś czepia, wymaga, narzeka. Jedna wystarczy. Zresztą Lilidi
przejdzie zachwyt i
fascynacja, jest w szoku,
ale to chwilowy stan. Tak prawdę mówiąc to w ogóle nie
sprawdzam się w roli lowelasa czy amanta. Za dużo z tym zachodu i komplikacji a rozwód nie wchodzi
w rachubę.
-Lepiej byś
się zajął czymś ważniejszym. -Dziewczyna poważnie się zastanawiała czy nie wykuć Wędrowcowi oczu trzymanym w
ręce widelcem.
Nie wystraszył się zbytnio, wiedział, że
z natury jest pokojowo nastawiona a zresztą czy to nie on dziś zdzielił księżyc laską po
głowie?
-To jak
zamierzacie ten sztylecik sporządzić? – Wędrowiec wolał wrócić do tematu, jeszcze znajdzie
czas by się powściekać, podroczyć czy gryźć z zazdrości.
-Będę go
trzymał na ręce to da odpowiednią temperaturę. Ona zaś będzie miała odjazd,
pogada sobie potańczy, powymachuje rękami i po sprawie. Niezła impreza się szykuje.
-I, co to
wszystko? I oto tyle zachodu? - Autentycznie się zdziwił, a
jeszcze przed chwilą myślał, że już nic go nie zdziwi.
-Nie
przesadzaj. Już bardzo dawno temu ktoś pomyślał o tym żeby Werianie poznali
sekwencję zaklęć i całą otoczkę rytuału. Co więcej w jakiś sposób odpowiedni
surowiec znalazł się w ich rękach. Uważasz, że to mało? Ty to masz wymagania, aż się
boję myśleć, kto jest w stanie cię zadowolić. -Zarechotał zupełnie jak żaba.
-Jak długo
trwa ta gra? I co w niej można ugrać?
Niepojęte było, że ktoś przed tysiącem
lat zaplanował wszystko, co się dziś działo. Nie mógł wyjść z podziwu. To była
koronkowa robota.
-Tacy jak my
to raczej tracą, taka jest kolej rzeczy.
Przez chwilę kontury olbrzyma stały się
niewyraźne jakby skrył się za chmurą.
Domyślił się,
że to oznaka smutku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz