środa, 15 października 2014

Jajko, tuńczyk, czekolada. 7 Fagus sylvatica



7 Fagus sylvatica





-Typowe z was baby najpierw obrobicie tyłek koleżance a potem skończycie na pieniądzach – Leon okazał im swą dezaprobatę. I wcale w tym samym nie stawał w obronie Kici, ale odkąd obcięto mu premię, w ramach walki firmy z kryzysem był niezwykle drażliwy na każdą wzmiankę o pieniądzach.
-A wiesz, idź się potnij boś ty Fagus sylvatica – Rysia wydęła usta.
Odkąd Anka pierwszy raz przyprowadziła Leona do domu, ilekroć powiedział coś głupiego, Rysia wyciągała z zakamarków swego umysłu tajemniczo brzmiące słowa. Anka podejrzewała, że siostra specjalnie wykuła kilka łacińskich nazw, tylko po to żeby mu dokuczyć, taka swoista gra. Ogólnie to ją Rysia zaskoczyła, zachowywała się tamtego dnia tak jakby miała w głowie zamontowany radar i już po pięciu minutach zlokalizowała największą słabość Leona. Na początku Leon płonął na twarzy buraczaną łuną i tak prawdę mówiąc żądzą mordu też. Czuł się bardzo upokorzony. On, który lubił wiedzieć wszystko najlepiej, został rozpoznany wręcz w błyskawicznym tempie i pokonany. Anka zbyt dobrze pamiętała pierwszy rok po ślubie, kiedy to Leon wieczorami zamykał się w łazience próbując wkuwać łacinę. Nie szło mu. Nie miał za grosz talentu do łaciny, można nawet powiedzieć, że jest antytalentem. Po jakimś czasie wściekły i zrezygnowany wywalił książki do kosza, pozostała mu tylko nadzieja, że kiedyś szwagierce się znudzi. Minęło tyle czasu a Rysia nadal miała radość z dokuczania, może wykuła tyle słówek, że żal jej było zmarnować zgromadzone zasoby?
-Anka weź jej coś powiedz, bo ja nie ręczę za siebie- zagroził Leon
-Jak dzieci- westchnęła.
-A tobie, co znowu się nie podoba? –Rysia nieudolnie udała zdziwioną
-Obrażasz mnie bez powodu, wiesz ty całkiem normalna nie jesteś -Odgryzł się szwagierce
-Cisza- warknęła przez zęby jak wkurzony pies.
Popatrzyli na Ankę zdziwieni
-Koniec. Rysia koniec z łaciną a ty Leon przestań, ale już.
-Co przestać?
-Znam cię zbyt dobrze wiem, że zgłupiałeś zupełnie i chcesz jej napluć do herbaty- popatrzyła na niego tak jak patrzyła na nią znienawidzona nauczycielka fizyki.
-Ja?- Ze wstydu, że ktoś się domyślił płonęły mu czerwienią nie tylko policzki i uszy, ale też czubek głowy.
-Jak jeszcze raz będziecie takie szopki odstawiać, to nie ręczę za siebie. Wystarczy–Zagroziła całkiem poważnie. Jak na dziś miała dość traumatycznych przeżyć. Nie dość, że dopadła ją jakaś schiza, to musiała jeszcze wysłuchiwać durnych historii i się uśmiechać. A sama nie mogła nikomu nawet wspomnieć o tym, co ją spotkało. To zbyt dużo.
-Czemu się denerwujesz przecież my się tylko droczymy- Ryśka próbowała załagodzić sytuację.
-Tylko, że ty się bawisz a on się wścieka. Dość tego to już nie jest zabawne. Pobawiłaś i wystarczy.
-No i tu bym się z tobą nie zgodziła.. -Nie dokończyła myśli i nie zdążyła zasypać Anki swymi argumentami, złamała się pod spojrzeniem a la nauczycielka fizyki.
-To teraz wyjaśnij, co mu zaserwowałaś, bo nie chcę żeby cały wieczór spędził przed komputerem szukając odpowiedzi. A znając życie znowu nie będzie pamiętał, w którym kościele dzwoniło.
-No wiesz – wolałby żeby to pozostało to między nimi. Rysia i tak odniosła zwycięstwo.
-Wale nic nie wymyśliłam zwyczajny jest, z tym się chyba zgodzisz?
Leon prychnął jak rozeźlony kocur dachowy.
-A buk no, bo korzeń chyba ma? Więc wychodzi na to, że buk zwyczajny
-Wiesz stać cię na więcej- wcale jej to nie rozśmieszyło i nie mała ochoty ciągnąć tematu zdegustowana tą odwieczna rywalizacją
-A tak właściwie, czemu ty polegujesz?- Rysia najwidoczniej wolała odpuścić.
-No właśnie zamiast farmazony pociskać zainteresowałabyś się siostrą. Zemdlała.- Leon z ulga przyjął zmianę tematu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz