-Dalia czy
mogę obejrzeć twoje nogi i zobaczyć czy uda mi się pomóc?
-A możesz
Panie coś pomóc?
W jej dziwnych
dorosłych niepasujących do twarzy dziecka oczach dostrzegł budzącą się do życia
niemrawą iskierkę nadziei, nie chciał by zbyt szybko
zamieniła się w płomień, a już na pewno nie zanim sprawdzi czy może pomóc..
Ta iskierka w oczach dziecka sprawiła, że poczuł przyjemne ciepło od palców nóg aż
do czubka głowy. Prawie zapomniał, że można nosić w sobie taki promyk słońca.
Już wiedział, że nie może zawieść tej małej, nawet, jeśli będzie go to
kosztowało wiele wysiłku i wyrzeczeń. To była jedna z tych chwil, w której nie mógł pozwolić sobie
na błąd. Głupie to, ale zawsze wierzył, że niektóre drobne wydarzenia decydują
o tym jak dalej potoczy się życie. Ta obca biedna kaleka dziewczyna,
na którą w ogóle nie powinien zwrócić uwagę przechyli szalę na jedną stronę.
Jeszcze nie wiedział, na którą tego nawet on nie potrafił przewidzieć.
-Mam taką
nadzieje, to co mogę zobaczyć?
-Dobrze.- Zgodziła się i westchnęła.
-Super,
położymy Cię tu na stole, będzie nam wygodnie.- Widząc, że młodziutka krawcowa jest spięta i
zdenerwowana puścił do niej oko.
Matka i babcia
ostrożnie, ale niezwykle sprawnie uprzątnęły materiały i igły robiąc miejsce
dla dziewczynki. Mała wdrapała się na stół, i bez ponaglania podciągnęła
sukienkę wykończoną czarną lamówką.
Wstrzymały
oddech wszystkie trzy jak na komendę, tak jakby wcześniej to wyćwiczyły. Wpatrywały się jak
zahipnotyzowane w jego ręce delikatnie dotykające miejsc, w których kiedyś
złamały się kości.
-Obie były
brzydko złamane. Były odpryski przemieszczenia dlatego źle się zrosły. Mamy tu
niepokojącą deformacje, niedobrze, że tyle czasu upłynęło. Kiepskie miejsce tuż
nad kostką, źle ukrwione.
-Czyli nic się
nie da zrobić? Wiedziałam. -Dziewczynka pociągnęła nosem,
zasłoniła dłonią oczy by nie zobaczył jak zachodzą łzami, nie potrafiła zapanować nad rozczarowaniem. Od dawna uważała, że
jest dorosła i silna, więc nie może pozwolić sobie na chwilę słabości. Jeśli
już to cichutko łkać do poduszki, ale tak żeby nikt się nie zorientował. Nie chciała być kłopotem ani
przysparzać mamie i babci zmartwień.
-Młoda damo nie
wmawiaj mi tego, czego nie powiedziałem. W sumie to nie wiem czy się nie
obrazić, nie wierzysz w moje umiejętności i potęgę.
Zaśmiał się tak trochę sztucznie i teatralnie widząc, że zbladły ze strachu. Wszystkie trzy wzięły
jego żart na poważnie. Nie żeby brakowało im poczucia humoru po prostu nie
znały go i nie miały pojęcia, czego się po nim spodziewać.
-Oczywiście,
że mogę pomóc, ale przez dwa tygodnie musisz leżeć w łóżku. Zero szycia i
ruszania nogami.
-Ja muszę
pracować. Zresztą potrafię zszywać i na leżąco wcale nie muszę patrzeć na
materiał.- Nie
spodobała się jej proponowana przez Wędrowca bezczynność.
Gdyby przed chwilą na własne oczy nie widział, co wyprawiała po omacku z materiałem to
by jej nie uwierzył. Dziewczyna miała niezwykłą intuicję, tu nie chodziło tylko
o sprawność palców, które nie myliły się nawet o milimetr. Zachowywała się tak jakby posiadała trzecie oko, to było niesamowite.
-Nie mamy
pieniędzy ani na jedzenie ani na leczenie.- Oznajmiła i pomimo emocji, które targały młodym ciałem
nawet głos się jej nie załamał.
Dalej była
dorosła i odpowiedzialna, zaimponowała mu. Zahartowana przez życie. Udawała całkiem przekonywująco obojętność, choć pragnęła tak namacalnie
ze prawie czuł końcami palców jej marzenie o sprawnych nogach.
-Książe
zapłaci. Narozrabiał to musi ponieść konsekwencje. Lepiej późno niż wcale.-Szybko znalazł rozwiązanie. Nie widział sensu komplikować prostej
sytuacji niepotrzebnym strachem i obawami. Szczególnie, gdy wiadomo było, kto
jest sprawcą nieszczęścia tej rodziny. Zawsze preferował proste rozwiązania. Wiedział, że były zbyt dumne by
oczekiwać od niego bezinteresownego zaangażowania. Nic nie przychodziło im do
tej pory za darmo wolały, więc zawczasu znać cenę, zanim mogą się jeszcze
wycofać.
-Panie on nas
tylko batogiem oćwiczyć karze. On nie ma serca, nawet kamień przy nim jest
miłosierny.- Zajęczała babcia znała realia nie łudziła się
niepotrzebnie. Przez lata nauczyła się, że niemożliwe zawsze pozostaje
niemożliwym i wiarę możliwości trzeba zapomnieć o dochodzeniu rekompensaty za
krzywdy. Bo w ostatecznym rozrachunku można stracić jeszcze więcej.
Czas przez chwilę bieg wolniej
Opiekun szukał. Jego wzrok przebijał ścianę za ścianą, mijał kolejnych ludzi i
nie zatrzymywał się ani na chwilę. Szukał konkretnej osoby.
Znalazł około
trzydziestoletniego rozbudowanego w ramionach mężczyznę. Wypudrowanego z głową
ustrojoną wysoką białą peruką. Niedbale pewny swojej pozycji siedział na
kanapie trzymając w ręce talerzyk z kawałkiem kremowego ciasta. Udawał
wsłuchanego w śpiew młodziutkiej, jasnowłosej
dziewczyny. Wąska kreska bladych ust, ciemne brwi zrośnięte w jedną linię, i
myśli krążące wokół śpiewającej dziewczyny. Miał ochotę skonsumować jej młode, niewinne ciało zupełnie jak ciastko leżące na jego talerzyku,
oczywiście nie dosłownie. Nie przewidywał problemów to biedna krewna żony, której rodzina była całkowicie uzależniona od jego
dobrej woli. Nie będzie miała się komu skarżyć a jeśli nawet to zrobi nikt z
jej bliskich nie znajdzie w sobie tyle odwagi by bronić jej honoru. Tak jak
zwykle bywa w takich wypadkach każą jej zagryźć zęby i siedzieć cicho.
Niespodziewanie zgiął się w pół, łapiąc się za
widocznie zaokrąglający się od smakołyków brzuch. Talerzyk upadł z brzdękiem na
podłogę rozpryskując się na wiele małych pomieszanych z kremem porcelanowych
kawałków.
Wędrowiec uśmiechnął się pod nosem,
był z siebie zadowolony. Uderzył jeszcze raz. Tym razem w plecy dokładnie tak
by unieruchomić na kilka tygodni mężczyznę.
-To się akurat
okaże, czy uda mu się tym razem wymigać, jeszcze ze mną nie
rozmawiał. To, co leczymy? Zwrócił się do kobiet, które nie zauważyły tej krótkiej chwili, gdy nie był obecny tu myślami.
-Leczymy panie
leczymy!
Babcia
dziewczynki nie traciła czasu na namysły. Wyszła z założenia, że później będzie
się martwić jak zapłacić. Za nic nie wybaczyłaby sobie, gdy straciła taką
okazję, która nigdy może się nie powtórzyć. Jeśli trzeba będzie zaoferuje
siebie na niewolnicę. Liczyła się tylko dziewczynka. Modlitwy zostały wysłuchane
stał się cud i można było wyleczyć wnuczkę.
- Potrzebne mi
będą 4 deseczki takie długie na 20 cm a szerokie jak jej nóżka i bandaż. Da się
zrobić?
Mógłby to
zrobić tu i teraz natychmiastowym skutkiem, ale nie był jeszcze na to gotowy.
Metoda małych kroczków wydała mu się korzystniejsza dla wszystkich
zainteresowanych. Szczególnie dla niego,
zbyt długą przerwę sobie zafundowałby się teraz popisywać. Nie chciał przeszarżować.
-Tu obok jest
cieśla, to ja pójdę i popytam.-Rzuciła przez ramię babcia dreptając
w stronę drzwi. Śpieszyło się jej, trochę się obawiała zmiany decyzji Opiekuna.
-To ja sobie
obejrzę za ten czas twarz mamy. Możesz tu podejść moja ty mistrzyni igły?
Kobieta spojrzała na córkę jak
spłoszona łania nie wiedząc, co ma robić. Nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Niezdecydowana, rozdarta między
niewiarą a marzeniem z trudem podjęła decyzję. Nieśmiało, pełna najstraszliwszych wątpliwości i wstydu odsunęła włosy odkrywając zdeformowaną,
oszpeconą bliznami twarz. Wsunęła popielato
lśniące kosmyki za ucho i podeszła do Wędrowca.
Stojąc przed nim zadrżała niczym liść na
wietrze. Zbyt dużo skrajnych emocji się w niej zgromadziło, zacisnęła dłonie w
pięści. Paznokcie boleśnie wbijały się w skórę, ale przejęta nie zwróciła na to
uwagi. Nagle zabrakło jej odwagi spuściła głowę.
Delikatnie
złapał ją za podbródek. Nie opierała się uniosła twarz do światła.
-Popatrzmy.
Fakt to że przeżyłaś to prawdziwy cud. Masakra, tego nie da się tak łatwo
naprawić. Może zajmę się dziś szczęką? Ułatwi ci to mówienie i jedzenie może
być?
Kobieta
energicznie pokiwała głową, a on znowu poczuł piekący wstyd że przez tyle lat
siedział bezczynnie w swojej twierdzy. Grzech zaniechania bardzo mu ciążył. Nie
był doskonały i nigdy tak o sobie nie myślał ale ta jego przedłużająca się
żałoba była dużą i głęboką rysą na
jego wizerunku. Gdy był młody wydawało mu się że fakt iż nie odpowiada przed
nikim tylko przed samym sobą jest bardzo komfortową sytuacją. Wraz z nabieraniem doświadczenia stało się jasne że to
bardzo wielkie brzemię. Były momenty że zbyt ciężkie do uniesienia.
Nie trzeba było być prorokiem by się
domyślić się że ta kobieta musiała bardzo wiele wycierpieć. Sama skrzywdzona, pokiereszowana była też matką okaleczonego dziecka, cierpiała więc w
dwójnasób.
-Zamknij oczy.
Nie bój się, nie będzie bolało.
Położył dłoń na jej spieczonych, wysuszonych ustach. Poczuł jej delikatny płytki oddech po chwili twarz
kobiety rozświetliło czerwone pulsujące światło. Migotliwe niczym żar ogniska rozkładało się parzącymi językami na
skórze krawcowej by
wgryzać się coraz głębiej aż do
pogruchotanych kości.
-Wiem jest
gorące, ale musisz wytrzymać. Jeszcze tylko chwilkę i przerwa. Twarda z ciebie
sztuka dasz radę. No i już.
Zabrał rękę rozświetloną coraz słabszym, blednącym czerwonym blaskiem, płynącym gdzieś z głębi jego ciała. Strząsnął nią
szybko i stanowczo jakby pozbywał się niewidocznych drażniących skórę okruszków. Nabrzmiałe żyły pulsowały jak górska
wzburzona rzeka. Był
zadowolony poszło mu całkiem nieźle biorąc pod uwagę jak długą zrobił sobie
przerwę.
-Spróbuj
otworzyć usta. No nie bój się. – Zachęcił oniemiałą kobietę- Odważniej, nic
złego się nie stanie. Zapewniam. No jeszcze troszkę, dobrze, dobrze jeszcze.
Widzisz jest już lepiej. To teraz powtórka z rozrywki. Zamykamy ślipia i
wytrzymujemy gorąc.
Tym razem
światło plusnęło niczym farba rozpryskując się po bliznach. Kobieta marszcząc
czoło zacisnęła mocno powieki. Uciekła jej jedna łza która powolutku spłynęła
na policzek a potem wyparowała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz