poniedziałek, 2 grudnia 2013

Twierdzenie nie matematyczne Pakorasa: weterynarz też człowiek.




Psy jak ludzie mają to do siebie, że w zasadzie nie lubią lekarzy, ewentualnie lekarzy weterynarzy.
Paka przyjaciółka Happy, przychodząc do weterynarza, a raczej będąc wnoszona do weterynarza i kładziona na podłogę, chowa się w kącie, za drzwiami, kuli uszy, drży na ciele i z walecznego staffika zamienia się w kulę strachu. 


Pako wręcz przeciwnie.  
Pójście do tej samej Pani weterynarz traktuje jak najlepszą nagrodę, stąd Pako często udaje, że jest chory.


Ulubiona Pani weterynarz co ma nazwisko od gatunku kota, a jej siedziba mieści się nieopodal mieszkania kosmitów i przecina ich niektóre szlaki spacerowe, jest w Paka życiu zawsze mile widziana.
Każde przecięcie szlaku spacerowego prowadzącego do Pani weterynarz, powoduje, iż malamut staje jak wryty, zapiera się wszystkimi 4 łapami i robi osiołka, albowiem żąda pójścia do weterynarza, bo właśnie poczuł ukłucie w mięśniu brzuchatym łydki, musi zmierzyć ciśnienie, które podniósł mu ten mijany przed chwilą przemiły amstaff, ewentualnie da sobie zbadać cokolwiek byle iść do weterynarza.
Jeżeli natomiast kierunek spaceru nie jest zbieżny z kierunkiem do weterynarza następuje kilkuminutowa akcja i prośba i groźba i obietnica, że jutro pójdziemy, jak będzie grzeczny i będzie dobrym pieskiem.
Kiedy faktycznie idziemy do weterynarza, to raczej nie idziemy, ale biegniemy, znaczy Pako biegnie, a Pani za nim powiewa, przelatuje nad schodami i z wywalonymi jęzorami, wpadamy do poczekalni, gdzie siadając i popiskując z radości czekamy na swoją kolej. 


W poczekalni Pako jest królem. Emanuje spokojem i życzliwością. Każdego z czekających zwierząt pragnie osobiście przywitać i obwąchać.
Najbardziej skłania się ku kotowatych i myszowatych, które na jego widok zdają się niczego innego nie pragnąć jak łagodnej śmierci. Ten gatunek najczęściej odmawia zapoznania, co Pako przyjmuje ze zrozumieniem i nie ustaje w wysiłkach aby przełamać pierwsze koty.
Pako często w poczekali podnosi resztę oczekujących na duchu poprzez śpiew i wycie, które umila czas zarówno zwierzakom jak i ludziom, prawie wszystkim.
Jeżeli chodzi o zabiegi weterynaryjne to Pako jednak nie jest ich gorącym zwolennikiem. Jak przychodzi do zabiegu u każdego z lekarzy, również u tych ulubionych, Pako postanawia oddalić się w trybie przyspieszonym, a przy zastrzykach piszczy jak by go obdzierali ze skóry. Nie powoduje to jednak w żadnym razie awersji do lekarza i zawsze chętnie wraca zarówno do ulubionej Pani jak i do innych.
Wydawało się to nam kosmitą trochę dziwne, że Pako z taką chęcią chodzi do weterynarza.
Nie wątpiąc w wyjątkowość ulubionej Pani weterynarz, udaliśmy się na testy, czy Pako u innych weterynarzy jest równie odważny i chętny do współpracy.
Okazało się, że ależ owszem, do każdego weterynarza wchodzi bez żadnych obaw, rozsiada się w poczekalni i czeka, zabawiając resztę towarzystwa oraz panikując przy zabiegach, jednak tylko do Pani o nazwisku od gatunku kota ciągnie jak smok.
Państwo kosmici obserwowali swojego pupila u ulubionej Pani weterynarz, która o dziwo nie przestała być ulubiona po tym, jak pozbawiła Paka zdolności płodzenia, przed czym wygoliła pieskowi łapkę i wbiła jakiś wenflon, po tym jak dokonała brutalnych czyszczeń gruczołów w okolicy pośladków, obcinała szpony, pobierała próbkę z ranki, szczepiła, kazała smarować spirytusem ranę przy pyszczku, leczyła z kaszelku itd.
Wprawdzie Pani weterynarz jest bardzo miła i rzuca pieskowi zawsze jakiegoś smaczka, ale Pako ma go w nosie i ostentacyjnie wącha, po czym z obrzydzeniem i pogardą spogląda głęboko w oczy, które zdają się mówić „chyba Ty to zjesz, bo jeśli niby ja to mam zjeść to zapomnij”.
Co zatem tak pcha pupila, który, gdyby mógł siedziałby u Pani weterynarz całymi dniami.
Sprawa wydała się gdy, podczas kolejnej z wizyt u Pani doktor Pako po raz kolejny nie odrywał wzroku od stojącej na uboczu klatki.
 Okazało się, że w tej klatce mieszkają 2 szynszyle.
Pako na ich widok niemieje. Nic nie słyszę, nic nie widzę, nic nie mówię, tylko skupiam się z całych sił, żeby upolować szynszyla.
Szynszyle natomiast siedzą zblazowane w bezpiecznej odległości i wysokości. Do każdego przychodzącego zwierzęcia, w tym Paka, patrząc wyzywająco w oczy, zdają się mówić, „co ty koleś się tak podniecasz, szynszyla nie widziałeś”.
Pako zrobi wszystko, żeby zbliżyć się do klatki. Gdy jest dostatecznie blisko robi stójkę i jak zahipnotyzowany śledzi każdy ruch szynszyli, marząc żeby któregoś pięknego dnia klatka była otwarta. Wówczas zaprosiłby szynszylki do zabawy i zostaliby najlepszymi przyjaciółmi, Pako ganiałby szynszyle one radośnie by uciekały i byłoby pięknie i wszyscy byliby uradowani.
Pako zgłaszał się również do tego, że on mógłby te szynszyle ochraniać przed całym złem tego świata, gdyby tylko Państwo kosmici na to pozwolili. Gdyby było trzeba mógłby im nosić wodę, czyścić klatkę, odwiedzać gdy Pani weterynarz musiałaby wyjechać oraz zabawiać, gdy Pani weterynarz nie miałaby czasu.
Sprawa się zatem wydała i Pani weterynarz chyba było trochę przykro.
 Jednak Pako pamięta o swoje Pani weterynarz i na święta prezentował jej kalendarze, w których się lansował, jako przedstawiciel FAM.
Obecnie już jakiś czas nie był u Pani weterynarz, bo nie było potrzeby, ale zbliża się Mikołaj i chyba czas na niespodziankę dla niego.
Pani weterynarz często zdaje się być zdziwiona naszymi wizytami, bo nie może znaleźć powodu wizyty, ale czego się nie robi dla malamuta.
A już w marcu kolejne szczepienia – pomyślał z tęsknotą Pako…

1 komentarz:

  1. Pako nie znienawidził wetów nawet po bolesnych zastrzykach w d... na infekcję bakteryjną. Typ totalnie niezrozumiały...

    OdpowiedzUsuń