-Niepoprawny
jesteś, godzina śmierci wybiła a ty dalej myślisz o pierdołach. Ten uroczo
syczący koleś, co to zęby w tobie zatopił z taką lubością, to prezent który mi
przysłałeś. Nawet subtelnie przysłałeś z gestem, tylko zapomniałeś mu kokardy na ogonie zawiązać.
Cóż miałeś pecha, ja prosty jestem człek to i nie poznałem się na Twoim
wyrafinowanym guście. Nie namyślając się wiele
odesłałem ci to cudo. Jak widzę ten zwrot to nie bardzo cieszy twe
serce.
Oczy Horacego
stawały się mętne tak jak przy wysokiej gorączce. Lewa część twarzy obwisła i
znieruchomiała jak sparaliżowana.
-Czego chcesz?
Ty i tak jesteś od dawna skończony. Przeżytek, nikomu niepotrzebny relikt przeszłości. Solą w oku stoi ci moja władza?
Chcesz zniszczyć coś wspaniałego, wielką wyjątkową wizję!-
Mówił z widocznym trudem, ale miał dość siły na podniesiony
ton. Słowa jednak zniekształcał były trochę
niewyraźnie, zaczynał sztywnieć mu język.
- W sumie to najśmieszniejsze w tym wszystkim, że nigdy niczego od
ciebie nie chciałem. Byłeś dla mnie bardzo nieciekawą i raczej odpychającą
personą. Skoro jednak postanowiłeś mi się tak spektakularnie przedstawić to
wpadłem w pośpiechu zamienić z tobą kilka słów. Czas niestety nie już jest dla
ciebie łaskawy, musiałem się pośpieszyć później już nie miałbym
sposobności. Dłuższa pogawędka o filozofii czy o sensie życia nie wchodzi już w
rachubę w tych
okolicznościach.
-Odejdź, muszę
porozmawiać ze swymi dziećmi i przekazać im władze. Powiedzieć co należy czynić
dalej.
Horacy jak przystało na pretendenta
do tytułu władcy świata, kochał złoto. Na stoliczkach o złoconych wygiętych w
pałąk nóżkach stały kandelabry z litego złota. Na ścianach szerokie ramy
portretów pyszniły się warstewką prawdziwego złota, przytłaczając swym blaskiem
poważne twarze. Złote puzderka ozdobione szlachetnymi kamieniami ukrywały w
swym w wnętrzach pokaźną kolekcję sygnetów i wisiorów właściciela sypialni. Puzderek stało tu zbyt dużo by
można było je odpowiednio wyeksponować, tłoczyły się niczym wystraszone stado
drobiu nawzajem nadeptujące sobie na stopy.
-Tak, scheda
po władcy bardzo pociągająca rzecz. Nie przegapiłbym za nic takiego
przedstawienia, w sumie po to się tutaj pofatygowałam. Oj będą się tłukli twoi potomkowie o
nią zawzięcie, będzie na co popatrzeć, może nawet poleje się krew. Poczekam sobie cichutko w kąciku by zobaczyć jak rozdzielisz swoje królestwo.- Usiadł na wykładanym liliową tkaniną fotelu. Oczywiście nie mogłoby być inaczej haftowaną w złote tulipany. Rozsiadł się z
przyjemnością zauważając że ten mebel był naprawdę wygodny.
-Oni cię
pokonają. To moja krew hartowałem ich od małego, nie zawiodą.- Horacy dumny
ze swych dzieci na chwilę zapomniał o
dwóch malutkich wkłuciach na ręce. Nagły rozdzierający żyły atak bólu złamał go
wpół. Wyczerpany upadł na poduszkę.
-A ty ciągle
swoje. Nie widzisz że wystarczył drobny błąd takiego wytrawnego gracza jak ty
by wszystko na co ciężko pracowałeś legło w gruzy? Niby byłeś ustawiony tak, że
długie życie w dostatku i rozpuście było ci pisane, a tu co pstryk i umierasz.
Nici z emerytury. Patrz twoje palce są już czarne, trucizna powoli czyni spustoszenie
w organizmie. Zaraz zacznie mocno boleć, nawet trochę mi ciebie żal, ale tylko
trochę.
Wędrowiec usłyszał pośpieszne kroki
na korytarzu, Horacy tuż przed jego przybyciem zdążył
wezwać do siebie dzieci. Te, w których teraz pokładał całą swoją nadzieję na kontynuację dzieła jego życia.
- Nadchodzi to
twoje cudowne potomstwo, ziarno które zasiałeś by posiąść świat. Co to się ludziom
roi pod tymi czaszkami. -Niedbale wskazującym palcem podniósł wieko złotego puzderka i zajrzał do środka.
-Ojcze co się
stało?- Czarnowłosa smukła dziewczyna miała zimny wyprany z
uczuć głos.
-Kto to jest?
Jesteś chory?
-Umieram, a wy
moje dzieci musicie kontynuować moje dzieło. Musicie dalej iść drogą którą wam
wyznaczyłem.
-Jak to
umierasz? To nie możliwe, co się stało?? Kim jest ten człowiek? Byłeś zdrowy, co się dzieje?-Przekrzykiwali się nawzajem.
W głosach potomstwa Horacego nie wyczytał tych emocji, których można się było
spodziewać przy łożu śmieci, gdy niespodziewanie umiera ojciec. Ci ludzie nie
kochali swojego ojca podporządkowali się, bo tego wymagał system hierarchia zakonu,
na swój sposób może i nawet go szanowali tylko czy tylko tego pragnie ojciec?
-To jest
kamień, o który się rozbiłem. To jest wir, co mnie wciąga na drugą stronę, to
jest moje przekleństwo.- Horacy wyciągnął rękę i wskazał na
Wędrowca.
Palce miał już
granatowe, niczym dojrzałe owoce borówki, dalej nie było lepiej. Ręka zsiniała
aż do łokcia. Co działo się z nią dalej trudno stwierdzić, bowiem tonęła w
złotym bogato zdobionym szlafroku.
-Przestań
smęcić. Zresztą niech ci będzie jestem aniołem śmierci, i to wam ma wystarczyć.
On umiera a ja jestem strasznie ciekawy jak chce rozdać karty. Jak wszyscy
wiemy uroił sobie, że nawet po śmierci, chwała jego będzie wielka i na wieki. Nawijaj
chłopie, czas się mam kończy.
Horacy nawet teraz na łożu śmierci nie dostrzegał, że jego dzieci są jak
stado wilków interesuje ich tylko władza on sam chory i umierający już nie. Teraz
był tylko przeszkodą, która należało umiejętnie przeskoczyć, szybciej i
sprawniej niż rodzeństwo
-Ta śmierć
nadchodzi w bardzo złym dla nas wszystkich momencie. Nie zdążyłem wam dokładniej nakreślić sytuacji i naszych planów. Każde z was zna
bardzo mały kawałek układanki, może to i błąd. W ostatnich miesiącach podjąłem
wiele ważnych działań, mam nadzieje, że jakoś uda wam się to wszystko ogarnąć,
musicie tylko trzymać się razem. Współpraca moje dzieci jest waszą drogą, tylko
ona daje gwarancję sukcesu, zapamiętajcie to!
-Kto ma po
tobie przejąć władzę?- Zapytał dryblas o ogromnym orlim nosie.
Horacy
niepewnie prześlizgiwał się po kolei spojrzeniem po swoich
dzieciach, nie wiedział, co zrobić. Nie znalazł żadnej wskazówki
w ich spojrzeniach, postawach. Nie był przygotowany na taką sytuację a żeby wprowadzić w życie plan
awaryjny potrzebował czasu. Twarz
wykrzywił mu grymas bólu.
-Nie jestem
pewien, kto będzie najlepszy na ten trudny czas. A może utworzycie radę? Nie
możecie zaprzepaścić moich wysiłków!-Wykrzyczał swoim
nawiedzonym głosem, który tak skutecznie mieszkał w głowie wiernym. To w głosie ukryta była jego cała
siła umiał nim skutecznie zaczarować słuchaczy.
-Rada to nie
jest dobry pomysł. Będziemy się spierać szkoda czasu. Wyznacz następcę- Jej głos brzmiał prawie jak darcie paznokciami o szkło. A może to
Wędrowiec był tylko tak negatywnie do nich nastawiony, że wyolbrzymiał
wszystko?
-Kreon ty
jesteś odważny i umiesz szybko podejmować decyzję.- Sztywny język utrudniał mu już mówienie, a słowa były coraz bardziej niewyraźne.
-Nie chciałbym
bym się wtrącać, ale
przyznam, że świetny wybór. Szybko
rozwaliłby ten nienaturalny twór od środka. No i te jego
upodobania do znęcania się nad młodymi chłopcami. Kilka razy uratowałeś mu
skórę, ale ludzie nie
zapomnieli tylko czekają by go dorwać.
Myślisz, że sobie poradzi?
Horacy umierał
a mimo to Wędrowiec nie miał litości. Nie chodziło mu zresztą już tylko o
mistrza nie mógł pozwolić by ten zakon dalej rósł w siłę.
Korzystał z okazji i możliwości w końcu zjawił się tu by zdrowo namieszać. Raz
a porządnie tak żeby następcy szybko nie zwarli szeregów. Liczył, że uda mu się
dziś tak to wszystko ustawić by wykończyli się sami.Miał dość babrania się w takich
pomyjach jak tutaj.
-Tato on ma
racje ludzie się zbuntują. Zbyt sobie ostatnio poswawolił.-Dziewczyna z lodowatym wypranym z uczuć głosem najwyraźniej
liczyła na coś więcej niż zwykłe członkostwo w radzie. Marzyła się jej pełnia władzy. Ten wielki z orlim nosem natychmiast zwietrzył okazję by ugrać coś więcej na swoją korzyść. Założył rękę na rękę i czekał by
zaatakować. Stan ojca nie wywoływał w niż żadnych emocji.
-Racja, racja.
No to może Lear. Tak Lear ma siłę by nad wami zapanować. Jest przebiegły, wdał
się we mnie. Potrafi być przywódcą.
-Przykro mi
Horacy ten kandydat definitywnie odpada. Mam już względem niego całkiem niemiłe zamiary. Zgwałcił moją
przyjaciółkę i musi zapłacić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz