piątek, 15 sierpnia 2014

15.08 Fela, czarny kombajn




W normalnych okolicznościach nawet średnio rozgarnięty człowiek wie w miarę dokładnie, co wchodzi w stan jego majątku. Raczej rzadko się zdarza, że ktoś przeoczy fakt posiadania na własność kombajnu wielofunkcyjnego, a jednak o zgrozo takie sytuacje mają miejsce. Wiem to na pewno, bo sama osobiście, tak trochę niefortunnie jak zwykła gapa przeoczyłam takowy sprzęt w swojej stajni maszyn,. Nie wiem czy na moją korzyść przemawia fakt, że mój kombajn jest mały, kudłaty i pyskaty przy okazji, kamuflaż pierwsza klasa, normalnie jak w filmach szpiegowskich tyle, że klasy b albo nawet c. Rozpracowałam podstępny kombajn całkiem przez przypadek, rewelacyjnie udawał Felę, nawet machał ogonem z takim samym zaangażowaniem jak ona.
Stajemy na przeciw siebie, ja niczego nie świadoma istota i kudłaty kombajn udający mojego psa a między nami krzak agrestoporzeczek. Nie było sceny jak z amerykańskiego westernu ciszy, palącego słońca, pustki i spojrzenia prosto w oczy w przeciwnikowi. No, dobrze palące słońce jak najbardziej występowało w tej historii. Zaczęło się niewinnie, zamyślona zrywam owoce a pies się kręci. Chwilę trwało zanim sobie uzmysłowiłam, że to nie mój pies a konkurencja. Moje dłonie przyśpieszają, kombajn natychmiast zaczyna pracować na szybszych, wydajniejszych obrotach. Nie dość, że obiera szybciej niż ja to ma jeszcze funkcję natychmiastowej przeróbki. Jak z takim konkurować? Nie da się w żadnym wypadku, żebym pękła nie dorównam maszynie. Ta niby Fela w momencie zżarła więcej owoców niż sama waży. Macham ręką niech jej idzie na zdrowie, a jak nie to weterynarz już przyzwyczajony do dziwnych telefonów o najprzeróżniejszej zwykle niestosownej porze. Tylko jeszcze nie wiem czy w klinice przyjmują kombajny do przeglądu. I tym razem się nie dowiem, bo sensacje zostały nam miłosiernie oszczędzone.
Sezon letni jest pełen niespodzianek. Zdarza się tak, że człowiek spogląda przez okno a tam chmara zupełnie obcych dzieciaków wisi sobie jak gdyby nigdy nic na płocie. Moim płocie, za którym mizdrzy się szczęśliwe, czarne futro. Nie wiem, czemu natychmiast przychodzi mi na myśl, rzekomo zrzucany przez wrogie kiedyś mocarstwo na nasze swojskie ziemniaki, chrząszcz. Ci starsi domyślają się, jaki, młodzież musi dopytać nie powiem starszych, tylko bardziej doświadczonych. Miedzy chodnikiem a płotem jest głęboki rów, ale co to za przeszkoda dla dzielnej kolonii. Nie takie przecież przeciwności pokonują dzieci ze śpiewem na ustach a tu robią to jeszcze przy pełnej aprobacie opiekunek. Znam swego psa, wiem, że za dziećmi poszedłby w ogień i nie ma w nim agresji, nie byłabym sobą gdybym oczami wyobraźni nie zobaczyła wytłuszczonych nagłówków w gazecie. -Agresywny pies w typie rasy malamut odgryzł górne kończyny całej kolonii, hurtowo za jednym zamachem i to wszystko przez płot.
Tak swoją drogą, to zadziwia mnie postawa pań opiekunek, o ile ja znam swojego psa to czy one wiedzą, czego spodziewać się po obcym zwierzaku? Dodam tylko, że w tym roku przyuważyłam kilka grup dzieciaków wiszących na płocie ku szalonej uciesze Feli, która już chyba myśli, że jest oficjalną maskotką miasta.
P.s. Kombajn malinami wzgardził, zadowolił się obijaniem o moje kolana

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz