-Ty to chyba jesteś made in China. -Stwierdzam
czyszcząc kłaki ze spodni. Niby się do tego przyzwyczaiłam, a i tak jestem
ciągle zadziwiona skąd tego włosia tak dużo. Tak jakby nastawiła się na
produkcję masową, wręcz przemysłową.
-Niby, czemu?- Wywiesza swój długaśny różowiutki jęzor
i patrzy na mnie nieco podejrzliwie.
-Bo z trwałością u ciebie kiepsko, sypiesz się jak
skarpetki jednorazowe.- Obrazowo przedstawiam sytuację, licząc na to, że futro wie,
co to skarpetki.
-Toś przesadziła- Fela przestaje się uśmiechać.
-ja, tylko mi szczerze powiedz czy to normalne gubić
tyle kudłów? Rozsiewasz tę sierść niczym rośliny zarodniki, oszaleć można.
-A widziałaś żeby te skarpetki się same cerowały? Widziałaś żeby coś z Chin zarastało jak
wylenieje, no widziałaś?- Pyta napastliwie
-Nie- przyznaję bez bicia. Nie widziałam żeby się
cokolwiek naprawiało, albo, choć wracało do poprzedniej kondycji po intensywnym
używaniu. Trochę szkoda czasami myślę, że chciałaby żeby moje ulubione bluzy
trwały wiecznie.
-Skośnych oczu też nie mam. No chyba, że mam?- Jeszcze
chwila a mi się Fela zmieni w agresywnego dresowca uzbrojonego w bejsbol.
-Nie masz piękne czekoladowe oczyska typowo
malamucie żadnych azjatyckich mutacji nie zauważyłam- asekuracyjnie próbuję
załagodzić sytuację.
-No- ukontentowana ułożyła się w pozycji
jednoznacznie dającej do zrozumienia, że mam drapać po brzuszku.
Drapię posłusznie i z przyjemnością a przy okazji
sobie wspominam. Gdy byłam dzieckiem pewna wiekowa dama opowiadał mi jak w
Anglii w czasie kryzysu zachowywali się konsumenci. Na stoisku stały piękne
dorodne pomidory a ludzie wybierali takie niezbyt urodziwe, czasem nawet
pogniecione i przymarszczone, więc zaintrygowana zapytała, dlaczego wybierają
właśnie te. Okazało się, że te brzydsze są swojskie a piękne importowane, więc
ludzie zachowując zdrowy rozsądek kupowali te, z których była większa korzyść
dla ich rejonu, gospodarki. Aktualnie wszyscy zatraciliśmy tę mądrość
bezmyślnie rzuciliśmy się na chińskie wyroby, a gdy przyszedł czas na refleksję
okazało się, że jest zbyt późno. Mleko zostało rozlane. Konia z rzędem temu, co
z ręką na sercu może złożyć przysięgę, że kupuje tylko rodzime produkty. Nawet
gdybym pękła z chcicy to nie uniknę produktów prosto z Chin czy innego azjatyckiego
kołchozu.
Zadowolona Fela mruczy trochę jak kot. W tym
momencie zgodziłaby się być nie tylko z Chin, ale nawet z księżyca bylebym
tylko nie przestawała drapać po brzuszku.
Każdy niby to przewiduje, ale włosów jest więcej, niż sobie można było wyobrazić :)
OdpowiedzUsuńKiedyś słyszałam stwierdzenie, że pies X leni się tylko dwa razy do roku: od lipca do tycznia i od stycznia do lipca :P. Zaadaptowałam to również na nasze potrzeby, bo u nas tak samo :).
OdpowiedzUsuńA co do Chin.. Fakt, choćby nie wiem jak człowiek chciał, to owych chińskich jednorazówek się nie uniknie..
Coś z tym traceniem dwa razy w roku kudłów prawdy jest;) Podział na letni i zimowy w sumie znaczy całoroczny;)
OdpowiedzUsuńDobre, moja Santi jest właśnie na tym etapie. Jakaś masakra, a jeszcze złości się jak próbuję ją wyczesać, cały zabieg trwa przez to 4 razy dłużej i obie jesteśmy uszargane. Za to jej prawie 3 letni synek dla szczotkowania dałby się pokroić. I bądź tu człowieku mądry ...
OdpowiedzUsuńFela to się pozwoli nawet odkurzyć, ona w miarę dobrze czesanie znosi.
OdpowiedzUsuń