środa, 9 kwietnia 2014

09.04 Wędrowiec, łóżkowe dylematy.



-A on co z nim? Po co tu on?
Wiktor jako jedyny zdobył się na odwagę by zadać pytanie. Obcy nieobecny duchem mężczyzna kołysał się leciutko. Zgromadzeni w kuchni nie wiedzieli co myśleć o jego maślanych oczach.
Kucharka odzyskała kontakt z rzeczywistością i zajęła się ratowaniem smakowitej zawartości patelni.
-On to ma przechlapane. Zgwałcił moją znajomą i ja zamierzam go przykładnie ukarać. Ostry nóż mamy?
       Patelnia z hukiem walnęła o podłogę, a upieczone placuszki wraz ze smalcem wylądowały pod stołem.
         Opiekun nie zaważając na zamieszanie podszedł do blatu i wziął do ręki nóż z ciemnym drewnianym trzonkiem. Podrzucił go kilka razy w dłoni a potem obejrzał dokładnie ostrze.
-Gardło mu poderżniesz panie?
 Wiktor aż się zatrząsł z przerażenia.
-Kto tu mówi o zabijaniu? Dla niego mam całkiem inne, szalenie zatrważające atrakcje. Wykastruje zbyt jurnego pana a jutro z wieczora w dyby przed zamkiem pójdzie.
-Że co panie zrobisz?
 Wiktor zniesmaczony odsunął miskę z miło pachnącą polewką z przed nosa.
-Wydryluje go, normalnie wezwałbym specjalistę od wywałaszania koni, ale tu sam muszę zakasać rękawy. Rana do jutra ma się zagoić a boleć ma do końca życia jak przy zabiegu. To wymaga sprawności ręki i znajomości anatomii i …. zresztą nieważne.
-Panie, ale od tego oszaleć można, to już nie życie!
Wiktor wiedziony męską solidarnością próbował bronić skazańca, ale tak trochę rachitycznie, bez przekonania.
-Dwie z dziewcząt, które przeżyły jego subtelne zabawy zwariowały i błąkają się odrzucone przez wszystkich. Żyją jak dzikie zwierzęta wynędzniałe zjadając litościwe rzucone odpadki. Dla swoich rodzin umarły nikt nie poda im ręki nikt nie pomoże. Kilka się zabiło, a jeszcze więcej zarżnął własnymi wypielęgnowanymi rączętami, więc nie ma litości.
- On panie? A wcale nie wygląda wcale.
-Kto powiedział, że zło jest paskudne i odrażające, i ma mieć czerwone oczy wielgachne zęby i pazury? I odgryzać człowiekowi głowę jednym klapnięciem paszczy? No dobrze, to ja zajmę się tym, czym muszę. I naprawdę marzę, choć cię to pewnie zdziwi o tej cudnie pachnącej zupie. Głody jestem, chyba bardziej niż moje psy, choć nie wiem czy to możliwe. Da się zrobić?
Kucharka, która ze zgrozą patrzyła jak psy głośno mlaszcząc pochłaniają jej placuszki, ocknęła się i wróciła do garów. Lubiła jak coś się działo, ale nie koniecznie w jej kuchni. Wydała półgębkiem polecenia trzem podobnym do siebie jak krople wody dziewczynom.
-Tak panie. A z tamtym to, co zrobimy? Bo jakby uciekł to by nam coś zrobić mógł.
Wiktor nie był pewny czy trzymanie kogoś o tak ponurej sławie pod własnym dachem jest, aby dobrym pomysłem.
 -Niebezpiecznie go tu trzymać. Zdarzyć się może, że ktoś go ratować przyjdzie, przecież krwawych miał kamratów.
             Najwyraźniej reszta myślała tak samo, bo choć nie odważyli się nic powiedzieć, energicznie kiwali głowami dając do zrozumienia, że całkowicie zgadzają się z chłopakiem.
-Zamknę go w piwnicy. Możecie spać spokojnie sam nie wylezie, a jeśli ma was to uspokoić to dam specjalną pieczęć na drzwi. Jego kamraci zaś jak tylko się dowiedzą, że go mam, pierwsze, za co się wezmą to za ucieczkę. Na nic to, ich też dopadnę. Rodzeństwo jego ukochane zaś zbyt zajęte jest szarpaniem się o schedę po ojcu, nim głowy zawracać sobie nie będą.
        Wyszedł z kuchni a syn mistrza pokornie podreptał za nim. Gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi usłyszał jak milcząca do tej pory służba przekrzykuje się nawzajem robiąc straszny harmider.
           Z gwałcicielem poszło mu szybko, nie wyszedł jeszcze całkiem z wprawy. Trochę się bał, że jest teoria a gorzej z praktyką. Dobrze byłoby poinformować potencjalnych przestępców że bardzo sobie ceni kastrację jako formę kary za gwałt.  Może któryś się zastanowi mając tak wiele do stracenia, zanim zacznie chorą zabawę.
          Gorąca relaksująca kąpiel dobrze mu zrobiła. Rozmoczyła, rozmyła kontury prześladujących go demonów. Nie mogła ich przegonić, ale sprawiła, że nie były takie natrętne. Pozwoliła też zdystansować się do wcześniejszych wydarzeń. Ale jeszcze lepiej podziałała na niego ciepła kolacja.
          Gdy wrócił do kuchni krzątała się tam już tylko kucharka z jedną ze swoich pomocnic. Bez słowa podała mu gorącą jeszcze parującą zupę.
Jadł w milczeniu rozglądając po ścianach. W jednym z kątów suszyły się związane w pęczki różne rodzaje ziół. Na półce tuż obok, w szklanych naczyniach leżały listki o różnym kształcie i kolorze w innych większych ziarenka, suszone owoce i pączki kwiatów. Opiekun potrafił gotować jednak ten zbiór przypraw znacznie przewyższał jego wiedzę kulinarną, tłumaczył za to wyborny smak potraw.
Był zmęczony i senny, nie ociągał się, wstał chwaląc smak polewki. Nie przyzwyczajona do takiego zachowania jaśnie państwa kucharka zapłonęła czerwienią i z wrażenia nie wydukała nawet słowa. Zostawił ją taką oniemiałą i ruszył w stronę komnaty którą zajmował.
        Zamierzał mile rozgrzane kiszeczki szybko położyć spać, zanim dopadną go wątpliwości i rozterki. Jednak stało się prawie natychmiast jasne że łatwiej było zaplanować gorzej z wykonaniem.
Psy zajęły caluteńkie łóżko. I straszliwe były zadowolone z tego stanu rzeczy, on oczywiście dużo mniej.
Westchnął z rezygnacją. Chyba nigdy nie przyzwyczai się do tych ich niespodzianek, a nie ma w nim dość determinacji by zmienić ten stan rzeczy. Nie mówił tego głośno ale właśnie ta  niepokorność psów, ich indywidualizm tak bardzo go urzekały. Nie chodziło o to że są głupie wręcz przeciwnie wiedziały jak nagiąć rzeczywistość tak by było im wygodnie.
Dla zasady nie poddał się jednak tak całkiem bez walki i swoim zwyczajem zaczął się głośno użalać nad ciężkim losem.
-Człowiek tyra cały dzień jak głupi. Rozwiązuje światowe spiski, robi za felczera, załatwia mocno zakurzone sprawy. Mało tego kastruje zboczeńca i co go spotyka? No co? Cztery ciapki bezczelnie okupują jego wyrko. Coś trzeba z tym zrobić, chyba pójdziecie spać do piwnicy.
Tak jak się spodziewał odpowiedziały mu tylko znudzonym mruknięciem.
-No tak, jeszcze mi tu tylko trzeba pyskujących kundli. Myślałby kto że to takie słodkie niewinne istotki. Wszystkie kociambry w zamku, po waszych gościnnych występach dostały arytmii serca. No nic jutro trzeba przywlec tu jeszcze jedno łóżko. Zadowolony że znalazł sposób na rozwiązanie problemu z noclegiem wcisnął się pomiędzy psy.
         Nawet nie zorientował się kiedy odpłynął w słodki świat snów. Może zresztą nie taki słodki bolesne kuksańce w żebra i inne części  zmęczonego ciała, trochę psuły sielankowy nastrój. Musiał przyznać jednak szczerze że jego problemy z bezsennością zniknęły jak ręką odjął. Nie przewracał się godzinami z boku na bok coraz bardziej podenerwowany faktem że upragniony sen nie nadchodzi. Nie wstawał wyprowadzony daremnym oczekiwaniem na sen z równowagi by pospacerować. Nie potrzebował nawet naparu z ziółek na uspokojenie nerwów. Ogólnie mimo małych niedogodności sytuacja uległa znacznej poprawie.
            Noc wydawała  się być krótsza niż powinna. Być może dlatego że spychany i przygniatany przez psy usilnie musiał walczyć o swój kawałek łózka. Gdy w końcu udało mu się zapaść w głęboki przynoszący regenerację i przyjemność sen, obudziło go łomotanie. Ktoś dobijał się do drzwi.
-Co się dzieje koniec świata?
Spytał obolały, ale zadowolony, że jednak spał.

Psy gdzieś polazły to tłumaczyło, dlaczego zrobiło mu się nagle wygodnie. Same nie wyszły widocznie Wiktor odważył się uchylić drzwi a one korzystając z okazji poszły z nim na poranny spacerek. Dobrze, że chłopak był na tyle roztropny, że nie wszedł do komnaty, sieć zabezpieczeń zapoznałaby go z bolesną i niewygodną pułapką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz