środa, 4 grudnia 2013

04.12 Wędrowiec, pojawia się Wiktor





-Królowo jeśli moje poczynania będą dotyczyć twej osoby lub twej córki nie omieszkam cie poinformować. Na razie możesz spać spokojnie.
Tyle mógł jej obiecać a co do reszty to się okaże. Nie miał planów, zwabiony tajemniczym impulsem bezmyślnie ruszył w drogę. Bez planu, oczekiwań czy konkretnych celów.
-Dziękuje panie.
-Bonifacy życzę sobie jutro do śniadania poczytać stare akta. Bardzo jestem zainteresowany jak to przepływały dobra Holockich do innych łapczywych rąk. Ostrzegam zawczasu, żebyś potem nie był zdziwiony, fałszywe papiery to ty lepiej weź schowaj do wychodka by użyć w wiadomych celach. Teraz pożegnam państwa i udam się na spoczynek
          Odwykł od ludzi, zdziczał, zdziwaczał, ale zachował na tyle zdrowego rozsądku, że wiedział, że wystarczy mu tych wątpliwych przyjemności na jeden wieczór. Jedyne, czego pragnął to odpocząć, położyć się i usnąć tak zwyczajnie bez natłoku myśli i wspomnień. Gwary rozmów, intrygi i ludzie nie były mu potrzebne do szczęścia wręcz przeciwnie męczyło go. Czuł się stary bardzo stary.
     Na korytarzu nie myśląc o tym co robią ludzie których zaskoczył swoim niecodziennym pojawieniem się gwizdnął na swoje niesforne psy. Gdzieś daleko, pewnie w kuchni spadło coś metalowego robiąc duży hałas. Nim przebrzmiało echo gorące języki lizały go po rękach. Na te urwisy zawsze mógł zawsze liczyć.
-Idziemy łobuzy, najwyższy czas odpocząć.
Psy w pełni podzielały jego zdanie i one były zmęczone, radośniej zamerdały ogonami, zachęcająco burcząc. Miały pełne brzuchy teraz  już mogły odpoczywać.
-Panie kociambrom gości więc i psom pewnie też, nie wolno do komnat.
Młody służący który na paluszkach przemierzał korytarz zgiął się w pokłonie dosięgając głową  podłogi.
-Tym wolno, jak masz na imię?
          Spodobał się mu ten chłopak. Może to głupie, ale miał w zwyczaju oceniać ludzi po pierwszym wrażeniu, instynkt jak do tej pory nigdy go nie zawiódł. Widać było że chłopak nie miał w sobie pokładów pozerstwa i nieszczerości. Jad tego miejsca jeszcze nie zatruł jego ciała i umysłu. Możliwości były dwie albo pracował tu zbyt krótko albo był wyjątkowo odporny.
-Wiktor, panie.
       Chłopak był wysoki, kościsty przez swoje krótkie życie nie zdołał wyhodować ochronnej warstewki tłuszczyku. Był mocno spięty i nie wiedział jak powinien się zachować.
-Wiktorze daj odetchnąć swemu kręgosłupowi. Wyprostuj się ładnie, nie musisz na mój widok całować kolan.
         Oczy koloru dobrze wybarwionych słońcem chabrów, po mimo strachu chciwie wpatrywały się w przybysza. Obawa szaleńczo kładła się cieniem na letnim odcieniu tęczówek chłopaka nie był pewien czy obcy nie żartuje. Na wszelki wypadek spiął mięśnie i nauczony doświadczeniem przygotował się na cios. Wielcy panowie woleli bić niż tłumaczyć. Wiedział już jak stanąć by zbytnio nie ucierpieć.
-Tak panie.
       Chłopak miał niepokojąco posiniaczoną szyję. Zielonkawe podłużne plamy rozmyły się  straciły kształty, jednak nie było wątpliwości to były ślady po duszeniu. Zrobiło mu się żal chłopaka nikt nie miał prawa tak traktować innych bez względu na swą uprzywilejowana pozycję. Znowu robił błąd, angażował uczucia, nie powinien przejmować się losem obcego chłopaka.
-Wiktorze powiedz mi czy jest jeszcze ta stara łaźnia koło kuchni? I co ważniejsze czy balia zdatna jest do użytku?
      Nos bezlitośnie, niemal natychmiast po spotkaniu z ludźmi zakomunikował, że woda i mycie wyszły z mody. Cierpiał katusze, odór dawno nie mytych ciał przepoconych, przesiąkniętych starym potem ubrań doprowadzał go do młodości. Gdyby nie wielce przydatna umiejętność pozwalająca na selekcję wyczuwanych zapachów jego żołądek zastrajkował by zaraz po przekroczeniu bram miasta. Od dziecka lubił wodę i nic nie wskazywało na to że kiedyś zmieni nawyki.
-Jest panie i łaźnia i balia, ale czy zdatna kto by to wiedział? Nikt o zdrowych zmysłach przecież z niej nie korzysta.
Chłopak zmarszczył śmiesznie nos przypominał trochę niuchającego królika.
           Korytarz był pusty, gdyby nie dreptające z niecierpliwością psy, dało by się słyszeć przyśpieszone bicie serca  podsłuchującego za drzwiami osobnika. Ubrany na czarno mężczyzna przyległ całym ciałem do drewnianej struktury drzwi, wstrzymywał oddech trochę  z ciekawości  choć na pewno bardziej z wyrachowania. Wędrowiec z zasady nie zadawał sobie trudu  i nie zajmował się zwykłymi donosicielami i lizusami. Bywały jednak chwile że korciło go by szybko i niespodziewanie otworzyć drzwi czy okno. Tylko, po co by ukarać przemówić do rozsądku? To mijało się z celem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz