Tak jak Hadwiga, pomyślał Wędrowiec, kiedy łapczywie i w jakiś taki niesprecyzowany zachłanny sposób wsłuchiwała się w
opowieści o dalekich nieznanych krainach i o dziwnych plemionach gdzieś na końcu
świata. Interesowało
ją wszystko, od rzeczy wielkich spektakularnych do nic znaczących szczegółów. Zbyt
dokładnie pamiętał każdy szczegół jej twarzy, czas dawno powinien je zatrzeć.
- Ja z zasady dużo wiem więc nie dziw się tak strasznie. Taka praca, lata praktyki. Jeszcze tak z czystej ciekawości jak masz na nazwisko
młody człowieku?-
Musiał się upewnić, sam domysł i pewność zrodzona pod wpływem przeczucia i
uzyskanych danych to za mało. Koniecznie chciał to usłyszeć, ktoś musiał to
powiedzieć na głos, wtedy nie pozostanie już miejsca na wątpliwości. Słowo
stanie się ciałem.
Chłopak nagle zdał sobie sprawę, że coś jest nie tak jak powinno, że coś się bardzo, ale to bardzo nie
zgadza. To nie był
przyjemny powrót do rzeczywistości a wręcz przeciwnie. Źdźbło słomy wypadło mu z nagle sztywniejących, skamieniałych ze strachu rąk. Serce zadrżało zupełnie jak wystraszony gołąb którego udało mu się
schwytać w zeszłym tygodniu, a stopy wrosły w klepisko stajni. Zrozumienie ściskało żelaznymi
kleszczami gardło, już wiedział, co się
stało. Opiekun pokazał mu swoją twarz, do tej pory owianą
tajemnicą, obrosłą szeregiem przerażających historii.Twarz która była wyrokiem.
-Holocki- cudem wyszeptał przez ściśnięte
bolące gardło.
Policzki
zapłonęły chłopakowi
demaskującą, złowrogą, krwistą czerwienią
bardziej ze strachu ale i trochę że
wstydu że się boi i że wierzył w to co ludzie gadali o oczach Opiekuna. Bo przecież niemożliwe żeby
najpierw dał mu pieniądze na kolację dla babci a potem zabił, no chyba, że to
była zapłata za jego życie. Czy Wędrowiec mógłby być wcieleniem zła? Kosiarzem
w czarnej pelerynie, co bez żalu odbiera życie?
-Ciekawe skąd
ja to wiedziałem.- Westchnął
ciężko, wiedział, co usłyszy a mimo to poczuł się jak gdyby ktoś kopnął go w
brzuch, powinien uciekać zaraz, teraz. O nic już nie pytać, niczym się nie interesować,
zabrać psy i uciekać do swojej warowni. Nie potrafił uciec.- Dobrze młody,
pędź do karczmy kup coś do jedzenia. W twoim wieku to pewnie głód ciągle gra w
kiszkach. Jutro wybiorę się do was w odwiedziny.
Taktownie udał że nie widzi trwogi, strachu i zawstydzenia chłopaka. Słyszał już co nie co na swój
temat dlatego nie dziwiły go tak gwałtowne i pełne przerażenia reakcje. Kiedyś go to bawiło, teraz zobojętniał, tak
było najwygodniej.
-Panie za
niskie progi dla ciebie, jesteśmy naprawdę biedni.
Han przykurczył kościste ramiona, przygarbił plecy i opuścił powieki jeszcze bardziej
zawstydzony. Jakby sam był przyczyną upadku świetnego niegdyś rodu. Babcia wiele mu opowiadała jak
było kiedyś a on nie chciał czy może nie potrafił uwierzyć. To było jak bajka,
ale zakończenie przerażało odbierało radość i spokój. Nie lubił tych historii pełnych
dostatku i przepychu szczególnie, że babcia po tych sentymentalnych
wycieczkach, wspomnieniach o przeszłości i lepszym życiu wpadała w nostalgiczny
nastrój i płakała po nocach w poduszkę. To było depresyjne, on nie płakał jego wypełniała
bezsilna złość i gniew. Jego przodkowie mieszkali w pałacach jedni z
drogocennej porcelany srebrnymi sztućcami a oni przymierali głodem byli
zwykłymi biedakami to wszystko nie miało sensu. To było okrutne, ale on nic nie
mógł zrobić, zupełnie nic by zapewnić im w miarę godne. Nie chodziło mu o
luksusy tych nie znal nawet z widzenia, ale o minimum stabilności i wygody
-Zmykaj bo
babcia pewnie się niepokoi, a nie chciałbym jej mieć na sumieniu. Dobranoc.
Chłopak nie
czekał na dalsze ponaglenia. Uspokojony pomimo iż Wędrowiec nie zapewnił go ze jest
bezpieczny i żyć będzie pomimo iż spojrzał w oczy mitycznej postaci. Był też już w miarę pewny, że nie stracił łaski
Opiekuna i będzie mu dany zaszczyt opiekowania się jego koniem wiec nie oglądając się za siebie wypadł ze stajni jak z procy. Biegnąc zastanawial się jak najszybciej i najłatwiej udobruchac babcie. Już dawno
temu miał być w domu, pewnie umierała z niepokoju że coś złego mu się przytrafiło.
Opiekun pogrzebał w swych torbach, nie
był zadowolony z oględzin. Westchnął i przerzucił torbę przez ramie, a potem
świsło pierdło i tyle widziano go w stajni.
*
-I jak
chłopaki wygodne te piernaty?
Psy podniosły głowy ale nie miały
najmniejszego zamiaru wstawać. Rachitycznie poruszyły puchatymi ogonami by
zaznaczyć że jednak pomimo zmęczenia cieszą się z powrotu
swego pana. Choć on sam wolałby żeby wyraźniej okazały że
ten fakt nie był im obojętny.
Popatrzył na te swoje ukochane psy i
westchnął, w duchu besztając się za brak konsekwencji. Czyż nie powtarzał sobie tysiące razy,
że z psami jak z dziećmi trzeba postępować konsekwentnie? I co? Rozpuścił psiska koncertowo jak
dziadowskie bicze i nawet tego nie zauważył, dopiero teraz z daleka od domu. Najgorsze w tym wszystkim było to że poniesie konsekwencje
swej bezmyślności tu
i teraz. Spanie z czteroma wielkimi bydlakami w jednym nawet szerokim I wygodnym łóżku to żadna przyjemność. Żeby chociaż zimno było to by grzały i była
by z tego jakaś korzyść.
Zniechęcony
wyciągnął z torby koszulę i czystą bieliznę.
-No dobrze to
ja zmykam pozbyć się zapachu starej chabety i pociągającego capiego aromatu.
Któryś chętny do kąpieli?
Jakby za dotknięciem czarodziejskiej
różdżki psy wpadły w głęboki sen. Jeden nawet na zawołanie zaczął bardzo
przekonująco chrapać. Zdradzały je tylko uszy które drgały pilnie wyłapując każdy
dźwięk. Niespokojnie nasłuchiwały czy pan nie zmieni zdania i nie zawlecze ich do bali
z wodą. O ile lubiły taplać się w stawach jeziorach czy nawet kałużach to balia
wzbudzała w ich kategoryczny sprzeciw szczerze jej nie znosiły.
-Dobrze dziś
wam odpuszczam, ale jutro temat powróci.
Odpuścił był zbyt zmęczony na przepychanki, zresztą z dwojga złego wolał
spać z nieco przykurzonymi po długiej wędrówce psami niż z mokrymi. Futro
malamuta schnie stanowczo zbyt długo nie mówiąc o tym, że po kąpieli zwykł je
dokładnie wyczesywać, dziś takie wyzwanie go przerastało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz