Zasady są po to żeby je łamać a przyzwyczajenia można
naginać, więc Wędrowiec postanowił
wtajemniczyć olbrzyma
w swoje plany. Co więcej miał zamiar go wciągnąć
do roboty, bez względu ta to, kim tamten naprawdę był. Wydawało mu się to zabawne. Szablony się nie sprawdzają,
więc poszedł na żywioł, czas pokaże, co z tego wyniknie.
-Zaplanowałem
publiczną karę, to i wyrok trzeba by było z hukiem ogłosić światu. Tak, ku
ostrzeżeniu innych niefrasobliwych, potencjalnych przestępców, żeby wiedzieli, że ze mną to nie przelewki. A nuż są tacy,
co się zastanowią? Może, który stchórzy i odpuści.
-Słusznie, ale
czy taki staromodny sposób jest wystarczająco ekspresyjny? Może lepiej świetlne
litery? Doskonale by to wyglądało, ciemna noc a na rynku jarzyłyby się niczym wyrzut sumienia słowa, zaręczam nikt by tego nie przeoczył.
Grzmoty i pioruny też mogłyby by być niezła oprawą, dodałyby dramatyzmu, uwypukliłyby powagę sytuacji- Karan na pozór obojętnie zaczął swój wywód, oczywiście znie zabrakło bezczelnego uśmieszku- a tak w ogóle to dobre masz o nich mniemanie myśląc, że tacy są biegli w czytaniu.
-Ty się nie
wygłupiaj i niestrzęp języka po próżnicy, tylko do roboty się bierz. Twój pokurcz
faktycznie coś znalazł. – Stanowczo uciął oryginalny i zaskakujący wywód woźnicy. Jak ktoś taki mógł bezczelnie podawać
się za prostego służącego? Mocno przekombinował chłopina. Dobre przebranie nie wystarczy,
jeszcze trzeba dobrze grać rolę. Swoją
drogę miał rację z czytaniem gapiów, z tą umiejętnością
raczej krucho będzie. Zadziwiające i zastanawiające było to,
z jaką łatwością przeszedł na ty z Opiekunem jak by to była najnaturalniejsza
rzecz pod słońcem.
-Toż ja prosty
chłopina, liter nie znam, że o pisaniu nie wspomnę.
Znowu uderzył w tą swoją śpiewkę,
wcale się nie przejmując, że nikt mu nie wierzy. Zaczynało to być nudne i
męczące. Wędrowiec
już dawno zrozumiał, że to nieudolna gra i jest kimś innym. Przesada nigdy i
nikomu nie wychodzi na zdrowie.
-Srututu
piszesz, ładnie i wyraźnie.- Zaznaczył- Jak
chcesz udawać przygłupa twoja sprawa, nie będę się wtrącał. W każdym szaleństwie jest metoda. Czekaj, niech no sobie przypomnę, jak ten zdegenerowany
debil miał na imię. Starzeję się pamięć
już nie ta, a to może imię pominiemy i tak szybko się rozniesie, co to za
jeden. -Machnął ręką na ten szczegół, zastanawiając się skąd się wzięły dziury w jego pamięci.
-Lear, nie
trzeba nic pomijać.
-Podpowiedział uczynnie Karan wyciągając przy tym z kieszeni
nieskazitelnie białą, wykrochmaloną chustkę do nosa i
kichnął siarczyście.
-Masz rację to
Lear. A skąd ty to wiesz?- Popatrzył podejrzliwie na ogromnego mężczyznę który
marnie i bez przekonania udawał kogoś kim nie jest. Nie pokazywał mu aresztowanego ani nie wspominał,
kto to.
-A wydziera
się chłystek przez cały ranek, że nam nogi z dupy powydziera, że
jak śmieliśmy rękę podnieść na czcigodnego Leara i takie tam dyrdymały.
Oczywiście żądał natychmiastowego wypuszczenia na wolność, na przemian grożąc
to próbując przekupić. Normalka, nic oryginalnego nie wymyślił. -Znowu kichnął, chyba był na coś uczulony.
-A no tak, rozdmuchane ego rozpieszczonego zepsutego do szpiku kości synalka despoty i tyrana. Dobrze Ci idzie, rękę masz wprawną aż miło. Czekaj
coś tam napisał?
Na desce rząd wyraźnie
wykaligrafowanych liter układał się w słowa;
"Lear
jeden z synów mistrza Horacego skazany za liczne gwałty i morderstwa"
Dwie pieczenie przy jednym ogniu,
Opiekun pokiwał z aprobatą głową. Karen nędznym pędzelkiem powołał do życia
całkiem kształtne literki, tak jak się tego po nim spodziewał.
-Mama zawsze
mówiła, że bystry ze mnie chłopak.- Zadowolony z siebie olbrzym zaczął bardzo
sugestywnie grzebać paznokciem w zębach. Wyjątkowo czystym i krótkim.
Wędrowiec spodziewał się zachowania właśnie w tym stylu. Wiedział, że nie chodzi tu bynajmniej o
szacunek, czy wręcz
o jawne lekceważenie. Niepotrzebnie Karan przeciąga strunę, sprawdzając czy
cierpliwość Opiekuna ma granice. Sam był zdania, że takie testowanie jest zbędne
i zupełnie pozbawione sensu. Nie miał jednak zamiaru kwestionować metod kogoś tak tajemniczego i
potężnego, oczywiście tylko do momentu gdy nie będą mu
zagrażać lub komplikować sytuacji. Jeśli wielkiego gamonia ta cała przebieranka i udawanie bawi, to, czemu nie.
On to wytrzyma.
-Dobrze
ładujemy drania do karety i z fasonem zajeżdżamy pod miejskie dyby. -Chciał sprawę załatwić szybko i sprawnie. Nie czuł satysfakcji czy uczucia dobrze
spełnionej misji,
już nie, dawno się wypalił. Postępował
słusznie i tylko to było ważne. Nie mógł i nie chciał odwrócić
się plecami i mówić, że go to nie dotyczy, kiedyś zbyt często to robił. Nikomu
nie wyszło to na dobre. Pociągnie do odpowiedzialności gwałciciela i mordercę być może to w jakiś
sposób przyczyni się zamknięcia drzwi, przez które do jego snów przychodzą
upiory i strachy.
-A, co z tymi,
co chcieliby by biedaczka uratować? -Zainteresował się
tematem ironicznie
uśmiechnięty dryblas, wyglądało na to, że
miał ochotę połamać kilka gnatów. Nie tym razem. Nie będzie żadnej zadymy.
-W razie
potrzeby tak jak słusznie
i przewidująco podpowiadałeś, zorganizuję wystrzałową akcję. Głupie pomysły trzeba zadusić w
zarodku. -Bez żalu rozwiał nadzieję woźnicy na bijatykę. Sam nie
lubił fizycznych konfrontacji i wielokrotnie się cieszył, że miał możliwość posługiwania się zupełnie
innymi metodami by osiągnąć zamierzony cel. Nie byłby do końca szczery gdyby
twierdził, że nigdy nie poniosły go nerwy, miał na swoim kącie aż trzy złamane
szczęki. W końcu był tylko człowiekiem.
Karen podejrzanie, sprawnie zamontował deskę na dachu karety. Było już ciemno, więc mało,
kto zauważył ich przejazd. Skazaniec zaś jęczał niezrozumiale i bez sensu pod nosem otępiony bólem, nieprzytomnie
rozglądał się po karecie. Chyba nawet nie wiedział gdzie się znalazł.
Było mu nawet ociupinę żal chłopka
i już nawet myślał czy mu nie odpuścić dybów, gdy przypomniał sobie
niewyobrażalny ból dziewczyn, które tamten skrzywdził bez żadnych skrupułów na
dodatek czerpiąc z tego chorą przyjemność. One nie miały szczęścia nikt nie
wyciągnął do nich pomocnej dłoni, zostały potępione
i ukarane za zło tego człowieka.
Karen doskonale znał miasto udało
mu się bez problemów
podjechać pod miejskie dyby.
Współpracując, sprawnie wmontowali w dyby gwałciciela, do którego pomału dochodziło, co się tak naprawdę dzieje. Wydał z siebie dziki skowyt, jak dzikie, ranne zwierzę.
Bez zbędnych dyskusji zamontowali deskę
z informacją za co
został skazany tuż nad głową chłopka.
Opiekun z
zadowoleniem spostrzegł, że rozumieją się z Karanem bez słów,
że pomimo przykrych okoliczności współpraca z olbrzymem to sama przyjemność.
Prawie skończyli, gdy kątem oka dostrzegł dziwnego
człowieka. Znakomicie wkomponował się w ruinę kamieniczki, której osmolone
dymem kikuty, przypominały o niedawnym pożarze. Spłonęła prawie
doszczętnie, ale na sąsiadujących budynkach nie widać śladów walki z żywiołem.
Nawet drewniane elementy kamieniec przylegających ścianami do pogorzeliska, wyszły zwycięsko z tej katastrofy, to było dziwne. W najlepszym
wypadku taki pożar obejmował kilka sąsiadujących domów, czasem nawet całą
dzielnicę, nigdy nie kończył się jak ten.
Na pozór obcy wyglądał na osobnika trwającego w ciągłym i błogim
stanie upojenia alkoholowego. Siedział pokurczony opierając się o nędzne
resztki ściany, malowniczo zwieszając głowę, jednak lekko przymknięte oczy
bacznie obserwowały, co się dzieje. Znał takie spojrzenia, ten człowiek był
szpiclem, nie sposób pomylić go z nikim innym.
Tamten zorientował się, że go zauważono i
rozszyfrowano. Zerwał się dość sprawnie, złapał leżącą
koło stóp brudną czapkę i bez zachowania pozorów pognał przed siebie jak
szalony. Odruchowo chciał biec za
nim, złapać i wydrzeć z niego informacje choćby siłą. Zrezygnował to byłoby
zupełnie bezsensowne działanie. Olbrzym stanął za jego plecami i chyba chciał
klepnąć w ramię, jednak w ostatniej chwili zrezygnował.
-Dobrze
zrobiłeś to tylko pachołek i tak byś się niczego nie dowiedział. A tak zamieszasz
im tylko w głowach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz