- Nie mamy
więc wyjścia musimy sprawdzić to sami. Wiktorze co sił w nogach pędź do kuchni,
niech gotują wodę, a dużo. Powiedz, że chcę wziąć kąpiel. Nie musisz mnie odprowadzać wiem gdzie jest moja
komnata. Co do moich zmysłów możesz być spokojny jeszcze nie oszalałem, choć
lubię pomoczyć się w bali. I to często.
-Tak panie.
Wiktor okazał
się być szybkonogim, energicznym
młodzieńcem. Poruszał się dziwnie trochę tak
nie naturalnie. Jego górna część wychylona była niebezpiecznie do
tyłu, tak jakby reszta ciała nie nadążyła za nogami. Polecenia wykonywał jednak
bez zbędnych pytań, natychmiast. Co zostało zaliczone mu na plus. Takiego właśnie potrzebował człowieka, właśnie teraz
gdy był zmęczony i rozdrażniony.
Komnata Opiekunów teoretycznie
powinna istnieć w każdym budynku zamieszkałym przez władzę sprawującą rządy w
danym kraju i
większym mieście. Nie wiedział na ile
zmieniły się realia, ta jednak przetrwała, pozostała nietkniętym sanktuarium.
Strach a może
poszanowanie tradycji nie pozwoliły kolejnym zarządzającym zamkiem, nic tu
zmieniać. Szerokie miodowo
brązowe łoże staranie wykonane z orzecha o baldachime z delikatnej jak pajęczyna kremowej
koronki stało w tym samym miejscu co kiedyś. Na
małej szafeczce z prawej strony łoża leżała zapomniana przez niego księga podczas ostatniej wizyty. Ktoś
niedokładnie wytarł z niej kurz. Szare smugi zdradzały że sprzątano
pośpiesznie i bez należytej staranności. Nie zamierzał tego tolerować zbyt lubił porządek, brud go
rozpraszał.
Stał nieruchomo trzymając rękę na piersi, fala bólu
była tak mocna że przez chwilę miał problemy z oddychaniem. Kątem dłoni
przetarł oczy, szczypały od kurzu a jeszcze bardziej od wspomnień. Kiedyś musiała nastąpić ta
chwila nie mógł uciekać w nieskończoność przed samym sobą już nie miał sił by
dalej ciągnąć żałobę. Bez względu na wszystko musi zmierzyć się z przeszłością
a teraz jest ku temu stosowny czas. Dość łez które i tak niczego nie zmienią, pomimo straszliwego bólu nadal żył.
A jej i tak nie mógł przywrócić do życia.
-Baldachim to
niestety trzeba będzie zmienić chłopaki.
Szarpnął koronką, kawałek zetlałej
materii został mu w dłoni. Złapał wyżej tym razem w obie ręce i
pociągnął. Chmura gęstego kurzu przysłoniła widok i tylko szelest odpadającej
tkaniny obwieścił zainteresowanemu
że tym razem się udało. Nawet psy
przyzwyczajone do wciskania swych ciekawskich nosów w każdy nawet
najbrudniejszy zakamarek, zaczęły kichać.
-Widzicie jak
zaszalały nam tu insekty? Mole miały prawdziwe używanie szkoda to był naprawdę ładny
baldachim, lubiłem go. Nie ma się rozczulać, nic nie jest wieczne.
Przez lata
samotności przyzwyczaił się myśleć na głos, rozmawiać z psami. Cenił sobie milczenie ale bywały
takie chwile że musiał mówić inaczej by
zwariował, a psy lubiły jego głos więc mówił do nich.
Zaciskając oczy i usta podniósł
koronkę i wyrzucił za drzwi.
Wracając podszedł
do rzeźbionej ciężkiej starej szafy. Lekko uchylił jedno z
drewnianych ciemnych
skrzydeł, zawiasy pod wpływem ciężaru i
braku właściwej konserwacji zaskrzypiały nieprzyjemnie, złowieszczo wręcz.
- No patrzcie
co za niemiła niespodzianka. W szafie pająki urządziły sobie niezły bal, bezczelne bestie całkiem zakokoniły moje stare ciuchy.
Nikt tu nie dbał o moje rzeczy. Wszystko do wyrzucenia.
Stał przed
szafą drapiąc się w gęstą poskręcaną czuprynę. Tak naprawdę nie był nawet zły to tylko kilka
ciuchów które przegrały wojnę z czasem nie było nad czym rozpaczać po prostu
trzeba pomyśleć o zakupie nowych.
-Niestety
chłopaki – Zwrócił się do psów, nie było nikogo
innego a miał ochotę trochę ponarzekać- Muszę jeszcze
wyskoczyć do Hana przed kąpielą. Torbę z miarę czystymi ciuchami nieroztropnie
zostawiłem przytroczoną do siodła. Nie chce mi się, zajechany jestem już po kolana ledwo nogami
pociągam, straszny
niefart, w życiu to jednak zawsze jest
pod górkę. Może któryś by wyręczył
starego pana, poleciał załatwił sprawę?
Wgapiały się w niego brązowymi
łagodnymi ślepiami. Nie rozumiejąc do czego zmierza. Radośnie zamerdały ogonami
zastanawiając się czy to może jakaś nowa zabawa. Ta ich wieczna radość z życia stanowczo powinna
być zaraźliwa i przechodzić na otaczających ich ludzi. Wszystkim byłoby łatwiej.
-Wydaje mi się
czy wonią przypominam już starego capa? Czujecie? - Demonstracyjnie obwąchał
okolice pachy. -Stary to już jestem na pewno ale cap to chyba nie..
Będąc dzieckiem często stosował starannie obmyślony fortel dotyczący mycia. Gdy miał już dość nauki wylewał na siebie atrament albo brudził się
ziemią której mały zapas miał zawsze schowany w kieszeniach spodni. Mył potem ręce długo i starannie. Jeden z jego
nauczycieli wytrącony z rytmu niezaplanowanymi przerwami, często odchodził do swoich zajęć nie dokończywszy lekcji. Wszystko
skończyło się gdy inny bardziej dociekliwy Opiekun sprawdził mu kieszenie, kara
była tak dotkliwa że nigdy już nie wrócił do planowania wybiegów dających mu chwilę wytchnienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz