niedziela, 8 czerwca 2014

08.06 Wędrowiec, nauczyciel idealany

     



         Znowu rodzina, uparli się by go dręczyć? Wszyscy chcą żeby wrócił do przeszłości, do tego, czego już nie ma. Nie ma powrotów wiedział o tym aż nazbyt dobrze, a jednak poczuł bolesny ucisk tam w głębi klatki piersiowej. Pamiętał ciepły, delikatny dotyk dłoni matki, gdy wycierała mu płynące rwącym strumieniem łzy rozpaczy. Serce na moment zamieniło się w dzikiego ptaka, który rozpaczliwie i bezskutecznie macha skrzydłami by wydostać się na zewnątrz z za małej klatki. Nie było nadziei.
-Twierdzisz, że bez względu na to jak by się potoczyło moje życie to pisana była mi długowieczność?                 
Musiała być zdesperowana, ujawniała okruchy informacji, handlowała z nimi niczym objazdowy kramarz. Liczyła, że emocje wezmą górę i sprzeda świecidełka za coś naprawdę wartościowego i wyjątkowego.
-Twój dziadek może pochwalić się świetną formą a nie śpieszyło mu się zbytnio do założenia rodziny. Twoi rodzice też stawiali różne inne farmazony nad możliwością szybkiego rozmnożenia się i przekazania dalej wyjątkowych genów. Nie powiem głupio nie zrobili, tylko lekki niefart, że jak się już zdecydowali sprzątnęliśmy cię im z przed nosa.-Dotknęła lekko dłonią jego kolana udając współczucie. Skórę miała zimną i szorstką, nieprzyjemną w dotyku.
-Twierdzisz, że moja rodzina żyje? Czyli mogę się z nimi spotkać? -Teraz rozumiem, dlaczego nie chcieli zemną rozmawiać na ten temat, pomyślał nieźle wkurzony. Gdyby tylko wcześniej o tym wiedział reszta Opiekunów nie miałaby, co liczyć na spokojną starość. Równie dobrze mogła go uderzyć cegłą w głowę i tak by mniej bolało. Dawno pogodził się, że z faktem, że jego rodzina nie żyje, celowo rozdrapała dawno zagojoną ranę.
-Niczego takiego nie twierdzę. Oni owszem żyją, ale dla ciebie są niedostępni, na zawsze. To już nieistotne. Nie wiem jak toczyły się twoje losy, i co spierniczyli ci ograniczeni głupcy, a dali ciała mocno, bo widzę spore luki w twojej edukacji. Wypadłam z tematu, bo przy twoim powołaniu zrobiłam wielką, pamiętną można rzecz że wręcz spektakularną scenę. Wkurzona, że nikt nie chce mnie słuchać i opuściłam całe to nadęte i bezmyślne towarzystwo. Nic dobrego z tego doświadczenia nie mogło wyjść i widzę, że miałam rację.
           Ucisk w klatce zelżał, rozczarowała go zastosowaną strategią, zamachała marchewką przed nosem i się wycofała. Nie miała nic więcej do zaoferowania.
-Więc, co tu teraz robisz?  Napawasz się porażką?
-Chciałam zobaczyć jak wygląda osobnik, w którego nieszablonowość wierzyłam od początku. Powiem ci, że masz szczęście, że w końcu ruszyłeś dupsko z tej swojej warowni, bo gdybyś nie przybył tu na czas, sama złożyłabym ci kurtuazyjną wizytę. Wtedy dowiedziałbyś się jak niszczycielska potrafi być furia reprezentantki złych mocy
 Dziwnie podkreśliła ostatnie słowa, nie uwierzył w groźbę. Nie pociągnął dalej tematu i tak wiedział, że nie ma mu już nic ciekawego do powiedzenia
-I, co dostanę teraz parę przydatnych wskazówek na przyszłość?
-Zapomnij. Ciesz się, że w swej łaskawości pozwalam ci zachować zdrowie psychiczne, w końcu przez ciebie moja świetlana naukowa kariera rozsypała się w pył. Jak sam wcześniej zauważyłeś tylko głupcy myślą, że podam im cokolwiek na tacy.
-Zalewasz, sama machnęłaś ręką na pracę w zespole, podejrzewam, że miałaś coś lepszego na oku. Nie jestem aż tak naiwny, pomimo taktownie zasugerowanych przez ciebie braków w mojej edukacji.  Być może już wtedy wiedziałaś coś, co teraz od razu bez przepychanek zapewni ci lepszą pozycję wyjściową i rozsądnie przeczekałaś. Co do naszego spotkania miło było, ale to strata czasu, nic onstruktywnego mi nie przekazałaś. Nie natchnęłaś mnie żadna ideą i nie przekonałaś mnie też, że warto z tobą współpracować. Z ognistego romansu też nici.
-Wiesz masz racje, ciekawa byłaby z nas para. Może to i szkoda, że nic z tego nie wyjdzie. Cwany jesteś, ale nie doceniasz wagi informacji, które ci przekazałam.
-Żadne to przełomowe odkrycie w moim życiu, że nic nie jest tym, czym się wydaje.
-Bystry, śliczny chłopaczku, powodzenia ci życzę. -Syknęła dziwnie i zniknęła.
        Gdyby normalnie tak jak on ma w zwyczaju ślizgała się po rzeczywistości, pognałby za nią bez wahania. Niestety zginęła bez uprzedzenia i to od razu w jakieś nieosiągalnej dla niego płaszczyźnie. Przez tą dziwną konwersację on mądry i potężny Opiekun poczuł się jak zagubiony szczeniaczek, bezbronny i całkowicie zdezorientowany. Może jednak bardziej jak rozdeptany robak, o którego nikt nie dbał. Zawsze powtarzał ludziom, że nawet dorosły mężczyzna może znaleźć się w sytuacji, w której go przerośnie. Nie sądził tylko, że jego samego też to kiedyś spotka. Nie bardzo wiedział, co ma z tym wszystkim zrobić, jaki wykonać teraz ruch. Najgorsze w tym wszystkim było to, że pozostali Opiekunowie już dawno zupełnie zdziecinnieli, albo jak wolał mówić zdurnieli do reszty. Nie mógł szukać w nich oparcia ani rady. Jedyne osoby, z którymi mógłby porozmawiać o nietypowych i ważnych sprawach, siedzą pozamykane w tych swoich krecich kryjówkach niczym mumie, równie dobrze mogli by już nie żyć.
         Eksperyment się nie udał, tak w każdym razie twierdziła istota, której na dobrą sprawę wcale nie znał. Zresztą nie ufał tej Herytce, natychmiast zorientował się, że jest królową kłamstwa i manipulacji. Podejrzewał, że z rozmysłem chciała wprowadzić go w błąd. Zdenerwować, sprawić żeby się zupełnie pogubił, prawdę mówiąc to wcale nie było trudne. Gdyby bardziej się postarała, nie, wolał o tym nie myśleć.
            Na dodatek jakiś tajemniczy osobnik usilnie i skutecznie mieszał w jego życiu, on też chciał go zmusić by wrócił do pewnych spraw. Dla niego miał się cofnąć do odległego dzieciństwa. Ten ktoś ostrzegał na swój sposób, że początek jego życia był ważny, i tu zaczynały się schody. Ile może pamiętać trzylatek, którego wydarli w dramatycznych okolicznościach matce z ramion? Tak naprawdę, trauma rozstania przysłoniła prawie wszytko. Nic już nie pamiętał.
              Sytuacja stawała się o ile to jeszcze możliwe coraz bardziej absurdalna. Ktoś, kto nie chciał pokazać swej twarzy, za wszelką cenę próbował zwrócić mu uwagę na początek. Zaraz potem pojawia się postać z najgorszych koszmarów, oznajmiając mu tajemniczo, że nie jest realna a powroty nie są możliwe. Wyklarowało mu się, chociaż jedno, sam musi znaleźć rozwiązanie nikt mu nie pomoże, co najwyżej będą tacy, co zrobią wszystko by przeszkodzić. Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. Nie musiał tu wracać, ale podjął taką decyzję i za to musi zapłacić.
          Miał jeszcze dziś do załatwienia męskie sprawy, a raczej zaplanowane spotkanie z pewnym ekscentrycznym mężczyzną. Nie był to wcale najgorszy punkt programu, w końcu chodziło tylko o świrniętego nauczyciela.
            Po wizycie w lochach minęła mu ochota na spacery, zmaterializował się przed zgrabnym kremowym pałacykiem hrabiego.Upał zelżał, cieniutka warstwa chmur zasłoniła zachodzące słońce. Na placu ocienionym wysokimi iglastymi krzakami, tuż obok pałacyku odbywała się lekcja. Dwóch wyrostków w watowanych kaftanach i grubych skórzanych kamizelkach pobierało lekcje szermierki. Hrabia pokrzykiwał, w ręce trzymał długi pręt, którym korygował postawy walczących. Chłopcy płynnie przebierali nogami, nie byli już nowicjuszami. Ukryci za maskami z cieniutkiego plecionego drutu w milczeniu przyjmowali razy mistrza, który gdy tylko mu się coś nie spodobało dźgał ich boleśnie w tyłek.
Opiekun cierpliwe poczekał aż lekcja się skończy, a potem podszedł do gospodarza. Został uprzejmie ale bez entuzjazmu przyjęty przez hrabiego, który z początku wcale nie był zainteresowany złożoną mu propozycją. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, doskonale ukrywał się za porcelanową maską obojętności. Chwilę uderzał prętem w swe wypolerowane, błyszczące buty do konnej jazy, by niespodziewanie zaprosić Wędrowca do swojego gabinetu.
           Wezwany służący już w progu został pozbawiony tacy a potem bezpardonowo przepędzony przez poirytowanego hrabiego. Pan domu w milczeniu nalał do kryształowych kielichów wytrawnego wina i podał jeden z nich Opiekunowi.Staranie ustawiając stopy tak by idealnie trzymały się wzoru jedwabnego dywanu, spacerował w tę i z powrotem po gustownie urządzonym gabineciku. Nagle jego milczenie zmieniło się potok słów, dreptał wymyślając tysiące wymówek. Próbował sam siebie przekonać, że nie może podjąć się takie wyzwania.
Właśnie w takich chwilach bardzo przydawało się Opiekunowi doświadczenie zdobyte przez długie lata, kiedy to sumiennie i z oddaniem wykonywał swoją pracę. Wyłączył się myślami i bezpiecznie odpłynął daleko, choć całkiem przekonywająco udawał, że uważnie słucha. Nie miał ochoty wgłębiać się w nudny i nikomu nie potrzebny wywód hrabiego, uważał to za stratę czasu. Hrabia był zbyt dobrym mówcą by pozwalać sobie na takie marnotrawstwo słów. Wystarczyło poczekać aż pan domu się zmęczy, pozwolić by wypłynął z niego rwący potok słów, dotrwać do momentu, gdy zabraknie mu argumentów. Wiedział, że chwilę potrwa zanim hrabia dojedzie do takiego momentu. W końcu oszołomiony własną przemową orator umilkł. Oddychał szybko i płytko jak po wykańczającym biegu, gdzieś za ścianą rozległ się brzdęk rozbijanego szkła.

         Stał zwrócony w stronę okna, lekko zaokrąglonymi plecami do gościa, wypatrując przez matowe szybki, znaku. Poplamione atramentem palce nerwowo bębniły o jasny marmurowy parapet, podejmował jedną z trudniejszych decyzji w swoim życiu. Walczył ze sobą w milczeniu robił bilans zysków i strat, ciągle uzyskując inny wynik. Już się nie oszukiwał, pogodził się z tym, że dał się uwieść propozycji Opiekuna, powstrzymywał go jeszcze tylko ciasny gorset przyzwyczajeń i panujących tu zwyczajów. W końcu machnął ręką odpędzając się od wyimaginowanego owada, ten zgoła nie potrzebny ruch pomógł podjąć mu decyzję. Z zaciętym wyrazem twarzy usiadł na oliwkowo-złotej kanapie, patrząc prosto w oczy Opiekuna i założył nogę na nogę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz