Zaczęło się jak to zwykle bywa niewinnie i z zupełnego zaskoczenia. Nigdy nie marzyłam, ba nawet nie pomyślałam, że chciałabym mieć na stanie malamuta. Nie myślałam, zaznaczę dla jasności sytuacji też, że nie chciałam mieć takiego psa, wiedziałam, że są i są ładne, ale nie wzbudzały we mnie żadnych emocji. Psy jak psy i tyle. Na dodatek miałam na stanie psa idealnego a raczej nadpsa dobermankę Herę. Każdy, przez kogo dom przewinęło się wiele psów wie, co to jest nadpies, a kto nie wie to mam nadzieję, że się dowie. To nie jest tak, że tylko tego jednego wyjątkowego psa kochamy, nie, wszystkie są dla nas ważne i wyjątkowe. Tylko, że nadpies nie mieści się w żadnej kategorii, tabelce jest ponad to. Dlaczego nie przywiązywałam żadnej wagi do rasy może, dlatego że psy spływały zawsze do nas tak bez planowania a to ktoś chciał utopić szczeniaka a to kogoś opieka nad zwierzakiem przerosła. Nadpies też do nas trafił w ten sposób, koegzystencja z poprzednią właścicielką nie przyniosła żadnej ze stron satysfakcji ani oczekiwanego porozumienia. Herę ściągnęła nam na głowę bez żadnego ostrzeżenia, bez znaków dymnych w formie niespodzianki moja własna rodzona siostra. Nie wiedziała, że wyprzedziła ją fama, iż wiezie nam rottweilera, wyobraźcie sobie, więc moje zdziwienie na widok dobermana w drzwiach. Widać Hera była pisana nam, nikomu innemu. I bardzo dobrze. Z Dokiem oczywiście nie było inaczej nie był zaplanowany, dostaliśmy go w prezencie. Nie wspomnę, bo mi trochę głupio, że gdy nam zaproponowano szczeniaczka z papierowej hodowli kręciliśmy nosem. Bo, po co on nam skoro w stanie posiadania domowego zwierzyńca osiągnęliśmy stan idealny? Nie stanowczo nie potrzebowaliśmy drugiego psa. Mimo to mój tato i mąż pojechali zobaczyć szczeniaczki. I wiecie, co się stało? Zobaczyli wariata, małego słodkiego świrka wynikiem, czego okazało się, że stan idealny, w którym trwamy to ułuda, utopia. Do szczęścia brakowało nam wariata. Oczywiście nie zakochali się w grzecznych suczkach czy spokojnych samcach świr był dla nich jedyny, wyjątkowy, właściwy. Niecodzienny prezent przyjechał do domu a ja zaczęłam wertować internet by się czegoś dowiedzieć o rasie. Tak jakoś się stało, że trafiłam na pierwsze w swoim życiu forum malamucie. To w ogóle było pierwsze forum, na jakie weszłam i do tej pory zostało jedynym, na które wchodzę. Na forum oczywiście bardzo szybko się zadomowiłam, bo jakże mogło stać się inaczej w sytuacji, gdy trafiłam na zbiorowisko pozytywnie zakręconych ludzi? Na samym, więc początku malamut sprawił, że zmieniłam nawyki i poznałam bardzo wielu fajnych ludzi, z którymi mam cały czas kontakt. Między czasie na forum ludzie o wielkich sercach i twardych tyłkach (mam nadzieję, że mi wybaczą ten opis) postanowili, że nie tylko będą kochać i rozpieszczać swoje psy, ale chcą pomagać innym tym, które skrzywdził człowiek i świat, tak powstały Adopcje Malamutów, ale to już inna historia.
Hera przez cały tydzień była na nas i świat obrażona tym niespodziewanym pojawieniem się na jej terenie młodego, walniętego zdrowo na umyśle szczyla. Świr nie był normalny, co udowodniał z nam niebywałym urokiem każdego dnia. Ten urok malamuci był tak wielki, że nawet Hera nie mogła dłużej udawać obrażonej i zaakceptowała Dodka. Tamtego lata nasza okolica przeżyła inwazję ślimaków tych brązowych bez skorupki. Były wszędzie w ilościach hurtowych i przerażających. Nasz nowy domownik był zachwycony, chodził po łące a my słyszeliśmy tylko głośne ssss i w tym momencie o jednego ślimaka mieliśmy mniej na ogrodzie. Dodek okazał się super wydajnym zjadaczem ślimaków tylko pyszczek ociekał mu śluzem niczym Obcemu z filmu Ridleya Scotta. Bardzo to było obrzydliwe, ale młody był z siebie tak zadowolony jakby uratował świat przed inwazją straszliwych, śmiercionośnych kosmitów. Dla tych o wrażliwych żołądkach mam jeszcze jedno kulinarne upodobanie wariata. Gdy już pojadł sobie nasz mały delikwent ślimaków to chodził je do naszej sadzawki, ( która od lat robi za żabią i ropuszą porodówkę oraz żłobek) popić skrzekiem. Francuskie podniebienie miał Dodek. Poznając własnego psa z każdym dniem nabierałam przekonania, że malamut to nic innego jak stan umysłu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz