-Dobrze to ja
ją zaniosę do twojej
sypialni. Zaraz też jakieś drugie łóżko
znajdę by miała, na czym spać. Ty może usiądź i tu zaczekaj. Wrócę po dziecko a
potem poważnie porozmawiamy.- Z jakieś powodu miał opory przez wzywaniem służby,
chciał oszczędzić dziewczynie nowych twarzy, ciekawskich spojrzeń, teraz
najbardziej potrzebowała ciszy i spokoju.
-Ja zaniosę
dziecko- Usłyszał za plecami męski głos.
Mały, wszechmocny
pokurcz wyminął go błyskawicznie i delikatnie zabrał niemowlę
oniemiałej dziewczynie.
-Emeryk a co
ty tu robisz?- Wydał mu się trochę wyższy i mniej pokraczny, może to była tylko
gra świateł.
-Upewniam się
czy nie spaprałeś sprawy- Miał potężny głos.
Wiedział, że nie ma, co z kimś takim dyskutować, jak chce niech targa malucha do góry. W
końcu tamten naprawdę wszystko wiedział najlepiej.
-Masz mi coś
do powiedzenia?- Spróbował i tak nic nie tracił.
-Nowy świat
będzie potrzebował herosów. Zwykłych ludzi czyniących niezwykłe rzeczy.
Patrzył tak
trochę po ojcowsku na bobasa.
-Mam nadzieję,
że nie miałeś z tym nic wspólnego?
Zaczął podejrzewać Eryka o uwiedzenie dziewczyny. Patrzył na niemowlę z taką
tkliwą czułością, to było naprawdę podejrzane. Dziewczyna była śliczna, młoda a Emeryk może
naginać świat do swoich zachcianek.
-Ależ miałem,
ale nie w tym sensie, o jaki mnie podejrzewasz. Dopilnowałem odpowiedniej
konstelacji gwiazd i paru innych szczegółów. Mam nadzieję, że warto było,
jednak to ty musiałeś ich uratować, a już zacząłem wątpić w twoje możliwości.
Jesteś strasznie rozkojarzony, może w tym twoja siła, sam nie wiem.
-Wiem nikt
mnie nie lubi, nikt nie kocha, nikt nie docenia. Tylko, dlaczego
wszyscy mają względem mojej osoby jakieś dziwne wygórowane oczekiwania?
–W głębi duszy
musiał mu przyznać rację był rozkojarzony i nieuważny.
Emeryk nie odpowiedział.
Weszli do pokoju Lilidi. Emeryk z czułością pogłaskał malucha po policzku i delikatnie odłożył do
kołyski. O którą pewnie zadbał już wcześniej, czyli jednak wierzył, że się uda, że Wędrowiec nie zawiedzie jego
oczekiwań.
-Zmykam
radźcie sobie sami.
-Powolutku zaczął zmieniać się w błękitną
mgłę
-Nie
podpowiesz gdzie ukryty jest klucz?
-Nie
Nie spodziewał się innej odpowiedzi, więc nie poczuł
nawet rozczarowania. Troskliwie ułożył
matkę przyszłego herosa w łóżku Lilidi.
Emeryk miał
rację każdy świat potrzebuje bohaterów. Mały ma przechlapane już od samego
początku z jakiś nieznanych Wędrowcowi powodów padło na na to konkretne dziecko. Czy ten chłopiec ma jakiś wybór czy jeśli będzie chciał może zostać uczonym
i spędzać całe dnie w zakurzonych księgach, czy bezwzględnie musi zostać
wojownikiem?
Pozorny chaos otaczający ludzi na co dzień, okazał się być
skrupulatnie zaplanowany. Nic nie dzieje się bez przyczyny, tylko, dlaczego
tyle zła wokół nas?
Nie mógł tego zrozumieć.
-Co z nią?- Do
pokoju dotarła Lilidia - I kim był ten... mężczyzna?
-O niego nie
pytaj i tak nie nic nie powiem, nie mogę. Z nią będzie wszystko dobrze.
Przypilnuj ich a ja skoczę po jakąś zupkę i łóżko.
Idąc po korytarzu czuł drobne wyładowania
mocy. Ktoś usilnie próbował przełamać bariery, przeciwnicy nie
odpuścili, dalej walczą. Nie wiedział, co nimi powoduje,
skąd nagle ten brutalny upór, do tej pory
działali subtelnie delikatnie, na granicy niezauważalności. Co mogło spowodować
tak wściekły atak? Tak bardzo chcą dorwać dziewczynę, czy może dziecko? Może obydwoje byli ważni, nie bez powodu
została matką herosa.
W holu spacerował energicznym krokiem
hrabia. Minę miał skwaszoną jakby zjadł wiadro cytryn, zresztą to chyba nic
nowego zawsze był skwaszony.
Co on tu
jeszcze robi? Dawno
powinien wrócić do żony o głosie jak spiżowy dzwon.
Hrabia był
wzburzony, targał nim na wszystkie strony jakiś dylemat i
najwyraźniej nie mógł się na nic zdecydować.
To był naprawdę ciężki
dzień, jeszcze tylko tego brakowało, żeby hrabia zrezygnował po jednym dniu pracy z powierzonymi mu
gamoniami. To byłaby mała katastrofa, nie miał teraz głowy i czasu by szukać
kogoś odpowiedniego na jego miejsce.
-Dobry wieczór
hrabio pan jeszcze tutaj?- Nie mógł przejść udając, że go nie zauważył.
-Czy pan wie
jak zdolny jest ten chłopak? Nigdy nie miałem tak pojętnego ucznia!- Był podniecony i chyba szczęśliwy. Całe życie czekał na takie
wyzwanie.
To było prawdziwe zaskoczenie.
Nie wiedział, o którym z młodzieńców mówi, ale Hana raczej wykluczył, od
początku miał obawy, że z nim nie pójdzie łatwo. Zresztą z jego punktu widzenia
nie miało w ogóle znaczenia, który z uczniów okaże się wybitnie zdolny. Dla obydwóch chciał jak
najlepiej.
-Bardzo się
cieszę, a jak dwójka pozostałych uczniów?
-Dziewczyna
może i potrafi
myśleć, ale zbyt się boi. Jest zamknięta
w sobie, dopóki się nie otworzy nie będzie sukcesów. Panicz Han to zaś zdolny leń, zastanawiam się czy może jeszcze godzinkę z
nimi nie posiedzieć.
-Panie hrabio
jutro też będzie dzień, a dzieciaki muszą odpocząć. Ich mózgi nie są
przyzwyczajone do tak ciężkiej pracy, nie możemy ich
zniechęcić na samym początku.
Ci młodzi ludzie sumiennie maglowani przez calutki dzień, pewnie miały wszystkiego dość. Muszą odpocząć bez względu, co o tym
myśli szalony nauczyciel
-Tak pan
myśli? Może to i racja. Zastanawiam się jeszcze nad jednym -Wykrzywił się przy tym tak niemiłosiernie, że Opiekun mało nie popłakał
się ze śmiechu. Wywrócił oczami, tupnął nogą i dalej się nie mógł zdecydować.
-Tak panie
hrabio znajdzie się tutaj dla pana odpowiedni, wygodny pokój żeby pan nie musiał tracić czasu na dojazdy.
Tylko nie wiem, co na to pańska żona -Zdecydował się wyjść mu na przeciw. Następnego grymasu
mógłby nie przetrwać, a zależało mu na dobrym nauczycielu.
-Moja żona nie
jest zbyt rozgarniętą kobietą, nawet się nie zorientuje, że mnie nie ma a może nawet ją
to ucieszy. Tylko jutro muszę odwołać
innych uczniów. -Podekscytowany hrabia układał sobie plan na najbliższą
przyszłość.
Opiekun miał
wrażenie, że gdyby trzeba było położyłby na szali nawet swoje małżeństwo.
-Nie chciałbym
robić panu problemów- Zaczął nieśmiało Wędrowiec
-Problemów? -
Przerwał mu hrabia- Całe życie czekałem na takiego
ucznia. Teraz to ja nie odpuszczę!
Ucieszył się
to zapewnienie uspokoiło go, to był dobry układ dla każdej ze stron.
Rozdział Klucz
Poranek był mglisty, i jakby senny.
Czas wydawał się biec wolniej a gęste opary kłaczastej mgły zawisły nad
alejkami. Skutecznie
odbierając ochotę na spacery.
Gdzieś w gęstym mleku wypełniającym
powietrze słychać było radosne poszczekiwania malamutów. Wiktor geniusz,
któremu udało się oczarować hrabiego, sumiennie podchodzi
do swoich obowiązków. Może potrzebuje tej beztroskiej bieganiny, by nabrać sił i ochoty na prawdziwe wyzwanie? Każdy potrzebuje chwili
beztroski, czasu gdy
może zapomnieć o smutkach i obowiązkach.
W tej mgle przyczaili się też
przeciwnicy Wędrowca, cała horda czarnych kleistych cieni, czekających na jego następny ruch. Czuł nieprzyjemny
oddech na karku, zapach czystej niczym nieograniczonej nienawiści. Nie było
łatwo w takich warunkach zebrać myśli i robić plany na przyszłość. Jednak nie miał
zamiaru się teraz poddawać. Już nie może się zatrzymać, teraz nie ma wyjścia, musi przeć na przód,
przy okazji dowie się, co jest jego celem.
Z salonu dobiegały go głosy młodych
kobiet. Radosne, świeże, pełne życia, na przekór tym wszystkim ponurym wydarzeniom ostatnich
dni. Był zbyt daleko by słyszeć, o czym mówią, ale z lubością wsłuchiwał się
ten radosny szczebiot. Trzy silne i mądre kobiety. Los a raczej wyręczające go potężne, długowieczne
istnienia a zarazem bóstwa z jakiś przyczyn sprawiły, że wszystkie trzy
odgrywają ważną rolę w tej jego wędrówce.
Pokonał
niechęć do ruchu i rozleniwienie. Udał
się do salonu
-Dzień dobry
paniom.
Były rozbawione i rozluźnione, to dobrze. Wszystkim mieszkańcom pałacu róż tego trzeba.
Cienie przemykające wśród mgły, czekające by dorwać ofiarę nie były snem czy zwykłą nocną marą. Nie odeszły zniechęcone porażką. Te
krótkie chwile zapomnienia sprawiały, że stawali się silniejsi, odporniejsi,
gotowi do walki z ciemną stroną mocy.
-Witaj -Lilidia przejęła, jako najbardziej doświadczona i najstarsza, czego
oczywiście nie było widać, dowodzenie w tej grupie. Dopiero po niej jak echo
odpowiedziały na jego powitanie pozostałe kobiety.
To był niecodzienny widok trzy piękne
kobiety siedzące na drogich jedwabnych kanapach. A wszystkie ubrane w skromne, zniszczone od
częstego noszenia sukienki. Skojarzyły mu się ze służącymi bawiącymi się w
jaśnie państwo.
Dwie kobiety
zachowywały się swobodnie na pewno wychowywały się w bogatych domach. Tylko
rudowłosa znachorka była skrępowana otoczeniem, nie przywykła do takich wnętrz.
Zachowanie wieszczki trochę zbiło go z tropu, mieszkała w nędznych warunkach. Bieda w jej domu aż piszczała a tu
zachowała się jak dama nauczona do luksusów.
-Jak rozumiem
Lilidio będziesz uczyć Perezę? -Chciał mieć pewność w tej kwestii
jakoś do tej pory nie miał sposobności by ją spytać, co postanowiła w tej sprawie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz