niedziela, 22 czerwca 2014

22.06 Wędrowiec, dyby




            Zasady są po to żeby je łamać a przyzwyczajenia można naginać, więc Wędrowiec postanowił wtajemniczyć olbrzyma w swoje plany. Co więcej miał zamiar go wciągnąć do roboty, bez względu ta to, kim tamten naprawdę był. Wydawało mu się to zabawne. Szablony się nie sprawdzają, więc poszedł na żywioł, czas pokaże, co z tego wyniknie.
-Zaplanowałem publiczną karę, to i wyrok trzeba by było z hukiem ogłosić światu. Tak, ku ostrzeżeniu innych niefrasobliwych, potencjalnych przestępców, żeby wiedzieli, że ze mną to nie przelewki. A nuż są tacy, co się zastanowią? Może, który stchórzy i odpuści.
-Słusznie, ale czy taki staromodny sposób jest wystarczająco ekspresyjny? Może lepiej świetlne litery? Doskonale by to wyglądało, ciemna noc a na rynku jarzyłyby się niczym wyrzut sumienia słowa, zaręczam nikt by tego nie przeoczył. Grzmoty i pioruny też mogłyby by być niezła oprawą, dodałyby dramatyzmu,  uwypukliłyby powagę sytuacji- Karan na pozór obojętnie zaczął swój wywód, oczywiście znie zabrakło bezczelnego uśmieszku- a tak w ogóle to dobre masz o nich mniemanie myśląc, że tacy biegli w czytaniu.
-Ty się nie wygłupiaj i niestrzęp języka po próżnicy, tylko do roboty się bierz. Twój pokurcz faktycznie coś znalazł. – Stanowczo uciął oryginalny i zaskakujący wywód woźnicy. Jak ktoś taki mógł bezczelnie podawać się za prostego służącego? Mocno przekombinował chłopina. Dobre przebranie nie wystarczy, jeszcze trzeba dobrze grać rolę. Swoją drogę miał rację z czytaniem gapiów, z tą umiejętnością raczej krucho będzie.  Zadziwiające i zastanawiające było to, z jaką łatwością przeszedł na ty z Opiekunem jak by to była najnaturalniejsza rzecz pod słońcem.
-Toż ja prosty chłopina, liter nie znam, że o pisaniu nie wspomnę.
              Znowu uderzył w tą swoją śpiewkę, wcale się nie przejmując, że nikt mu nie wierzy. Zaczynało to być nudne i męczące. Wędrowiec już dawno zrozumiał, że to nieudolna gra i jest kimś innym. Przesada nigdy i nikomu nie wychodzi na zdrowie.
-Srututu piszesz, ładnie i wyraźnie.- Zaznaczył- Jak chcesz udawać przygłupa twoja sprawa, nie będę się wtrącał.  W każdym szaleństwie jest metoda. Czekaj, niech no sobie przypomnę, jak ten zdegenerowany debil miał na imię. Starzeję się pamięć już nie ta, a to może imię pominiemy i tak szybko się rozniesie, co to za jeden. -Machnął ręką na ten szczegół, zastanawiając się skąd się wzięły dziury w jego pamięci.
-Lear, nie trzeba nic pomijać. -Podpowiedział uczynnie Karan wyciągając przy tym z kieszeni nieskazitelnie białą, wykrochmaloną chustkę do nosa i kichnął siarczyście.
-Masz rację to Lear. A skąd ty to wiesz?- Popatrzył podejrzliwie na ogromnego mężczyznę który marnie i bez przekonania udawał kogoś kim nie jest. Nie pokazywał mu aresztowanego ani nie wspominał, kto to.
-A wydziera się chłystek przez cały ranek, że nam nogi z dupy powydziera, że jak śmieliśmy rękę podnieść na czcigodnego Leara i takie tam dyrdymały. Oczywiście żądał natychmiastowego wypuszczenia na wolność, na przemian grożąc to próbując przekupić. Normalka, nic oryginalnego nie wymyślił. -Znowu kichnął, chyba był na coś uczulony.
-A no tak, rozdmuchane ego rozpieszczonego zepsutego do szpiku kości synalka despoty i tyrana. Dobrze Ci idzie, rękę masz wprawną aż miło. Czekaj coś tam napisał?
          Na desce rząd wyraźnie wykaligrafowanych liter układał się w słowa;
"Lear jeden z synów mistrza Horacego skazany za liczne gwałty i morderstwa" 
            Dwie pieczenie przy jednym ogniu, Opiekun pokiwał z aprobatą głową. Karen nędznym pędzelkiem powołał do życia całkiem kształtne literki, tak jak się tego po nim spodziewał.
-Mama zawsze mówiła, że bystry ze mnie chłopak.-  Zadowolony z siebie olbrzym zaczął bardzo sugestywnie grzebać paznokciem w zębach. Wyjątkowo czystym i krótkim.
          Wędrowiec spodziewał się zachowania właśnie w tym stylu. Wiedział, że nie chodzi tu bynajmniej o szacunek, czy wręcz o jawne lekceważenie. Niepotrzebnie Karan przeciąga strunę, sprawdzając czy cierpliwość Opiekuna ma granice. Sam był zdania, że takie testowanie jest zbędne i zupełnie pozbawione sensu. Nie miał jednak zamiaru kwestionować metod kogoś tak tajemniczego i potężnego, oczywiście tylko do momentu gdy nie będą mu zagrażać lub komplikować sytuacji. Jeśli wielkiego gamonia ta cała przebieranka i udawanie bawi, to, czemu nie.  On to wytrzyma.
-Dobrze ładujemy drania do karety i z fasonem zajeżdżamy pod miejskie dyby. -Chciał sprawę załatwić szybko i sprawnie. Nie czuł satysfakcji czy uczucia dobrze spełnionej misji, już nie, dawno się wypalił. Postępował słusznie i tylko to było ważne. Nie mógł i nie chciał odwrócić się plecami i mówić, że go to nie dotyczy, kiedyś zbyt często to robił. Nikomu nie wyszło to na dobre. Pociągnie do odpowiedzialności gwałciciela i mordercę być może to w jakiś sposób przyczyni się zamknięcia drzwi, przez które do jego snów przychodzą upiory i strachy.
-A, co z tymi, co chcieliby by biedaczka uratować? -Zainteresował się tematem ironicznie uśmiechnięty dryblas, wyglądało na to, że miał ochotę połamać kilka gnatów. Nie tym razem. Nie będzie żadnej zadymy.
-W razie potrzeby tak jak słusznie i przewidująco podpowiadałeś, zorganizuję wystrzałową akcję. Głupie pomysły trzeba zadusić w zarodku. -Bez żalu rozwiał nadzieję woźnicy na bijatykę. Sam nie lubił fizycznych konfrontacji i wielokrotnie się cieszył, że miał możliwość posługiwania się zupełnie innymi metodami by osiągnąć zamierzony cel. Nie byłby do końca szczery gdyby twierdził, że nigdy nie poniosły go nerwy, miał na swoim kącie aż trzy złamane szczęki. W końcu był tylko człowiekiem.
             Karen podejrzanie, sprawnie zamontował deskę na dachu karety. Było już ciemno, więc mało, kto zauważył ich przejazd. Skazaniec zaś jęczał niezrozumiale i bez sensu pod nosem otępiony bólem, nieprzytomnie rozglądał się po karecie. Chyba nawet nie wiedział gdzie się znalazł.
             Było mu nawet ociupinę żal chłopka i już nawet myślał czy mu nie odpuścić dybów, gdy przypomniał sobie niewyobrażalny ból dziewczyn, które tamten skrzywdził bez żadnych skrupułów na dodatek  czerpiąc z tego chorą przyjemność. One nie miały szczęścia nikt nie wyciągnął do nich pomocnej dłoni, zostały potępione i ukarane za zło tego człowieka.
            Karen doskonale znał miasto udało mu się bez problemów podjechać pod miejskie dyby.
       Współpracując, sprawnie wmontowali w  dyby gwałciciela, do którego pomału dochodziło, co się tak naprawdę dzieje. Wydał z siebie dziki skowyt, jak dzikie, ranne zwierzę. 
       Bez zbędnych dyskusji zamontowali deskę z informacją za co został skazany tuż nad głową chłopka.
Opiekun z zadowoleniem spostrzegł, że rozumieją się z Karanem bez słów, że pomimo przykrych okoliczności współpraca z olbrzymem to sama przyjemność. Prawie skończyli, gdy kątem oka dostrzegł dziwnego człowieka. Znakomicie wkomponował się w ruinę kamieniczki, której osmolone dymem kikuty, przypominały o niedawnym pożarze. Spłonęła prawie doszczętnie, ale na sąsiadujących budynkach nie widać śladów walki z żywiołem. Nawet drewniane elementy kamieniec przylegających ścianami do pogorzeliska, wyszły zwycięsko z tej katastrofy, to było dziwne. W najlepszym wypadku taki pożar obejmował kilka sąsiadujących domów, czasem nawet całą dzielnicę, nigdy nie kończył się jak ten.
           Na pozór obcy wyglądał na osobnika trwającego w ciągłym i błogim stanie upojenia alkoholowego. Siedział pokurczony opierając się o nędzne resztki ściany, malowniczo zwieszając głowę, jednak lekko przymknięte oczy bacznie obserwowały, co się dzieje. Znał takie spojrzenia, ten człowiek był szpiclem, nie sposób pomylić go z nikim innym. 
         Tamten zorientował się, że go zauważono i rozszyfrowano. Zerwał się dość sprawnie, złapał leżącą koło stóp brudną czapkę i bez zachowania pozorów pognał przed siebie jak szalony.         Odruchowo chciał biec za nim, złapać i wydrzeć z niego informacje choćby siłą. Zrezygnował to byłoby zupełnie bezsensowne działanie. Olbrzym stanął za jego plecami i chyba chciał klepnąć w ramię, jednak w ostatniej chwili zrezygnował.

-Dobrze zrobiłeś to tylko pachołek i tak byś się niczego nie dowiedział. A tak zamieszasz im tylko w głowach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz