Ja w Norwegii od dwu lat.. Niestety początki w obcym kraju, praktycznie bez znajomych zmusiły mnie do pozostawienia swoich psów (Maszy i Nadii) pod opieką mamy na drugim końcu Polski. Nadia niestety zginęła pod kołami samochodu w październiku 2012. Została sama Maszka. Odwiedzałam jak tylko mogłam. Spędzałam możliwie maximum czasu gdy już byłam u mamy. Chodziłyśmy razem na spacery, karmiłam, głaskałam, przytulałam, płakałam wtulając się w futrzasty kark... spałyśmy razem na dywanie przy kominku. Witała mnie zawsze najcudowniej na świecie... zarzucając mi przednie łapy na ramionach, liżąc twarz bez opamiętania i podszczypując usta przednimi zębami..... rozstania były koszmarem gdy zostawiałam ją po drugiej stronie furtki, na podwórku u mamy... ten smutek w jej oczach i te łzy płynące mi po policzkach....
A
teraz gdy wreszcie mam warunki by móc ją ze sobą zabrać celebruję każdy
mały krok zbliżający nas obie do tego wielkiego wydarzenia.... najpierw
życie "jak gdyby nigdy nic" żeby nie zapeszyć. Potem odważyłam się
zamówić z polski ładne, duże legowisko.... dotarło i czeka... potem
odkurzacz porządny coby łatwiej było czystość utrzymać...następnie
zamówiłam miejscówki w busie, który nas będzie wiózł ze Szczecina... i
tak krok po kroczku.. nieśmiałe przygotowania. Na kilka dni przed
przylotem do Polski miski dwie kupiłam.... też stoją i czekają. Zapas
smakołyków też jest. I już w poniedziałkowy wieczór wyruszyłam w ten
ostatni lot... już po nią... odliczając godziny do tego ostatniego
powitania, po którym nie nastąpi rozstanie...... Naprawdę nikomu nie
życzę dokonywania tak trudnych wyborów..... To była największa trauma w
moim życiu...
Nie
mogę się już doczekać. żeby jej pokazać te norweskie górki i pagórki,
żeby nad firod i jeziora zabrać, żeby mogła z Bajerem i Mojrą (znajome
malamuty) po plaży poszaleć nad morzem. Myślę, że norweskie okoliczności
przyrody przypadną Maszy do gustu. Weźmy takie np górskie szlaki. Nie
są takie jak w Polsce. Nie ma tu ścieżek wysypanych kamyczkami, dróg....
są tylko czerwone oznaczenia farbą na drzewach i skałach.... chodzi sie
po totalnej dziczy. Duża różnorodność terenu z prawie zerową ingerencją
człowieka... z doświadczenia wiem, że Maszę nudzą ulice, chodniki,
drogi, ścieżki... ona lubi wszędzie tylko nie po wyznaczonych do
chodzenia miejscach. Wracając jeszcze na chwilę do przygotowań. Po
przylocie do Polski trzeba było umówić się z weterynarzem, żeby
skompetować dokumentację potrzebną do wwiezienia psa do Norwegii.
Paszport kompletny ze wszystkimi wymaganymi wpisami. Wszystkie akcesoria
już czekają spakowane w walizce.
To niezwykle magiczny czas. Jak przyjechałam to Maszka tonęła we własnym niewyczesanym puchu (tak się złożyło, że mamy też nie było przez cały ubiegły tydzień i Maszka była doglądana i karmiona przez sąsiadkę). Odczesałam do zera, teraz nawet kłaczek z niej nie spadnie. Potem poszłam nad jezioro i porządnie wyprałam najpierw tylko na mokro a na drugi dzień z udziałem szamponu. Pies choć przez chwilę fiołkami pachnie :) Dziś ostatni dzień w Klotyldowie. w Sobotni poranek najpierw wyruszamy do Bydgoszczy, żeby przed 11 wsiąść do pociągu do Poznania a potem dalej do Szczecina. Po 15 powinnysmy być na miejscu. Dodam że zabieram ze sobą też moją mamę w ramach pierwszych odwiedzin mnie w Norwegii. Raz, że raźniej w podróży a dwa, że mama pomoże w sprawach technicznych. Podróż busem ma potrwać ok 23 godzin z przerwami na postoje rzecz jasna. Umęczone pewnie będziemy nieludzko, ale staram się pocieszać tym, że raz nie zawsze.... i że damy radę. Chetnie napiszę Wam potem jak nam owa podróż minęła i jak wyglądały te nasze pierwsze chwile na norweskiej ziemi.
Cieszę się z Wami:-) Udanej podróży i potem swawoli wszelkich! Pit
OdpowiedzUsuńwitamy Maszka w Wikingowie!
OdpowiedzUsuńnooo to Bajerski czeka na wspólny spacer :) jak matki uzgodniły w przyszłym tygodniu :)
Z niecierpliwością czekamy na sprawozdanie ze spacerku naszych adopcyjniaków norweskich :)
OdpowiedzUsuń