środa, 4 czerwca 2014

04.06 Wędrowiec, randka idealna



-Jeszcze wszystko jest możliwe. Chciałam cię zobaczyć zanim postanowię, co robić dalej.
           Papka słów, z których nic konkretnego nie wynikało. Czekał aż ona zacznie niecierpliwie przyciskać, może wtedy popełni błąd, bardzo na to liczył. Wiedział, że przyciskanie, próba zmuszenia do konkretnego działania nastąpi, nie ściągnęła go tu tylko po to by mu zajrzeć w oczy i wymienić kurtuazyjne pozdrowienia.
Nie zamierzał jednak biernie czekać na jej ruch. 
-Jeśli jesteś nie z tego świata, co przed chwilą w zawoalowany sposób  mi zasugerowałaś, to, pomimo, że pochlebia mi twoje zainteresowanie, będę nietaktowny i spytam. Musiałaś się tu znaleźć na wyraźne zaproszenie, kto cię tutaj ściągnął? Czyżby żar mojej miłości?
          Wybił ją z rytmu, miała starannie ułożony scenariusz. To ona miała być górą, przeliczyła się trochę.
-Choć masz wielką moc, to odpowiedniej wiedzy nie posiadasz, więc to na pewno nie ty. Wśród ludzi tego świata potrafią to jedynie szaleńcy, przepełnieni czystą niczym nieskażoną nienawiścią. Niestety to nie wystarczy trzeba mieć jeszcze w sobie pierwotny dar, a oto coraz trudniej.
          Te jej białe piłeczki udające oczy zaczynały go denerwować, nie mógł nic z nich wyczytać. Oczy to podobno zwierciadła duszy, nie chciał nawet myśleć jak pokrętną musi być istotą. Na dodatek miał trudności by się zorientować, na co patrzy w danej chwili. Nie dziwił się wcale, że ludzie tak strasznie się ich boją.
-Miło, że nie zaliczyłaś mnie do szaleńców, doceniam ten gest. Wygodnie ci tak wisieć bez potrzeby?  -Liczył na to, że ją zaskoczy, nie udało się. Już wiedziała, że ją przejrzał.
-Niech ci będzie, jeśli się nie boisz i nie uciekniesz z krzykiem mogę usiąść przy tobie.
          Nie zdążył nawet zarejestrować ruchu a ona wyswobodzona z okowów siedziała na przeciwko. Nie zastanawiał się skąd wytrzasnęła drugi zydel, jednak był pewny, wcześniej w tym lochu nie stał.
          Koło jej chudej patykowatej nogi zauważył gliniany niebieski dzbanek. Po zapachu zorientował się, że jest pełen wina, wyczuł też kilka dobrze znanych sobie ziół.
-No proszę dzbanek winka- popatrzył wymownie na przygotowany specjał, a ona się zorientowała, że on już wie, że chciała go oszołomić- i możemy szeptać sobie czule do uszka, a jak się rozochocę to może i całusa skradnę.
-Czemu nie pytasz o to, co cię najbardziej nurtuje? Tylko bawisz się w żarty?
-A powiesz mi to, co chcę wiedzieć?
          Nie lubił jej, nie chodziło o to jak wygląda tylko, jaka tak naprawdę była. Kojarzyła mu się ze śmierdzącym bulgoczącym błotem albo z zepsutą gnijącą rybą. Była jedną z tych istot, które bez skrupułów atakują twoje plecy z ukrycia, zadając ból szepczą czułe słówka, uśmiechając się przy tym przymilnie.
-Nie.
          Stanowczo i na temat a w dodatku zabrzmiało to jak porządne walnięcie młotem.
           Wiedział, że nic mu nie powie, nie po tu przybyła. Oczyszczająca spowiedź nie była w jej interesie. Z tej całej wycieczki był jeden plus miał już pewność, że ona nie chciała pomóc, próbowała go wkręcić w coś paskudnego. Niby nic a jednak poznał następny kawałek układanki.
-Tak właśnie myślałem. Postanowiłem sobie, uwiodę ją a potem razem spędzimy słodką noc. W łóżku niewiasty wiele potrafią wyklepać, ani się nie spostrzegą a już uciekają im najpilniej strzeżone tajemnice. Założę się, że ci głupcy, co to się z tobą brutalnie zabawiali, nic nie ugrali, a ty miałaś ubaw po pachy. Jakich naopowiadałaś głupot? Wiele bzdur napiętrzyłaś dla zabawy? A oni myślą, że świat im na tacy podasz.
            Wąskie wężyki wody na ścianie zmieniły się w szerokie pasy pędzącej spienionej wody a potem w regularny, dziki, potężny wodospad. Ogromna ilość spiętrzonej wody spadała z hukiem już od sklepienia groty, rozkładając się grubą warstwą białej piany na skalistym podłożu lochu, by potem znikać nie wiadomo gdzie. W powietrzu unosiły się miliony wilgotnych drobinek, drażniąc nos.
             Opiekun zastanawiał się, co chciała osiągnąć tym popisem, czyżby miał ją skojarzyć z silnym i niszczycielskim żywiołem wody? Niepotrzebnie się wysilała, swoim postępowaniem upewniła go tylko, że jest zbyt słaba na bezpośrednią konfrontację.
-Wiedziałam od początku, że nie byłeś właściwym kandydatem. Gdyby tylko ci ślepcy mnie posłuchali to wszystko poszłoby zupełnie inną drogą.
Jej głos brzmiał dziwnie jakby dochodził zza ściany. Był tak samo nierealny jak wodospad. Czyli jej pokaz jednak był przydatny, nieświadomie naprowadziła go na ważne pytanie, gdzie ona tak naprawdę jest? Bo raczej to, co widział to zwykła projekcja.
-Do, czego się nie nadawałem, jeśli wolno wiedzieć? I gdybyś zdradziła, jacy to ślepcy decydują o moim życiu, byłbym wdzięczny.
            Musiał szybko znaleźć odpowiedź na pytanie, czy Herytka chlapnęła niechcący zbyt dużo, czy może to celowy zabieg by skierować rozmowę w interesujące ją rejony. Jeszcze miała nad nim przewagę, miała czas i informacje, jemu ciągle czegoś brakowało.  Szukała sprzymierzeńca a może tylko chciała głębiej ukryć przed nim prawdę? Namieszać, zabrać to, co już miał? Nie wiedział, ale to tylko kwestia czasu. Musi w końcu przełamać tę zmowę milczenia, złapać do ręki coś konkretnego, co poprowadzi go do celu. Ostatnio zbyt często sobie to powtarzał.
-Zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego na świecie objawiło się tylko dziesięciu opiekunów? Dlaczego, pomimo iż większość z was zawiodła nie ma następców?
            Zaczynało robić się ciekawie, był czujny, nie mógł pozwolić by go przechytrzyła. Kluczyła niczym przebiegła lisica. Dobra była bez uprzedzenia, wprowadzenia uderzała tam gdzie trzeba. Szum wodospadu uspokajał go, zapomniał nawet o pleśni i o lochu. Teraz prowadził skomplikowaną grę i tylko na tym się skupił.
-Rasy karleją, to normalne, nie my pierwsi i nie ostatni. Może ludzie dorośli zmądrzeli i nie ma na nas zapotrzebowania? Konkurencja nas wymiotła?
            Żaden z wariantów nie przypadł jej do gustu, kręciła tylko tą swoją okropną łuskowatą głową. Wyłupiaste oczy zniknęły pod błękitnawą błoną.
-Chciałbyś. Okazaliście się być nieudanym eksperymentem. Zawiedliście zupełnie pokładane w was nadzieje. Dostaliście potężny dar wiedzy i nadprzyrodzone moce. Mieliście je rozwijać, by z czasem wasza potęga rosła, mieliście być równi nam a wy wszystko roztrwoniliście. Niestety wyszło na to, że szkoda było na was energii. Tyle pracy nadaremno. Jedna wielka pomyłka.
          Jej oczy nadal skrywała półprzeźroczysta błona, wiedział, że pomimo to, ona widzi doskonale. Zauważył, że spiczaste wyglądające jak muszelki uszy nienaturalnie odginały się w przód i tył. Miał wrażenie, że ma problemy z oddychaniem.
-Jeśli dobrze zrozumiałem twój wywód, to raczej kiepskie masz o mnie zdanie i z płomiennego romansu raczej nici. Złamałaś mi serce niedobra kobieto, jak ja teraz będę żył? Z drugiej strony, jeśli jestem taki do niczego to, po co mi się przyglądałaś tak wnikliwie, na dodatek w tych romantycznych okolicznościach? Z nudy?
            Błękitnawe błony podskoczyły do góry jak oparzone. Zauważył, że nie ma rzęs.
-Byłam przeciwna twej kandydaturze, stanowczo protestowałam, jak widzisz bezskutecznie. W domu twoich rodziców mogłeś rozwijać się szybciej i efektywniej niż hodowany przez tych niedouczonych pryków.
-Zwolnij trochę się zagubiłem w tych twoich opowieściach. To pewnie przez te oszałamiające perfumy.
         Zapachem przypominała mu płaza najpewniej żabę, wrażenie potęgowała wilgoć, którą przesiąkły już nawet jego ubrania. 
           Czuł mętlik w głowie, zupełnie nie rozumiał, do czego zmierza, zbyt kluczyła sprytnie zacierała ślady. Udawała lepszą istotę niż była w rzeczywistości, trochę zagalopowała się w tym podkoloryzowaniu swej postaci. Nieudolnie próbowała mu wmówić, że jest kimś innym, nie był już dzieckiem, nie tak łatwo go oszukać. Zresztą był do cholery Opiekunem nie bez kozery wybrano go do pełnienia tej funkcji. Dziwne było to, że tak bardzo jej zależało żeby myślał, że nie brała udziału procesie odbierania mu dzieciństwa i tożsamości. I że okazał się nieudacznikiem. Zbyt mocno liczyła na to, że jest gliną, którą dowolnie według swego widzimisię ugniecie w swych przywykłych do intryg palcach.
-Jak myślisz, dlaczego tak długo żyjesz? Nigdy się nad tym nie zastanawiałeś? -Cmoknęła a z jej rozchylonych warg na moment wysunął się siny rozwidlony język.
-Nie wiem, ale w mojej branży to normalne, jak sądzę.

-Guzik, tamtych dziewięciu podrasowano porządnie, długowieczność nie była ich cechą wrodzoną. Ciebie wybrano w wielkim pośpiechu, bo brakowało jednego elementu do kompletu. Czas ponaglał, nie było odpowiedniego kandydata. I wtedy pojawiłeś się ty, uznano, więc za niezwykle dogodną okoliczność, że pochodzisz z długowiecznej rodziny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz