Wylicytowane słowo- Kicia
Popatrzył na nią z wyrzutem niczym zbity pies, w
innej sytuacji by się złamała i może nawet przeprosiła. Trzeba przyznać,
świetnie potrafił nią manipulować, ze zgrozą wyobraziła sobie stojącą koło Leona
taką malutką kopię, klonika tatusia. Nie. Absolutnie nie, taka dwójka
wpędziłaby ją do grobu szybciej niż później. Leoś mocno zdziwiony, że tym razem
nie udało mu się uzyskać pożądanego skutku, podreptał niechętnie do łazienki.
Po pięciu długich minutach wyszedł już, jako błękitno- niebieski osobnik,
wyglądał dużo lepiej niż w obcisłej, kwiatowej sukni. Anka szczerze żałowała,
że nie wykazała inicjatywy i nie sfotografowała jego poprzedniego zaskakującego
image.
-Księżniczka jeszcze czegoś sobie życzy?
Jak dla niej pozwolił sobie na zbyt dużo ironii.
-Nie, tylko żeby melon był dojrzały- westchnęła tak jak to mają w zwyczaju żony, dając do zrozumienia, że doskonale wie, że oto znowu zdarzy się sytuacja typu, tłumaczyłam ci tysiąc razy a do ciebie i tak nie dotarło.
Zgrzytnął zębami i wyszedł.
Nie czekając, złapała komórkę i wybrała numer Rysi.
-Cześć Ryśka mam do ciebie sprawę, ważną i to taką na wczoraj.
-Cześć, to może być trudne jest u mnie Ki.. Iwonka - poprawiła się szybko.
No tak, każdy ma swoje problemy. Kicia znowu niczym dobrze wyszkolony agent zlokalizowała i dorwała Ulkę. Naprawdę współczuła siostrze, okazało się, bowiem że z nich dwóch to Rysia bardziej potrzebowała pomocy i wsparcia.
-Rozumiem, zadzwonię później- zakończyła rozmowę, próbując nie okazać jak bardzo jest rozczarowana.
-To pa.
-Pa
Kicia to było dopiero coś, egzemplarz tak oryginalny, że aż nie powinien się trafić, w każdym razie nie w życiu normalnego człowieka. Ula nie cierpiała dziewuchy jak zarazy a im większą czuła niechęć, tym bardziej tamta szukała jej towarzystwa. Historia się powtarzała, to chyba jakiś jeszcze nieopisany i niezbadany syndrom Ryszarda. Z tym, że tym razem wszystko było bardziej skomplikowane. Kicia jest asystentką prezesa w firmie, w której pracuje Ula. Wygląda dokładnie tak, jak zwykle sobie wyobrażają asystentki mężczyźni, którzy nie mają z nimi nic wspólnego. Ma idealną figurę, szczupłe, długie nogi a tam gdzie trzeba odpowiednio duże krągłości. Na co dzień preferuje kolor różowy, czasem dla odmiany wybiera ubrania w cętki. To miało i dobre strony kobiety, które musiały przebywać w jej towarzystwie cieszył ten niezrozumiały pociąg do kiczu i odpustowości i to, że wybierała ciuchy, który zupełnie nie pasowały do jej klasycznej urody. Była przykładem osoby, która coś idealnie stworzonego, potrafi tak zamaskować, że pozostawał tylko plastikowy kociak. Oczywiście Kicia uwielbia dekolty najbardziej te sięgające pępka, spódnice pani asystentki miały za zadanie przykryć bieliznę, tylko tyle od nich oczekiwała. Co do zawodowych umiejętności Kici to nikt nie wiedział, co potrafi. Nikt oprócz prezesa, który tę wiedzę zarezerwował tylko dla siebie. Musiała być niezwykle dobra w tym, co tak zachwyciło prezesa, bo od kilku lat bez problemu utrzymywała się na swoim stanowisku. Nie było innej możliwości, była nikim innym jak kochanką prezesa, co było tajemnicą wielką jak i powszechnie znaną. W samym ukrywaniu tego związku kryło się coś więcej, coś niepokojącego i dziwnego. Prezes rozwiódł się z żoną dużo wcześniej niż Kicia zawitała do firmy. Był rozwodnikiem bez zobowiązań a i Kicia nie miała nikogo, no chyba, że jakimś cudem ukrywała amanta lepiej niż swoje powiązania z prezesem. Nic dziwnego, że wszystkich w firmie intrygowała ta szopka, która była początkiem zadziwiających plotek i hipotez. Kici nikt nie lubił i nikt nie chciał mieć z nią nic wspólnego, oczywiście oprócz prezesa. Nikt, nawet ludzie o anielskiej cierpliwości nie darzą sympatią przechadzającej się po firmie wydekoltowanej panny, wygłaszającej różnej maści mądrości, która nie zauważa, że inni wykonują jej pracę. Problem tej firmy polegał na tym, że pracowała tam zgrana, kompetentna załoga, która robiła to, co naprawdę lubiła, nikt nie chciał odchodzić z powodu jednaj różowej Kici. Dotyczyło to również Ulki, ale chyba pomału dojrzewała do zmiany decyzji. Kicia by pokazać jak bardzo ceni koleżankę zwracała się do niej per Ryszardo i co gorsza przestały jej wystarczać pogawędki w pracy, zaczęła nawiedzać Rysię w jej własnym domu. Ryśka czyniła wręcz nadludzkie wysiłki by unikać Kici, tamta jednak była zawzięta i chyba głucha, ślepa, bo żadne delikatne aluzje do niej nie przemawiały.
Wstała z łóżka. Trudno, będzie musiała poczekać do poniedziałku a wtedy sama pójdzie do apteki, nastawiła wodę. Nie będzie robić zamętu, jeśli Ryska dziś nie może wyswobodzić się z rąk wampirzycy, to trudno. Przeżyje to jakoś. Teraz zadowoli się dobrą herbatką.
-Księżniczka jeszcze czegoś sobie życzy?
Jak dla niej pozwolił sobie na zbyt dużo ironii.
-Nie, tylko żeby melon był dojrzały- westchnęła tak jak to mają w zwyczaju żony, dając do zrozumienia, że doskonale wie, że oto znowu zdarzy się sytuacja typu, tłumaczyłam ci tysiąc razy a do ciebie i tak nie dotarło.
Zgrzytnął zębami i wyszedł.
Nie czekając, złapała komórkę i wybrała numer Rysi.
-Cześć Ryśka mam do ciebie sprawę, ważną i to taką na wczoraj.
-Cześć, to może być trudne jest u mnie Ki.. Iwonka - poprawiła się szybko.
No tak, każdy ma swoje problemy. Kicia znowu niczym dobrze wyszkolony agent zlokalizowała i dorwała Ulkę. Naprawdę współczuła siostrze, okazało się, bowiem że z nich dwóch to Rysia bardziej potrzebowała pomocy i wsparcia.
-Rozumiem, zadzwonię później- zakończyła rozmowę, próbując nie okazać jak bardzo jest rozczarowana.
-To pa.
-Pa
Kicia to było dopiero coś, egzemplarz tak oryginalny, że aż nie powinien się trafić, w każdym razie nie w życiu normalnego człowieka. Ula nie cierpiała dziewuchy jak zarazy a im większą czuła niechęć, tym bardziej tamta szukała jej towarzystwa. Historia się powtarzała, to chyba jakiś jeszcze nieopisany i niezbadany syndrom Ryszarda. Z tym, że tym razem wszystko było bardziej skomplikowane. Kicia jest asystentką prezesa w firmie, w której pracuje Ula. Wygląda dokładnie tak, jak zwykle sobie wyobrażają asystentki mężczyźni, którzy nie mają z nimi nic wspólnego. Ma idealną figurę, szczupłe, długie nogi a tam gdzie trzeba odpowiednio duże krągłości. Na co dzień preferuje kolor różowy, czasem dla odmiany wybiera ubrania w cętki. To miało i dobre strony kobiety, które musiały przebywać w jej towarzystwie cieszył ten niezrozumiały pociąg do kiczu i odpustowości i to, że wybierała ciuchy, który zupełnie nie pasowały do jej klasycznej urody. Była przykładem osoby, która coś idealnie stworzonego, potrafi tak zamaskować, że pozostawał tylko plastikowy kociak. Oczywiście Kicia uwielbia dekolty najbardziej te sięgające pępka, spódnice pani asystentki miały za zadanie przykryć bieliznę, tylko tyle od nich oczekiwała. Co do zawodowych umiejętności Kici to nikt nie wiedział, co potrafi. Nikt oprócz prezesa, który tę wiedzę zarezerwował tylko dla siebie. Musiała być niezwykle dobra w tym, co tak zachwyciło prezesa, bo od kilku lat bez problemu utrzymywała się na swoim stanowisku. Nie było innej możliwości, była nikim innym jak kochanką prezesa, co było tajemnicą wielką jak i powszechnie znaną. W samym ukrywaniu tego związku kryło się coś więcej, coś niepokojącego i dziwnego. Prezes rozwiódł się z żoną dużo wcześniej niż Kicia zawitała do firmy. Był rozwodnikiem bez zobowiązań a i Kicia nie miała nikogo, no chyba, że jakimś cudem ukrywała amanta lepiej niż swoje powiązania z prezesem. Nic dziwnego, że wszystkich w firmie intrygowała ta szopka, która była początkiem zadziwiających plotek i hipotez. Kici nikt nie lubił i nikt nie chciał mieć z nią nic wspólnego, oczywiście oprócz prezesa. Nikt, nawet ludzie o anielskiej cierpliwości nie darzą sympatią przechadzającej się po firmie wydekoltowanej panny, wygłaszającej różnej maści mądrości, która nie zauważa, że inni wykonują jej pracę. Problem tej firmy polegał na tym, że pracowała tam zgrana, kompetentna załoga, która robiła to, co naprawdę lubiła, nikt nie chciał odchodzić z powodu jednaj różowej Kici. Dotyczyło to również Ulki, ale chyba pomału dojrzewała do zmiany decyzji. Kicia by pokazać jak bardzo ceni koleżankę zwracała się do niej per Ryszardo i co gorsza przestały jej wystarczać pogawędki w pracy, zaczęła nawiedzać Rysię w jej własnym domu. Ryśka czyniła wręcz nadludzkie wysiłki by unikać Kici, tamta jednak była zawzięta i chyba głucha, ślepa, bo żadne delikatne aluzje do niej nie przemawiały.
Wstała z łóżka. Trudno, będzie musiała poczekać do poniedziałku a wtedy sama pójdzie do apteki, nastawiła wodę. Nie będzie robić zamętu, jeśli Ryska dziś nie może wyswobodzić się z rąk wampirzycy, to trudno. Przeżyje to jakoś. Teraz zadowoli się dobrą herbatką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz