-Nie wątpię, a
gdzie to mam jechać, jeśli można wiedzieć?- Próbowała
ostrożnie wysondować jego myśli.
-Zmieniacie
miejsce zamieszkania, znalazłem wam wygodniejszą miejscówkę. -Nie wiedział czy ją to zadowoli, tu czuła się naprawdę bezpiecznie.
Znali się krótko, czy jeden dobry uczynek potrafił przekonać o uczciwych
zamiarach? Nie był tego taki pewien.
Wyborny gracz zasadzkę przygotowuje specyficznie, obłaskawia ofiarę, plecie swoje sieci a potem bierze to, co chce. I nie ma ucieczki.
Musiała brać pod uwagę i taki wariant przecież wiedział, że nie jest zwykłą, naiwną panienką która wierzy w każde słowo.
-Myślisz, że
to dobry pomysł?-Nie uśmiechała się już, nie szczerzyła ząbków jak
perełki.
-Babcia wraca
na rodowe śmieci, myślę, że to już najwyższy czas. Wy smarkacze nie macie nic
do powiedzenia, po
prostu idziecie jak kurczęta za kwoką.
Bez grymasów mi tutaj proszę, spodoba się ci w nowym miejscu. – To mieszanie w ludzkim życiu
zaczynało sprawiać mu zbyt dużą przyjemność.
Odwróciła głowę, wyglądało na to, że
coś sobie kalkulowała. Nie chciałaby zbyt dużo wyczytał z jej oczu.
Czuł, że nie zaprotestuje, zaryzykuje
bez względu na cenę. Miał nadzieję, że nie uzależniła się od mocnych wrażeń, bo
on sam nie zamierzał ich jej dostarczać.Co innego zabawa a co innego życie na krawędzi.
-To się
jeszcze okaże. -Przecedziła przez półzamknięte usta zupełnie bez
entuzjazmu. Nie
spodziewała się takich zmian.
Patrząc na dziewczynę podejrzewał, że wiedziała więcej o tym, co się dzieje wokół niż on. A nawet, jeśli nie wiedziała na pewno, co za tajemnica wisi w
powietrzu to miała swoje podejrzenia. To znacznie więcej niż miał
on.
-Poczekaj
gwizdnę na siłacza, co to ma cię przetransportować na rękach jak wielką
księżniczkę. Tylko potem nie zadzieraj nosa zbyt wysoko.
Nie wiedział czy dobrze robi, spotkanie
tych dwoje mogło mieć nieprzewidywalne skutki. O ile mniej więcej wiedział kim ona jest, a nie była zwyczajną, potrzebującą pomocy dziewczyną. Służący był jedną
wielką zagadką.
-Sama pójdę,
nie trzeba mnie nosić. -Była uparta jak koza, poznał ją na
tyle, że wiedział, że jeśli tylko jej na to pozwoli, to malowniczo pokuśtyka na
dół. Zwracając na siebie uwagę wszystkich wokół. Nie potrzebowali teraz
rozgłosu i sensacji. Ta rodzina potrzebowała ciszy i spokoju by oswoić się ze zmianami.
-Taaak, sama
to ty możesz sobie, co najwyżej w nosie pogrzebać. Wyniesie cię chłopaczyna
szybko sprawnie i bez scen.
-On wie, kim
jestem?- Spytała niepewnie.
Po tym co przeszła, bała się mężczyzn. To, co się stało będzie w niej tkwić niczym trujący
kolec już na zawsze. Jad będzie wnikać coraz głębiej i głębiej,
a może jest na tyle mocna by pokonać traumę? Zapomnieć i
spokojnie żyć dalej? Nie wiedział.
-Tak dokładnie
to nie, ale wie, że zupełnie normalna to nie jesteś i że gadasz od rzeczy.-Wychylając się przez okno gwizdnął sprawnie na palcach.
-Czyli powiedziałeś,
że jestem takim odmieńcem jak ty i co nie przeraził się? Dwoje takich jak my to więcej
niż rozstrój żołądka, nie uważasz?
Sprawna
riposta z jej strony to była kwestia czasu, jak zwykle nie
zawiodła go. I całe szczęście byłby naprawdę niepocieszony gdyby okazała się jednostką
potulną jak baranek.
- A wiesz, że
zniósł to ze stoickim spokojem dodając, że nie zabija. Jeśli cię to uspokoi to takie są fakty..
Uwierzyła w to, co powiedział, uspokoiła się. Potrzebowała takiego
zapewnienia, i minimum pewności, że ktoś kontroluje sytuację. Widział
jak rozluźnia mięśnie już nie była przygotowana do desperackiego skoku i
ucieczki. Miał ochotę podejść, złapać ją za rękę upewnić, że jest
po jej stronie, by zrozumiała, że nie udaje przyjaciela tylko autentycznie nim
jest. Jednak nie
zrobił tego, nie chciał wyjść na głupca.
-Takich
odmieńców jak my nie eliminuje? Czy wszystkim hurtem odpuszcza?
Tak naprawdę
nie zainteresował ją temat, chciała odwrócić jego uwagę od czegoś istotnego,
zbyt późno się zorientował, że coś przeoczył. Znowu, zaczynało go to irytować.
-Musisz sama
spytać, właśnie przyszedł, poczekaj chwile.
Babcia Holocka, która otworzyła
drzwi z pewnym niepokojem przyglądała się olbrzymowi potężniejszemu niż jej
framuga. Nerwowo szarpała powykręcanymi od artretyzmu palcami czarne frędzle
wełnianej chusty. Nie co dzień do jej drzwi pukało takie
wielkie chłopisko, tak po prawdzie to nigdy tu taki nie pukał.
Jeśli zaś taki typ się tu pofatygował, to pewnie nie
miał dobrych zamiarów. Nie wiedziała, co zrobić w takiej sytuacji. Stała, więc
niezdecydowana, niezdolna do żadnego ruchu.
-Dzień dobry
zostałem wezwany do przeprowadzki. -Olbrzym miał
całkiem miły głos, z takich wzbudzających zaufanie od razu,
gdy tylko wypłynie z
ust. Z typu tych, za którymi idzie się w
ciemno nie zadając pytań. Słyszała o takich osobnikach, na pozór mili, zagadują
grzecznie wzbudzając zaufanie, a w tym samym czasie w dziwny sposób znikają
cenne rzeczy. Oczywiście właściciele majątku orientowali się, że zostali
okradzeni dopiero, gdy gość rozpłynął się w tłumie i nie sposób było go
odnaleźć. Z drugiej
strony pozostaje tajemnicą jak ktoś tak potężny i rzucający się w oczy może
rozpłynąć się w tłumie.
Ten wielkolud
uśmiechał się przyjaźnie, takie w każdym razie odnosiła wrażenie. Nie pchał się
do środka czekał na wyraźne zaproszenie, a mimo to dalej przyglądała się mu
podejrzliwie.
-Dzień dobry,
ach, jeśli do przeprowadzki to proszę wejść. -Cofnęła się
kroczek, nie miała odwagi odwrócić się plecami do tego mężczyzny.
Przeanalizowała sytuację i w sumie wyszło jej, że lepiej go wpuścić, w razie,
czego narobi mniej zniszczeń. Poza tym środku są Han i Opiekun. Jeśli to
bandyta to na pewno pomogą. Zatrzaskiwanie mu drzwi przed nosem było głupie, miał takie pięści, że
jednym ciosem rozłupałby je na kawałki
-Karanie już
jesteś, to dobrze.
Holocka odetchnęła z ulgą Opiekun
najwyraźniej znał osiłka i oczekiwał go. Wędrowiec wkroczył
do akcji w ostatniej chwili. Spanikowana babcia już rozglądała się za jakimś
ostrym narzędziem, nie miała zamiaru poddać się bez walki. Masa nowoprzybyłego
przerażała, wyraźnie rysujące się mięsnie pod kaftanem nie zostawiały
wątpliwości był silny i to bardzo.
-Jeśli można
to znieście z Hanem najpierw te pudła. Potem młody popilnuje dobytku a ty
wrócisz po tę straszliwą zrzędę i zaniesiesz ją do karocy. Jak będziesz miał
szczęście to cię nie zdenerwuje, tylko uważaj, bo może oczy wydrapać.
Karan zaśmiał
się gardłowo, jakoś tak szczerze nie wymuszenie.
-Słyszałam- Rozległo się zza drzwi w pokoju Lilidi.
Karan ciekawie rozejrzał się po
pokoju. Na krótką chwilę jego wzrok zatrzymał się w kącie na ciemnej zakurzonej
pajęczynie tuż pod sufitem. Czarny tłusty pająk zastygł w oczekiwaniu, długie
kosmate odnóża wsparł o delikatną konstrukcję swej sieci. Przez usta Karana
przepełznął nieładny grymas, trwał ułamek sekundy nie umknęł jednak uwadze
Opiekuna. Spojrzał jeszcze raz na pajęczynę, choć to prawie niemożliwe pająk
gdzieś znikł i nie potrafił go zlokalizować. Rozglądał się szukając kryjówki
pająka z czerwoną kropką na odwłoku, i miał wrażenie, że
oto w krótkim czasie, znowu umknęło mu coś ważnego,
istotnego. Karen udający woźnicę rozumiał, co się dzieje a on nie, to było frustrujące. Zyskał pewność w tym mieszkaniu już nie było bezpiecznie i przeprowadzka nie jest tylko
jego fanaberią, lecz koniecznością.
W tej chwili
miał prawie pewność, że on i osiłek stoją po jednej stronie barykady.
Doprowadzało go pasji to, że nie wiedział, o co walczą i czy warto. Nie czuł się dobrze w roli
pajaca, bezwolnej pacynki. Był za to
pewien, że czarny tłusty pająk zląkł się uśmiechu Karana. Pająk, który ucieka
na widok grymasu ust człowieka, nie może być zwykłym pająkiem. Tu nic nie jest
tym, na co wygląda. Musi o tym pamiętać.
-To chłopcy
bierzcie się do roboty, ja spróbuję spacyfikować tamtą księżniczkę za drzwiami -Puścił do nich oko, udając, że panuje nad sytuacją.
Han był w doskonałym humorze, sprawnie
obwiązał pudło konopnym sznurkiem. Roznosiła go energia, cieszył się i wcale
tego nie ukrywał.
-Ja ci
spacyfikuje! Zaraz zapoznasz się z moim nocnikiem i jego zawartością -Zasyczała Lilidia udając wściekłość.
Powiało grozą i niezbyt miłą
perspektywą, lecz tylko na chwilę dopóki, wszyscy zgodnie
nie wybuchli śmiechem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz