środa, 23 kwietnia 2014

Wędrowiec, goi się jak na psie...



-Myślałem, że nie będzie pani, Honiko arystokratycznie zadzierać nosa i weźmiemy ją ze sobą. Jeśli jednak sobie pani tego nie życzy….- Próbował żartami zmniejszyć, rozmyć jej obawy, chyba jednak robił to nieskutecznie, nadal była przerażona. Stała zagubiona, niezdecydowana, chciała lepszej przyszłości dla wnuka, ale dopiero w tej chwili zdała sobie sprawę jak bardzo związana jest z tym miejscem. Musiała z czegoś zrezygnować, podjąć właściwą decyzję wcale nie było łatwo. Ktoś postawił przed nią talerz pełen frykasów, skąd miała wiedzieć czy nieprzyzwyczajony żołądek aby nie zastrajkuje, że nie przypłacą tego chorobą?
-Ależ ja jak najbardziej, ale co powie właściciel?  To może być dla niej niebezpieczne! – Nerwowo poprawiała koczek.
         Wiedział, że zżyła się z dziewczyną, wiele razem przeszły. Ryzykowała dla obcej własne bezpieczeństwo i życie. Zresztą nie tylko swoje, również Hana jedynego, ukochanego wnuka. Traktowała dziewczynę jak własną wnuczkę, było to nawet po jego myśli. Teraz, gdy spotkał na neutralnym gruncie przedstawicielkę mitycznej rasy, chciał poznać ją bliżej, może nawet się zaprzyjaźnić. Nie pasowała do tego miejsca równie mocno jak on, mieli ze sobą dużo wspólnego. W jakiś mglisty i nieprecyzyjny sposób mogli zrozumieć pustkę, którą w sobie obydwoje nosili. Niby nic a jednak tak wiele.
-Pani Holocka proszę się nie żartować, to pani jest właścicielem.-Delikatnie, w jego mniemaniu oczywiście, próbował jej uzmysłowić ogrom zmian, które nieuchronnie nastąpią w jej życiu. Nadal była w szoku. 
-Ja?????- Patrzyła na Opiekuna tak jak gdyby zaproponował jej właśnie spacer na księżyc. Wyglądało na to, że była to dla niej ta sama kategoria prawdopodobieństwa.
-Tak, pani. Właśnie, tak sprawy się mają czy pani tego chce czy nie. Han nie stój jak słup tylko pakuj wasze rzeczy, a ja za ten czas spojrzę, co u mojej pacjentki.
            Taktownie podarował im minutkę samotności. Dał im tę krótką chwilkę, by oswoili się z sytuacją, jeśli to w ogóle możliwe w tak krótkim czasie.
Zresztą naprawdę musiał sprawdzić jak się miewa dziewczyna. Nie chciał jej bez potrzeby narażać na komplikacje zdrowotne, zbyt dużo ostatnio przeszła. Być może wychylił się przed szereg i przecenił jej dar samo uzdrawiania, a to skomplikuję całą tę akcję z przeprowadzką. Odczuwał do dziewczyny coś w rodzaju szacunku i zrozumienia. Jej postawa, pojmowanie trudnych spraw była mu bardzo bliska. Potrafił porozumiewać się bez słów z innymi Opiekunami nigdy jednak nie przypuszczał, że ktoś z po za kręgu będzie mógł go zrozumieć. A ona doskonale wyczuwała nastrój, rozszyfrowała go, domyśliła się, że jego głowa jest ciągłym polem bitewnym. Doceniał to.
-Dobrze. Tak prawdę mówiąc nie mamy tu zbyt wiele gratów to i pakować nie ma bardzo czego. Jedyne cenne rzeczy to prezenty od ciebie Panie.
Han był młody łatwiej przyjmował zawirowania losu. Dla niego to co się działo było raczej ekscytujące i bajeczne. Chciał tej zmiany, gotów był walczyć o nią, nie oglądając się do tyłu bo właśnie oferowano mu przyszłość. On już wiedział, że oto bogowie się do nich uśmiechnęli i w swej łaskawości podarują im lepsze, dostatniejsze życie, choć na chwilę. Nie żył jeszcze zbyt długo, jednak zorientował się już łaska bogów na pstrym koniu jeździ. Potrafią hojnie obdarować, jednak jeszcze szybciej potrafią odebrać z nawiązką swe dary. Z drugiej strony miał nadzieję, że nie będzie tak źle, bogowie nie mieli zwyczaju wyręczać się Opiekunami.
Wędrowiec zapukał delikatnie w drzwi i głośno szepnął w dziurkę od klucza.
-Lilidio moja słodka nadchodzę by cię omotać!
               Odór maści, którą zaaplikował jej wczoraj, nadal ścinał z nóg. Można powiedzieć, że wisiał gęstym kożuchem w powietrzu. Tak gęstym, że można było o niego rozbić nos. Udając, że nie czuje nieprzyjemnego zapachu pewnie władował się do małego pokoiku zajmowanego przez dziewczynę.
-Uprzedzam będę krzyczeć, a głos mam donośny jak wiesz.- Wycelowała w Wędrowca chudym i długim palcem, dla uwiarygodnienia swej groźby.
           Owszem wiedział, jaki posiada głos. Wiedział też, że nie użyła go nawet w momencie wielkiej próby, gdy walczyła o swoje życie. I wcale nie dlatego że chciała umrzeć, wręcz przeciwnie wyczuwał w niej wielką wolę życia.
-Wiedziałem, że jesteś wyjątkowo agresywnym okazem. Zrób takiej dobrze a grozi, że zdemoluje pół miasta.
         Był zadowolony z efektów kuracji, którą jej zafundował. Naprawdę niewiarygodne było jak szybko dochodziła do siebie. Oczywiście spodziewał się tego, jednak nigdy wcześniej nie widział na własne oczy jak regenerują się przedstawiciele tej rasy. W innych okolicznościach potraktowałby tę kurację  jak ciekawe nowe doświadczenie, tym razem podszedł do tego emocjonalnie. To było niebezpieczne i groziło konsekwencjami a mimo to nie znalazł w sobie tyle siły by się wycofać, uciec. Zagubił się w tym, czego chce i co powinien zrobić, zupełnie jak dorastający dzieciak w okresie burzy hormonalnej.
       Prawie całkowicie znikły już wielkie sine plamy pod oczami, w związku z tym nie wyglądała na umierającą i starszą niż była w rzeczywistości. Skóra twarzy wygładzona pozbawiona ropnych wyprysków wyglądała znacznie lepiej. Leczyć tak niezwykłą pacjentkę to sama przyjemność.
Zbyt ją polubił, złapał się na tym, że by się utwierdzić w tym, że robi dobrze wyszukiwał w niej coraz to nowe pozytywne cechy. Był niewolnikiem samotności i tak powinno pozostać. Nie wolno mu zbyt mocno związać z ludźmi, nie chciał narażać na ból ani ich ani siebie.
-Tak, tak wiem znam takich jak ty, powinnam z radości sikać po nogach. Łaskawca chce głupią i naiwną dzierlatkę omotać wokół palca żeby mu tańczyła jak jej zagra. Ja to mam szczęście do dziwnych mężczyzn.
        Przekomarzając się z nim zabawnie zmarszczyła kształtny nakrapiany kilkoma piegami nosek.  Miła i zabawna była z niej dziewczyna, poczuł ukłucie złości może niezbyt silne ale wystarczająco nieprzyjemne by zabolało, że zbyt się na nią otworzył, zupełnie zgłupiał. Nigdy nie powinno spotkać jej takie cierpienie i upokorzenie, ani Lilidi ani żadnej innej kobiety. Może część jego sympatii brała się stąd, że doświadczyła podobnego cierpienia jak jego ukochana Hadwiga, jej też odebrano kawałek duszy, zdeptano brutalnie. Nie wiedział czy naprawdę związał jedną nicią cierpienie tych dwóch tak różnych od siebie kobiet, zresztą, jeśli nawet tak to nie było to istotne.
-Dobrze dobrze bez takich mi tu wywodów, bo się lekarz zdenerwuje i lewatywę złośliwie poda. Zamiast dyskutować pokazuj te swoje plecory- Zakomenderował
-To chcesz mnie omotać czy rozbierać? Bo już się zupełnie pogubiłam.- Pokazała mu figlarnie język, a potem uśmiechnęła ukazując rząd białych, drobnych ząbków.
          Zadziwiała go ta jej przekora, nie była typową przedstawicielką swego ludu. Jej pobratymcy zwykle są oszczędni w słowach, nigdy nie powiedzą więcej niż trzeba. Tak wyważeni, że aż nudni, a ponadto nigdy nie okazują emocji przy obcych. Była zupełnie inna. Musiała być inna inaczej nie byłoby jej tutaj. Coraz bardziej intrygowały go jej motywy i tajemnica, która niosła ze sobą.
-Widzisz nie dogodzę ci za nic, a staram się jak mogę. Omotać źle, rozbierać źle, kto za taką trafi? Pięknie się goi tak jak przypuszczałem twarda z ciebie sztuka. -O ile był teoretycznie przygotowany na jej mega szybki powrót do zdrowia to to, co zobaczył na jej plecach zaskoczyło go. Były blade, poprzecinane tylko cieniutkimi zaczerwienionymi kreseczkami.  Gdyby nie widział na własne oczy jak były zmasakrowane wcześniej teraz by pomyślał, że po prostu spała na zrolowanym prześcieradle i ma najzwyczajniejsze odgnioty. Sam takie miewał rano od poduszki na twarzy.
-Staram się ci na złość, żebyś się nade mną nie znęcał więcej i żebyś nie czerpał z tego już przyjemności.-Przez chwilę nad jej głową dostrzegł strzęp niebieskiej poświaty. Za tą jej wesołością coś się kryło, następna tajemnica. Zbyt dużo tajemnic jak na jego potrzeby.
-Dziś mam dla ciebie jeszcze jedną miłą niespodziankę. Mam zamiar cię wytrzęść na tutejszym bruku, mówię ci niesłychane przeżycie.

      Zesztywniała, mimo iż nawet nie mrugnęła jej powieka, jej twarz zaczynała przypominać maskę. Czoło przecięła głęboka bruzda, nie spodziewała się, że będzie musiała tak szybko opuścić bezpieczną kryjówkę. Wiedziała, że jest zdana na jego łaskę tylko, że nie wiedziała, czego może się po nim spodziewać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz