-Jeszcze
wszystko jest możliwe. Chciałam cię zobaczyć zanim postanowię, co robić dalej.
Papka słów, z których nic
konkretnego nie wynikało. Czekał aż ona zacznie niecierpliwie przyciskać, może wtedy popełni błąd, bardzo na to liczył.
Wiedział, że przyciskanie,
próba zmuszenia do konkretnego działania nastąpi,
nie ściągnęła go tu tylko po to by mu zajrzeć w oczy i wymienić
kurtuazyjne pozdrowienia.
Nie zamierzał
jednak biernie czekać na jej ruch.
-Jeśli jesteś nie z tego świata, co przed chwilą w zawoalowany sposób mi
zasugerowałaś, to, pomimo, że pochlebia mi twoje
zainteresowanie, będę nietaktowny i spytam. Musiałaś się tu znaleźć na wyraźne
zaproszenie, kto cię tutaj ściągnął? Czyżby żar mojej miłości?
Wybił ją z rytmu, miała starannie
ułożony scenariusz. To ona miała być górą, przeliczyła się trochę.
-Choć masz
wielką moc, to odpowiedniej wiedzy nie posiadasz, więc to na
pewno nie ty. Wśród ludzi tego świata potrafią to jedynie szaleńcy,
przepełnieni czystą niczym nieskażoną nienawiścią. Niestety to nie wystarczy
trzeba mieć jeszcze w sobie pierwotny dar, a oto coraz trudniej.
Te jej białe piłeczki udające oczy
zaczynały go denerwować, nie mógł nic z nich wyczytać. Oczy to podobno
zwierciadła duszy, nie chciał nawet myśleć jak pokrętną musi być istotą. Na
dodatek miał trudności by się zorientować, na co patrzy w danej chwili. Nie
dziwił się wcale, że ludzie tak strasznie się ich boją.
-Miło, że nie
zaliczyłaś mnie do szaleńców, doceniam ten gest. Wygodnie ci tak wisieć bez
potrzeby? -Liczył na
to, że ją zaskoczy, nie udało się. Już wiedziała, że ją przejrzał.
-Niech ci
będzie, jeśli się nie boisz i nie uciekniesz z krzykiem mogę usiąść przy tobie.
Nie zdążył nawet zarejestrować ruchu
a ona wyswobodzona z okowów siedziała na przeciwko. Nie zastanawiał się skąd
wytrzasnęła drugi zydel, jednak był pewny, wcześniej w tym
lochu nie stał.
Koło jej chudej patykowatej nogi
zauważył gliniany niebieski dzbanek. Po zapachu zorientował się, że jest pełen
wina, wyczuł też kilka dobrze znanych sobie ziół.
-No proszę dzbanek
winka- popatrzył wymownie na przygotowany specjał, a ona się zorientowała, że
on już wie, że chciała go oszołomić- i możemy szeptać sobie czule do uszka, a
jak się rozochocę to może i całusa skradnę.
-Czemu nie
pytasz o to, co cię najbardziej nurtuje? Tylko bawisz się w żarty?
-A powiesz mi
to, co chcę wiedzieć?
Nie lubił jej, nie chodziło o to jak
wygląda tylko, jaka tak naprawdę była. Kojarzyła mu się ze śmierdzącym
bulgoczącym błotem
albo z zepsutą gnijącą rybą. Była jedną z
tych istot, które bez skrupułów atakują twoje plecy z ukrycia, zadając ból szepczą czułe
słówka, uśmiechając się przy tym
przymilnie.
-Nie.
Stanowczo i na temat a w dodatku
zabrzmiało to jak porządne walnięcie młotem.
Wiedział, że nic mu nie powie, nie
po tu przybyła. Oczyszczająca spowiedź nie była w jej interesie. Z tej całej
wycieczki był jeden plus miał już pewność, że ona nie chciała pomóc, próbowała
go wkręcić w coś paskudnego. Niby nic a jednak poznał następny kawałek układanki.
-Tak właśnie
myślałem. Postanowiłem sobie, uwiodę ją a potem razem spędzimy
słodką noc. W łóżku niewiasty wiele potrafią wyklepać, ani się nie spostrzegą a
już uciekają im najpilniej strzeżone tajemnice. Założę się, że ci głupcy, co to
się z tobą brutalnie zabawiali, nic nie ugrali, a ty miałaś ubaw po pachy.
Jakich naopowiadałaś głupot? Wiele bzdur napiętrzyłaś dla zabawy? A oni myślą, że świat im na tacy podasz.
Wąskie wężyki wody na ścianie
zmieniły się w szerokie pasy pędzącej spienionej wody a potem w regularny, dziki, potężny wodospad. Ogromna ilość spiętrzonej wody spadała z
hukiem już od sklepienia groty, rozkładając się grubą warstwą białej piany na
skalistym podłożu lochu, by potem znikać nie wiadomo gdzie.
W powietrzu unosiły się miliony wilgotnych drobinek, drażniąc nos.
Opiekun zastanawiał się, co
chciała osiągnąć tym popisem, czyżby miał ją skojarzyć z silnym i
niszczycielskim żywiołem wody? Niepotrzebnie się wysilała, swoim postępowaniem
upewniła go tylko, że jest zbyt słaba na bezpośrednią konfrontację.
-Wiedziałam od
początku, że nie byłeś właściwym kandydatem. Gdyby tylko ci ślepcy mnie
posłuchali to wszystko poszłoby zupełnie inną drogą.
Jej głos
brzmiał dziwnie jakby dochodził zza ściany. Był tak samo nierealny jak
wodospad. Czyli jej
pokaz jednak był przydatny, nieświadomie naprowadziła go na ważne pytanie,
gdzie ona tak naprawdę jest? Bo raczej to, co widział to zwykła projekcja.
-Do, czego się
nie nadawałem, jeśli wolno wiedzieć? I gdybyś zdradziła, jacy to ślepcy
decydują o moim życiu, byłbym wdzięczny.
Musiał szybko znaleźć odpowiedź na
pytanie, czy Herytka chlapnęła niechcący zbyt dużo, czy może to celowy zabieg
by skierować rozmowę w interesujące ją rejony. Jeszcze miała nad nim przewagę, miała czas i informacje, jemu ciągle czegoś brakowało. Szukała sprzymierzeńca a może tylko chciała
głębiej ukryć przed nim prawdę? Namieszać, zabrać to, co już miał? Nie
wiedział, ale to tylko kwestia czasu. Musi w końcu przełamać tę zmowę milczenia, złapać do ręki
coś konkretnego, co poprowadzi go do celu. Ostatnio
zbyt często sobie to powtarzał.
-Zastanawiałeś
się kiedyś, dlaczego na świecie objawiło się tylko dziesięciu opiekunów?
Dlaczego, pomimo iż większość z was zawiodła nie ma następców?
Zaczynało robić się ciekawie, był
czujny, nie mógł pozwolić by go przechytrzyła. Kluczyła niczym przebiegła
lisica. Dobra była
bez uprzedzenia, wprowadzenia uderzała tam gdzie trzeba. Szum wodospadu uspokajał go, zapomniał nawet o pleśni i o lochu. Teraz prowadził skomplikowaną grę
i tylko na tym się skupił.
-Rasy karleją,
to normalne, nie my pierwsi i nie ostatni. Może ludzie dorośli zmądrzeli i nie
ma na nas zapotrzebowania? Konkurencja nas wymiotła?
Żaden z wariantów nie przypadł jej
do gustu, kręciła tylko tą swoją okropną łuskowatą głową.
Wyłupiaste oczy zniknęły pod błękitnawą błoną.
-Chciałbyś.
Okazaliście się być nieudanym eksperymentem. Zawiedliście zupełnie pokładane w
was nadzieje. Dostaliście potężny dar wiedzy i nadprzyrodzone moce. Mieliście
je rozwijać, by z czasem wasza potęga rosła, mieliście być równi nam a wy wszystko roztrwoniliście. Niestety wyszło na to,
że szkoda było na was energii. Tyle pracy nadaremno. Jedna wielka pomyłka.
Jej oczy nadal skrywała
półprzeźroczysta błona, wiedział, że pomimo to, ona widzi
doskonale. Zauważył, że spiczaste wyglądające jak muszelki uszy nienaturalnie
odginały się w przód i tył. Miał wrażenie, że ma problemy z oddychaniem.
-Jeśli dobrze
zrozumiałem twój wywód, to raczej kiepskie masz o mnie
zdanie i z płomiennego romansu raczej nici. Złamałaś mi serce niedobra kobieto,
jak ja teraz będę żył? Z drugiej strony, jeśli jestem taki do niczego to, po co
mi się przyglądałaś tak wnikliwie, na dodatek w tych
romantycznych okolicznościach? Z nudy?
Błękitnawe błony podskoczyły do góry jak
oparzone. Zauważył, że nie ma rzęs.
-Byłam
przeciwna twej kandydaturze, stanowczo protestowałam, jak widzisz
bezskutecznie. W domu twoich rodziców mogłeś rozwijać się szybciej i
efektywniej niż hodowany przez tych niedouczonych pryków.
-Zwolnij
trochę się zagubiłem w tych twoich opowieściach. To pewnie przez te
oszałamiające perfumy.
Zapachem przypominała mu płaza
najpewniej żabę, wrażenie potęgowała wilgoć, którą przesiąkły już nawet jego
ubrania.
Czuł mętlik w głowie, zupełnie nie
rozumiał, do czego zmierza, zbyt kluczyła sprytnie zacierała ślady. Udawała
lepszą istotę niż była w rzeczywistości, trochę zagalopowała się w tym
podkoloryzowaniu swej postaci. Nieudolnie próbowała mu wmówić, że jest kimś
innym, nie był już dzieckiem, nie tak łatwo go oszukać. Zresztą
był do cholery Opiekunem nie bez kozery wybrano go do pełnienia tej funkcji.
Dziwne było to, że tak bardzo jej zależało żeby myślał, że nie brała udziału
procesie odbierania mu dzieciństwa i tożsamości. I że okazał się nieudacznikiem. Zbyt mocno liczyła
na to, że jest gliną, którą dowolnie według swego widzimisię ugniecie w swych
przywykłych do intryg palcach.
-Jak myślisz,
dlaczego tak długo żyjesz? Nigdy się nad tym nie zastanawiałeś? -Cmoknęła a z jej rozchylonych warg na moment wysunął się siny
rozwidlony język.
-Nie wiem, ale
w mojej branży to normalne, jak sądzę.
-Guzik,
tamtych dziewięciu podrasowano porządnie, długowieczność nie była ich cechą
wrodzoną. Ciebie wybrano w wielkim pośpiechu, bo brakowało jednego elementu do
kompletu. Czas ponaglał, nie było odpowiedniego kandydata. I wtedy pojawiłeś
się ty, uznano, więc za niezwykle dogodną okoliczność, że pochodzisz z
długowiecznej rodziny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz