Znowu rodzina, uparli się by go dręczyć? Wszyscy chcą żeby wrócił do przeszłości, do tego, czego już nie ma. Nie ma powrotów wiedział o tym aż nazbyt
dobrze, a jednak poczuł bolesny ucisk tam w głębi klatki
piersiowej. Pamiętał ciepły, delikatny dotyk
dłoni matki, gdy wycierała mu płynące rwącym strumieniem łzy rozpaczy. Serce na moment zamieniło
się w dzikiego ptaka, który rozpaczliwie i bezskutecznie macha skrzydłami by wydostać się na zewnątrz z za
małej klatki. Nie
było nadziei.
-Twierdzisz,
że bez względu na to
jak by się potoczyło moje życie to pisana
była mi długowieczność?
Musiała być
zdesperowana, ujawniała okruchy informacji, handlowała z nimi niczym objazdowy kramarz. Liczyła, że emocje wezmą górę i sprzeda świecidełka
za coś naprawdę wartościowego i wyjątkowego.
-Twój dziadek może pochwalić się świetną formą a nie
śpieszyło mu się zbytnio do założenia rodziny. Twoi
rodzice też stawiali różne inne farmazony nad możliwością szybkiego rozmnożenia
się i przekazania
dalej wyjątkowych genów. Nie powiem
głupio nie zrobili, tylko lekki niefart, że jak się już zdecydowali sprzątnęliśmy
cię im z przed nosa.-Dotknęła lekko dłonią jego kolana udając współczucie. Skórę miała zimną i szorstką, nieprzyjemną w
dotyku.
-Twierdzisz,
że moja rodzina żyje? Czyli mogę się z nimi spotkać? -Teraz rozumiem, dlaczego nie chcieli zemną rozmawiać na ten temat, pomyślał nieźle wkurzony. Gdyby tylko wcześniej o tym wiedział reszta Opiekunów
nie miałaby, co liczyć na spokojną starość. Równie
dobrze mogła go uderzyć cegłą w głowę i tak by mniej bolało. Dawno pogodził się, że z faktem, że jego rodzina nie żyje,
celowo rozdrapała dawno zagojoną ranę.
-Niczego
takiego nie twierdzę. Oni owszem żyją, ale dla ciebie są niedostępni, na
zawsze. To już nieistotne. Nie wiem jak toczyły się twoje losy, i co
spierniczyli ci ograniczeni
głupcy, a dali ciała mocno, bo widzę spore luki w twojej edukacji. Wypadłam z tematu, bo przy twoim
powołaniu zrobiłam wielką, pamiętną można rzecz że wręcz spektakularną scenę. Wkurzona, że nikt nie chce mnie
słuchać i opuściłam całe to nadęte i bezmyślne towarzystwo. Nic dobrego z tego doświadczenia
nie mogło wyjść i widzę, że miałam rację.
Ucisk w klatce zelżał, rozczarowała
go zastosowaną strategią, zamachała marchewką przed nosem i się wycofała. Nie
miała nic więcej do zaoferowania.
-Więc, co tu
teraz robisz? Napawasz się porażką?
-Chciałam
zobaczyć jak wygląda osobnik, w którego nieszablonowość wierzyłam od początku.
Powiem ci, że masz szczęście, że w końcu ruszyłeś
dupsko z tej swojej warowni, bo gdybyś nie przybył tu na czas, sama złożyłabym ci kurtuazyjną wizytę. Wtedy dowiedziałbyś się jak
niszczycielska potrafi być furia reprezentantki złych mocy
Dziwnie podkreśliła ostatnie słowa, nie uwierzył w groźbę. Nie pociągnął dalej tematu i tak
wiedział, że nie ma mu już nic ciekawego do powiedzenia
-I, co dostanę
teraz parę przydatnych wskazówek na przyszłość?
-Zapomnij.
Ciesz się, że w swej
łaskawości pozwalam ci zachować zdrowie
psychiczne, w końcu przez ciebie moja świetlana naukowa kariera
rozsypała się w pył. Jak sam wcześniej zauważyłeś tylko głupcy myślą, że podam
im cokolwiek na tacy.
-Zalewasz, sama machnęłaś ręką na pracę w zespole, podejrzewam, że miałaś coś
lepszego na oku. Nie jestem aż tak naiwny, pomimo taktownie zasugerowanych przez ciebie braków w mojej edukacji. Być
może już wtedy wiedziałaś coś, co teraz od razu bez przepychanek zapewni ci
lepszą pozycję wyjściową i rozsądnie przeczekałaś. Co do naszego spotkania miło
było, ale to strata czasu, nic onstruktywnego mi nie
przekazałaś. Nie natchnęłaś
mnie żadna ideą i nie przekonałaś mnie
też, że warto z tobą współpracować. Z ognistego romansu też nici.
-Wiesz masz
racje, ciekawa byłaby z nas para. Może to i szkoda, że nic z
tego nie wyjdzie. Cwany jesteś, ale nie doceniasz wagi informacji, które ci
przekazałam.
-Żadne to
przełomowe odkrycie w moim życiu, że nic nie jest tym, czym się wydaje.
-Bystry, śliczny chłopaczku, powodzenia ci życzę. -Syknęła dziwnie i zniknęła.
Gdyby normalnie tak jak on ma w
zwyczaju ślizgała się po rzeczywistości, pognałby za nią
bez wahania. Niestety zginęła bez uprzedzenia i to od razu w jakieś
nieosiągalnej dla niego płaszczyźnie. Przez tą dziwną
konwersację on mądry i potężny Opiekun poczuł się jak zagubiony szczeniaczek,
bezbronny i całkowicie zdezorientowany. Może jednak bardziej jak rozdeptany robak, o którego nikt
nie dbał. Zawsze powtarzał ludziom, że
nawet dorosły mężczyzna może znaleźć się w sytuacji, w której go przerośnie.
Nie sądził tylko, że jego samego też to kiedyś spotka. Nie
bardzo wiedział, co ma z tym wszystkim zrobić, jaki wykonać teraz ruch.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że pozostali Opiekunowie już dawno zupełnie zdziecinnieli, albo jak wolał mówić zdurnieli do reszty. Nie mógł szukać w nich oparcia ani rady. Jedyne osoby,
z którymi mógłby porozmawiać o nietypowych i ważnych sprawach,
siedzą pozamykane w tych swoich krecich kryjówkach niczym mumie, równie dobrze
mogli by już nie żyć.
Eksperyment się nie udał, tak w
każdym razie twierdziła istota, której na
dobrą sprawę wcale nie znał. Zresztą nie ufał tej Herytce, natychmiast zorientował się, że jest królową kłamstwa i
manipulacji. Podejrzewał, że z rozmysłem chciała wprowadzić go w błąd. Zdenerwować, sprawić żeby się
zupełnie pogubił, prawdę mówiąc to wcale nie było trudne. Gdyby bardziej się
postarała, nie, wolał o tym nie myśleć.
Na dodatek jakiś tajemniczy osobnik usilnie i skutecznie mieszał w jego życiu, on też
chciał go zmusić by wrócił do pewnych spraw. Dla niego miał się cofnąć do odległego dzieciństwa. Ten ktoś ostrzegał na swój sposób, że
początek jego życia był ważny, i tu zaczynały się schody. Ile może pamiętać
trzylatek, którego wydarli w dramatycznych okolicznościach matce z ramion? Tak
naprawdę, trauma rozstania przysłoniła prawie wszytko. Nic już nie pamiętał.
Sytuacja stawała się o ile to jeszcze możliwe coraz
bardziej absurdalna. Ktoś, kto nie chciał pokazać swej twarzy, za wszelką cenę próbował zwrócić mu uwagę na początek. Zaraz potem pojawia się postać z najgorszych koszmarów, oznajmiając mu tajemniczo, że nie jest realna a powroty
nie są możliwe. Wyklarowało mu się, chociaż jedno, sam musi znaleźć rozwiązanie
nikt mu nie pomoże, co najwyżej będą tacy, co zrobią wszystko by przeszkodzić.
Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. Nie musiał tu wracać, ale podjął taką decyzję i za to musi zapłacić.
Miał jeszcze dziś do załatwienia
męskie sprawy, a raczej zaplanowane spotkanie z pewnym ekscentrycznym mężczyzną. Nie był to wcale najgorszy punkt programu, w końcu chodziło tylko o świrniętego nauczyciela.
Po wizycie w lochach minęła mu
ochota na spacery, zmaterializował się przed zgrabnym kremowym pałacykiem
hrabiego.Upał zelżał, cieniutka warstwa chmur zasłoniła zachodzące słońce. Na
placu ocienionym wysokimi iglastymi krzakami, tuż obok pałacyku
odbywała się lekcja. Dwóch wyrostków w watowanych kaftanach i grubych
skórzanych kamizelkach pobierało lekcje szermierki. Hrabia pokrzykiwał, w ręce trzymał długi pręt, którym korygował postawy walczących.
Chłopcy płynnie przebierali nogami, nie byli już nowicjuszami. Ukryci za
maskami z cieniutkiego plecionego drutu w milczeniu przyjmowali razy mistrza,
który gdy tylko mu się coś nie spodobało dźgał ich boleśnie w tyłek.
Opiekun
cierpliwe poczekał aż lekcja się skończy, a potem podszedł do gospodarza.
Został uprzejmie ale
bez entuzjazmu przyjęty przez hrabiego,
który z początku wcale nie był zainteresowany złożoną mu propozycją. Jego twarz
nie wyrażała żadnych emocji, doskonale ukrywał się za porcelanową maską
obojętności. Chwilę uderzał prętem w swe wypolerowane, błyszczące buty do konnej jazy, by niespodziewanie zaprosić Wędrowca
do swojego gabinetu.
Wezwany służący już w progu został
pozbawiony tacy a potem bezpardonowo przepędzony przez
poirytowanego hrabiego. Pan domu w milczeniu nalał do
kryształowych kielichów wytrawnego wina i podał jeden z nich Opiekunowi.Staranie
ustawiając stopy tak
by idealnie trzymały się wzoru jedwabnego
dywanu, spacerował w tę i z powrotem po gustownie
urządzonym gabineciku. Nagle jego milczenie zmieniło się potok słów, dreptał
wymyślając tysiące wymówek. Próbował sam siebie przekonać, że nie może podjąć się takie wyzwania.
Właśnie w takich chwilach bardzo
przydawało się Opiekunowi doświadczenie zdobyte przez długie
lata, kiedy to sumiennie
i z oddaniem wykonywał swoją pracę.
Wyłączył się myślami i bezpiecznie odpłynął daleko, choć
całkiem przekonywająco udawał, że uważnie słucha. Nie miał ochoty wgłębiać się
w nudny i nikomu nie potrzebny wywód hrabiego, uważał to za stratę czasu. Hrabia był zbyt dobrym mówcą by
pozwalać sobie na takie marnotrawstwo słów. Wystarczyło
poczekać aż pan domu się zmęczy, pozwolić by wypłynął z niego
rwący potok słów, dotrwać do momentu, gdy zabraknie mu argumentów. Wiedział, że
chwilę potrwa zanim hrabia dojedzie do takiego momentu. W końcu oszołomiony
własną przemową orator umilkł.
Oddychał szybko i płytko jak po wykańczającym biegu, gdzieś za ścianą rozległ
się brzdęk rozbijanego szkła.
Stał zwrócony w stronę okna, lekko
zaokrąglonymi plecami do gościa, wypatrując przez matowe szybki, znaku.
Poplamione atramentem palce nerwowo bębniły o jasny marmurowy parapet,
podejmował jedną z trudniejszych decyzji w swoim życiu. Walczył ze sobą w
milczeniu robił bilans zysków i strat, ciągle uzyskując inny wynik. Już się nie
oszukiwał, pogodził się z tym, że dał się uwieść propozycji Opiekuna,
powstrzymywał go jeszcze tylko ciasny gorset przyzwyczajeń i panujących tu
zwyczajów. W końcu machnął ręką odpędzając się od wyimaginowanego owada, ten
zgoła nie potrzebny ruch pomógł podjąć mu decyzję. Z zaciętym wyrazem twarzy
usiadł na oliwkowo-złotej kanapie, patrząc prosto w oczy Opiekuna i założył
nogę na nogę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz