niedziela, 13 kwietnia 2014

13.04 Wędrowiec, nauka czytania.




-Panie już późno, przyszła krawcowa- Wiktor stojąc na progu komnaty rozdarł się tak jakby dzieliły ich kilometry.
Nadgorliwość bywa męcząca, ale nie potrafił się na niego gniewać. Młody był i niedoświadczony, ale naprawdę się starał.
-Moment, muszę się doprowadzić do używalności.- Ostudził zapędy chłopaka.
Nic tutaj nie układało się tak jak powinno, nie odpowiadało rytmowi dnia, do którego był przyzwyczajony. Lubił porządkować swoją przestrzeń, a teraz poruszał się jak przypadkowo trafiona kulka chaotycznie i bez planu.
-Tak, panie śniadanie przynosić od razu?-Zaświergotał zadowolony chłopak. Wyrwanie Opiekuna z łóżka potraktował jak wyzwanie, teraz napawał się sukcesem.
-Wstrzymaj bóle zejdę do kuchni. Mimo wszystko jeszcze jestem sprawny, albo może i nie jestem. Chciałbym wierzyć w tej chwili, że starość to tylko stan umysłu.
       Niechętnie wygramolił się łóżka. Szybko opłukał twarz i zęby. Spoglądając na pościel solennie sobie obiecywał, że nigdy więcej nie będzie spał z psami. Śpieszył się wiedząc, że biedna kobiecina pewnie miała tysiąc innych lepszych zajęć niż czekanie pod jego drzwiami. Szanował czas innych, sam był niecierpliwy i czekanie było dla niego prawdziwą mordęgą.
-Proszę do środka jestem gotowy.
-Panie koszula i spodnie tak jak obiecane są gotowe.
Wydawała się młodsza niż wczoraj, radosna i pełna optymizmu. Z drugiej strony oczy miała przekrwione, zmęczone.
-Ja chyba jednak dam wiarę w te krasnoludki. Jak zdołałyście tego dokonać? Talent talentem, ale czas nie jest z gumy.
Ogólnie w powietrzu wisiało coś pozytywnego. Skojarzyło mu się ze słodką bezą. Wgryzł się w nią i Wiktor zadowolony, że polecił tak dobrą specjalistkę. I krawcowa, w której wskrzesił dawno zmarłą nadzieję na normalną przyszłość dla wnuczki. Tylko on nie potrafił, a miał taką ochotę. Całe życie biegał za tym słodkim puszystym ciastkiem by choć poznać jego smak. Albo jeszcze lepiej raz najeść się go do syta, tak do przesady do bólu brzucha.
-Synowa całą noc przy świeczce szyła, to jej pomagałam. Razem zawsze raźniej i robota lepiej idzie.-Była dumna z wrażenia, jakie zrobiło na Opiekunie tempo ich pracy. Zresztą była tak szczęśliwa, że nawet gdyby skrytykował szycie czy staranność kobiet to by tego nawet nie zauważyła.
-Moje panie, pośpiech jest wskazany, ale nie za każdą cenę! Aż tak śpieszyć się musicie. Te mankiety to arcydzieło- cmoknął z uznaniem- miałaś racje wielki talent ma ta twoja synowa. 
-Panie my i tak spać nie mogłyśmy po tym, co się wczoraj stało. To szkoda czas po próżnicy marnować. Gdy by nie ten wypadek, to nie musiałyśmy się martwić, co do garnka włożyć, a tak szkoda gadać,... i szkoda jej rąk, bo nie do zszywania starych szmat stworzone.
-Wracając do wydatków, starczyło na materiały?-Przyziemne sprawy to jego specjalność, oni zwykli ludzie mieli prawo gryźć swoją bezę i cieszyć się z życia. On musiał myśleć o konkretach. Szczerze mówiąc takiej pięknej koszuli to jak żył to jeszcze nie miał. Nie znał się na szyciu, ale bardzo mu się spodobało to, co zobaczył.
-Tak panie zaraz resztę oddam. Starczyło na materiały. Na drugie tyle by starczyło, a my robotę wykonamy za darmo boś tyle dla nas Panie zrobił!
-Nie ma mowy, resztę zachowaj, jako zapłatę za dobrą robotę. Takich koszul to nie nosi nawet ten wasz durny król Bonifacy. Jak się kiedyś wzbogacicie to może przez pamięć na mnie, pomożecie jakieś bidzie, kto wie. Wieczorem postaram się wpaść do was i sprawdzić jak tam mają się moje pacjentki.
-Dzięki panie, tyś taki dobry dla nas.-Wyszła kłaniając się teatralnie w pas. Nieszczęścia i bieda odcisnęły piętno na jej sylwetce, jednak jakaś niesamowita siła i strach o najbliższych dawały jej siłę do walki. Pomyślał, że była by w stanie skoczyć z pazurami do oczu całej bandzie opryszków, by bronić wnuczki. Zazdrościł jej tej siły i miłości do wnuczki. On swoją szansę stracił bardzo dawno temu, dla Hadwigi powinien walczyć z całym światem. Zasłonić ją własną piersią, chronić za każdą cenę i nie patrzeć na innych. Nic dziwnego, że męczyła go bezsenność i wyrzuty sumienia. Był zbyt zapatrzony w siebie by zrozumieć, co jest właściwe. Udawał mędrca a okazał się głupcem, zazdrościł tej starej kobiecie ona wiedziała, co jest ważne i warte wszelkich wyrzeczeń. Teraz musiał żyć z tym brzemieniem i nawet jeśli uratuje miliony innych kobiet nigdy nie zapomni o tym jak skrzywdził Hadwigę.
-Wiktorze umiesz czytać?- Spytał znienacka.
Udało mu się zupełnie zaskoczyć chłopaka, który stojąc w miarę nieruchomo przy drzwiach czekał na dalsze rozkazy. Nie spodziewał się takiego pytania. On był tu tylko na posługi, od bardziej wymagających zadań byli inni. Treść tego pytania niosła niebezpieczeństwo, którego nie był już w stanie uniknąć. Czuł jak obcęgi strachu zaciskają się na jego szyi.
-Ee panie ja tam z biednej jestem rodziny. U takich jak my się nie czyta. Ja panie w zamku nawet lokajem nie byłem tylko pomocnikiem, a i tak się wszyscy cieszą. Bo mam 15 lat i grosz mały, bo mały, ale przynoszę. Jak będę miał szczęście i ktoś się za mną wstawi może za parę lat awansuje, choć szanse marne mam raczej.- Wstydził się tej spowiedzi. Czuł się nagi, obdarty z resztek godności, intymności. Nie miało znaczenia, że jego położenie było oczywiste i wszystkim wiadome. Bolesne było to, że musiał opowiedzieć tu i teraz o biedzie i braku wszelakich perspektyw na przyszłość. Prawda do puki nieubrana w konkretne, bezlitośnie rzeczowe słowa bywa mniej bolesna.
-Właśnie tego się obawiałem. A chciałbyś się uczyć?
-Ja panie, ja???? Ale dlaczego?? Jak? – Zupełnie nierozumiał, do czego zmierzał Wędrowiec. Karuzela, na którą wepchnęło go zgoła niewinne pytanie wirowała tak szybko, że miał trudności z zebraniem myśli. 
-Widzisz to trochę skomplikowane, Opiekunowie tak naprawdę to wcale nie są tacy fajni kolesie jak się wszystkim wydaje. Patrzą na dobro ogółu jednostki nie liczą się dla nich wcale. Zawsze byłem odmieńcem i nie chciałem niszczyć ludzi, tylko, dlatego że ktoś nam wmówił, że jesteśmy lepsi. Oj nie lubili mnie za to koledzy po fachu nie lubili.
           To była jego trzecia samodzielna misja, brzemienna w skutkach. Wyruszyłby poprzeć pewnego wodza, ten człowiek miał poprowadzić swoich ludzi ku zwycięstwu. To zwycięstwo było korzystne dla całego regionu, miało wnieść dużo dobrych zmian w życie ludzi. Wszystko poszłoby tak jak było zaplanowano gdyby nie jedna sprawa. Po przybyciu zastał wodza w sytuacji, która nigdy nie powinna się wydarzyć, zaspakajał on swoje zboczone potrzeby kosztem dzieci zarówno chłopców jak i dziewczynek. Nie potrafił być obojętny skorygował swoje plany, co do przyszłości tego człowieka. Cały plan stał się nie ważny dla niego wódz przestał być wodzem, a stał się zwykłą gnidą która trzeba zdeptać. Ze znalezieniem godnego następcy nie miał problemu. Było upragnione zwycięstwo tylko człowiek inny. Po przybyciu do domu jeden z Opiekunów spoliczkował go za uleganie emocjom. Nieskończenie długo piekł go policzek, a w nim jak ropień rosła pogarda i żal. Wtedy był młody zbyt słaby i niepewny swych racji by zaprotestować i walczyć o swą godność. Aż do momentu, gdy znowu zawiódł radę. Tym razem oddał, był starszy doświadczony i świadomy swej siły. Żaden z dziewięciu pozostałych Opiekunów nie zdecydował się na konfrontację. Teraz to oni musieli zagryźć wargi i uznać przewagę młodego gniewnego. To było jedno z takich zwycięstw, co mają smak porażki. Wtedy też ich drogi definitywnie się rozeszły. Od tej pory niósł swe brzemię w samotności nie chciał mieć już nic wspólnego z innymi Opiekunami.
-Panie jak niszczyć? Dlaczego i co to ma wspólnego ze mną? -Wiktor przeraził się nie na żarty. Wychowano go w świadomości, że jest tylko prochem na ścieżce bogatych i wpływowych ludzi. Tacy jak on nie powinni rzucać się w oczy tylko przemykać po cichu jak cienie by nie ściągać na siebie kłopotów.
Wędrowcowi spodobało się, że chłopak wyłapał z jego wypowiedzi kierunek, w którym zmierzał. Lubił kontakt z ludźmi, którzy słuchają, co mówi a nie tylko kiwają głowami, że niby wszystko jasne jak słońce, a tak naprawdę nie mieli pojęcia, czego od nich chce. Był dziwakiem miał tego świadomość, nie znosił powtarzać aż do znudzenia słów, które powinny być łapane w locie.
-Jesteś u mnie na służbie. Nie ważne czy tego chciałeś czy nie, ale tam w zamku już cię nie przyjmą. Będą się bać, że przekabaciłem cię na szpiega. Według naszego kodeksu powinienem mieć to głęboko w ..... No sam wiesz gdzie i nie oglądać się na takie nic nieznaczące losy. Ale jakoś nie dawałaby mi spać myśl, że ty i panna kąpielowa umieracie w nędzy przez moją bezduszność i brak zainteresowania. Dlatego pomyślałem sobie, że musicie się uczyć i spróbuję was wcisnąć do jakiegoś cechu. Może znowu niepotrzebnie wyłamuję się przed szereg, ale w końcu błędy są po to by je popełniać. Nawet któryś tam raz z kolei.
Gdy on sam zastanawiał się jak optymalnie ułożyć plan dnia, chłopak westchnął ciężko i zmarszczył czoło myśląc intensywnie. To, co usłyszał było jak sen. Zdumiony zrozumiał, że właśnie zaproponowano mu to, o czym nie śmiał nawet marzyć. Nie zamierzał nawet zgadywać, jaką cenę będzie musiał za to zapłacić, bo nie łudził się, że dostanie coś za darmo.
-Nie ma pracy nie ma życia. Kiedyś patrzyłem jak pałacowy architekt piórkiem kreśli plany. Jak ja mu zazdrościłem tej biegłości, ale nawet marzyć nie śmiałem, że kiedyś poznam litery. Ty będziesz nas uczył Panie?
              Patrzył wtedy jak tamten rosły mężczyzna o długich ciemnych włosach splecionych na damską modłę w warkocz szybko stawia kreski. Był zafascynowany pierwszy raz widział jak powstaje projekt wydawało mu się, że to czary. Nie mógł oderwać wzroku od ręki mistrza stawiającej, co i rusz nowy znaczek. Dopiero mocne uderzenie w kark przypomniało mu o obowiązkach. Z wrażenia upuścił worek kapusty, o którym zapomniał zupełnie. Pomimo ciężaru, od którego pękały plecy. Zielone główki niczym ścięte głowy poturlały się lekkim spadem w stronę architekta.

Ten niespodziewanie oderwany od pracy postawił stopę wprost na kapuście, która zatrzymała się tuż przed jego butami. I jak gdyby nigdy nic wrócił do stawiania swoich kresek. Wtedy Wiktor pomyślał, że to musiała być najlepsza praca na świecie, ciekawsza od prawdziwego życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz