środa, 2 kwietnia 2014

03.04 Wędrowiec, testament



-Niepoprawny jesteś, godzina śmierci wybiła a ty dalej myślisz o pierdołach. Ten uroczo syczący koleś, co to zęby w tobie zatopił z taką lubością, to prezent który mi przysłałeś. Nawet subtelnie przysłałeś z gestem, tylko zapomniałeś  mu kokardy na ogonie zawiązać. Cóż miałeś pecha, ja prosty jestem człek to i nie poznałem się na Twoim wyrafinowanym guście. Nie namyślając się wiele  odesłałem ci to cudo. Jak widzę ten zwrot to nie bardzo cieszy twe serce.
Oczy Horacego stawały się mętne tak jak przy wysokiej gorączce. Lewa część twarzy obwisła i znieruchomiała jak sparaliżowana.
-Czego chcesz? Ty i tak jesteś od dawna skończony. Przeżytek, nikomu niepotrzebny relikt przeszłości. Solą w oku stoi ci moja władza? Chcesz zniszczyć coś wspaniałego, wielką wyjątkową wizję!- Mówił z widocznym trudem, ale miał dość siły na podniesiony ton. Słowa jednak zniekształcał były trochę niewyraźnie, zaczynał sztywnieć mu język.
- W sumie to najśmieszniejsze w tym wszystkim, że nigdy niczego od ciebie nie chciałem. Byłeś dla mnie bardzo nieciekawą i raczej odpychającą personą. Skoro jednak postanowiłeś mi się tak spektakularnie przedstawić to wpadłem w pośpiechu zamienić z tobą kilka słów. Czas niestety nie już jest dla ciebie łaskawy, musiałem się pośpieszyć później już nie miałbym sposobności. Dłuższa pogawędka o filozofii czy o sensie życia nie wchodzi już w rachubę w tych okolicznościach.
-Odejdź, muszę porozmawiać ze swymi dziećmi i przekazać im władze. Powiedzieć co należy czynić dalej.
           Horacy jak przystało na pretendenta do tytułu władcy świata, kochał złoto. Na stoliczkach o złoconych wygiętych w pałąk nóżkach stały kandelabry z litego złota. Na ścianach szerokie ramy portretów pyszniły się warstewką prawdziwego złota, przytłaczając swym blaskiem poważne twarze. Złote puzderka ozdobione szlachetnymi kamieniami ukrywały w swym w wnętrzach pokaźną kolekcję sygnetów i wisiorów właściciela sypialni. Puzderek stało tu zbyt dużo by można było je odpowiednio wyeksponować, tłoczyły się niczym wystraszone stado drobiu nawzajem nadeptujące sobie na stopy.
-Tak, scheda po władcy bardzo pociągająca rzecz. Nie przegapiłbym za nic takiego przedstawienia,  w sumie po to się tutaj pofatygowałam. Oj będą się tłukli twoi potomkowie o nią zawzięcie, będzie na co popatrzeć, może nawet poleje się krew. Poczekam sobie cichutko w kąciku by zobaczyć jak rozdzielisz swoje królestwo.- Usiadł na wykładanym liliową tkaniną fotelu. Oczywiście nie mogłoby być inaczej haftowaną w złote tulipany. Rozsiadł się z przyjemnością zauważając że ten mebel był naprawdę wygodny.
-Oni cię pokonają. To moja krew hartowałem ich od małego, nie zawiodą.- Horacy dumny ze swych dzieci na chwilę zapomniał o dwóch malutkich wkłuciach na ręce. Nagły rozdzierający żyły atak bólu złamał go wpół. Wyczerpany upadł na poduszkę.
-A ty ciągle swoje. Nie widzisz że wystarczył drobny błąd takiego wytrawnego gracza jak ty by wszystko na co ciężko pracowałeś legło w gruzy? Niby byłeś ustawiony tak, że długie życie w dostatku i rozpuście było ci pisane, a tu co pstryk i umierasz. Nici z emerytury. Patrz twoje palce są już czarne, trucizna powoli czyni spustoszenie w organizmie. Zaraz zacznie mocno boleć, nawet trochę mi ciebie żal, ale tylko trochę.
Wędrowiec usłyszał pośpieszne kroki na korytarzu, Horacy tuż przed jego przybyciem zdążył wezwać do siebie dzieci. Te, w których teraz pokładał całą swoją nadzieję na kontynuację dzieła jego życia.
- Nadchodzi to twoje cudowne potomstwo, ziarno które zasiałeś by posiąść świat. Co to się ludziom roi pod tymi czaszkami. -Niedbale wskazującym palcem podniósł wieko złotego puzderka i zajrzał do środka.
-Ojcze co się stało?- Czarnowłosa smukła dziewczyna miała zimny wyprany z uczuć głos.
-Kto to jest? Jesteś chory?
-Umieram, a wy moje dzieci musicie kontynuować moje dzieło. Musicie dalej iść drogą którą wam wyznaczyłem.
-Jak to umierasz? To nie możliwe, co się stało?? Kim jest ten człowiek? Byłeś zdrowy, co się dzieje?-Przekrzykiwali się nawzajem.
W głosach potomstwa Horacego nie wyczytał tych emocji, których można się było spodziewać przy łożu śmieci, gdy niespodziewanie umiera ojciec. Ci ludzie nie kochali swojego ojca podporządkowali się, bo tego wymagał system hierarchia zakonu, na swój sposób może i nawet go szanowali tylko czy tylko tego pragnie ojciec?
-To jest kamień, o który się rozbiłem. To jest wir, co mnie wciąga na drugą stronę, to jest moje przekleństwo.- Horacy wyciągnął rękę i wskazał na Wędrowca.
Palce miał już granatowe, niczym dojrzałe owoce borówki, dalej nie było lepiej. Ręka zsiniała aż do łokcia. Co działo się z nią dalej trudno stwierdzić, bowiem tonęła w złotym bogato zdobionym szlafroku.
-Przestań smęcić. Zresztą niech ci będzie jestem aniołem śmierci, i to wam ma wystarczyć. On umiera a ja jestem strasznie ciekawy jak chce rozdać karty. Jak wszyscy wiemy uroił sobie, że nawet po śmierci, chwała jego będzie wielka i na wieki. Nawijaj chłopie, czas się mam kończy.
Horacy nawet teraz na łożu śmierci nie dostrzegał, że jego dzieci są jak stado wilków interesuje ich tylko władza on sam chory i umierający już nie. Teraz był tylko przeszkodą, która należało umiejętnie przeskoczyć, szybciej i sprawniej niż rodzeństwo
-Ta śmierć nadchodzi w bardzo złym dla nas wszystkich momencie. Nie zdążyłem wam dokładniej nakreślić sytuacji i naszych planów. Każde z was zna bardzo mały kawałek układanki, może to i błąd. W ostatnich miesiącach podjąłem wiele ważnych działań, mam nadzieje, że jakoś uda wam się to wszystko ogarnąć, musicie tylko trzymać się razem. Współpraca moje dzieci jest waszą drogą, tylko ona daje gwarancję sukcesu, zapamiętajcie to!
-Kto ma po tobie przejąć władzę?- Zapytał dryblas o ogromnym orlim nosie.
Horacy niepewnie prześlizgiwał się po kolei spojrzeniem po swoich dzieciach, nie wiedział, co zrobić. Nie znalazł żadnej wskazówki w ich spojrzeniach, postawach. Nie był przygotowany na taką sytuację a żeby wprowadzić w życie plan awaryjny potrzebował czasu. Twarz wykrzywił mu grymas bólu.
-Nie jestem pewien, kto będzie najlepszy na ten trudny czas. A może utworzycie radę? Nie możecie zaprzepaścić moich wysiłków!-Wykrzyczał swoim nawiedzonym głosem, który tak skutecznie mieszkał w głowie wiernym. To w głosie ukryta była jego cała siła umiał nim skutecznie zaczarować słuchaczy.
-Rada to nie jest dobry pomysł. Będziemy się spierać szkoda czasu. Wyznacz następcę- Jej głos brzmiał prawie jak darcie paznokciami o szkło. A może to Wędrowiec był tylko tak negatywnie do nich nastawiony, że wyolbrzymiał wszystko?
-Kreon ty jesteś odważny i umiesz szybko podejmować decyzję.- Sztywny język utrudniał mu już mówienie, a słowa były coraz bardziej niewyraźne.
-Nie chciałbym bym się wtrącać, ale przyznam, że świetny wybór. Szybko rozwaliłby ten nienaturalny twór od środka. No i te jego upodobania do znęcania się nad młodymi chłopcami. Kilka razy uratowałeś mu skórę, ale ludzie nie zapomnieli tylko czekają by go dorwać. Myślisz, że sobie poradzi?
Horacy umierał a mimo to Wędrowiec nie miał litości. Nie chodziło mu zresztą już tylko o mistrza nie mógł pozwolić by ten zakon dalej rósł w siłę. Korzystał z okazji i możliwości w końcu zjawił się tu by zdrowo namieszać. Raz a porządnie tak żeby następcy szybko nie zwarli szeregów. Liczył, że uda mu się dziś tak to wszystko ustawić by wykończyli się sami.Miał dość babrania się w takich pomyjach jak tutaj.
-Tato on ma racje ludzie się zbuntują. Zbyt sobie ostatnio poswawolił.-Dziewczyna z lodowatym wypranym z uczuć głosem najwyraźniej liczyła na coś więcej niż zwykłe członkostwo w radzie. Marzyła się jej pełnia władzy. Ten wielki z orlim nosem natychmiast zwietrzył okazję by ugrać coś więcej na swoją korzyść. Założył rękę na rękę i czekał by zaatakować. Stan ojca nie wywoływał w niż żadnych emocji.
-Racja, racja. No to może Lear. Tak Lear ma siłę by nad wami zapanować. Jest przebiegły, wdał się we mnie. Potrafi być przywódcą.

-Przykro mi Horacy ten kandydat definitywnie odpada. Mam już względem niego całkiem niemiłe zamiary. Zgwałcił moją przyjaciółkę i musi zapłacić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz