-Później
weźmiesz moje rzeczy do prania. Bieganie
z psami masz zaliczać w godzinach pracy- Kilka prostych słów sprawiło że
świat chłopaka w
sekundę stał się kolorowy. Oczy które
przez chwilę wyglądały jak pochmurne niebo znów były
radośnie chabrowe.
Pomyślał sobie nawet, że świat nie jest taki zły jak mu się do tej pory
wydawało.
-Ochmistrzyni
ma przekazać połowę twoich obowiązków innej osobie.
-Panie będę z
nimi biegał aż do lasu, każdy dzień!
Szczerze ucieszył się chłopak,
czując nagły przypływ adrenaliny. Był gotowy do biegu, poczuł wiatr we włosach.
Ileż ciekawsze było
bieganie nawet do utraty tchu niż wynoszenie nocników. Nawet nie śmiał marzyć o
takiej odmianie.
Opiekun uśmiechnął się, jak to mało niektórym trzeba do szczęścia.
Żałował że nie ma w nim i nigdy nie było takiej prostej radości.
Tak dużo musiał poświęcić, i już się nie zastanawiał czy było warto. Przegrał swoje życie wybierając świecidełka zamiast
oferowanych mu szlachetnych kamieni. Był głupcem.
-I tak
trzymaj, psy mają być zadowolone. Aaa i dopilnuj by czekały na mnie czyste
ręczniki i mydło przy bali. Służąca do mycia pleców nie jest mi potrzebna.
Wolał zaznaczyć zawczasu że roznegliżowane
panny nie są mile przez niego widziane. Zbyt często chciano mu dogodzić w ten
sposób. Skutecznie psując mu przy okazji humor. Zawsze uważał że
miał wielką i niepotrzebną skazę, był niepoprawnym romantykiem i niestety nie uczył się na
błędach. I choć bardzo podobały mu się
kobiety sam fizyczny pociąg mu nie wystarczał pragnął czegoś więcej. Chciał miłości a gdy ta się
pojawiła zachował się jak smarkacz. Niedojrzały facet posiadający zbyt dużo władzy
to złe połączenie.
Myślał nad czymś przez chwilę.
Biało
umaszczony pies łasił się do kolan Wiktora, a ten odruchowo podrapał go za uchem. Już zapomniał że jeszcze przed
chwilą bał się że skończy jako posiłek bestii. Teraz to była przepustka do ciekawszego życia, ekscytujących
zabaw, ale nie drapał tego psa z wyrachowania tylko z sympatii.
-Wiktor rano
znajdziesz mi krawca, czy tam krawcową wszystko jedno.
Byle szybko i sprawnie obracał igłą, a potem będziesz hasał do woli z moim
psami. To ważne nie zapomnij!
Nie lubił tych prozaicznych, codziennych problemów, jak ubrania czy
jedzenie w jego warowni nie musiał się zajmować tak błahymi sprawami miał od
tego ludzi. Tu mu nie pozostawało nic innego jak zająć się tym osobiście z
dwojga złego wolał to niż paradowanie w brudnych i zniszczonych ubraniach.
-Tak panie
będę pamiętał, czy coś jeszcze?
-Nie, nie
jesteś mi już potrzebny. Rano się u mnie zameldujesz. O której zaczynasz pracę?
A i nie zapomnij przyjść po moje rzeczy
które nadają się już tylko do prania, rzucę przed łaźnię.
Przeczucie mu podpowiadało mu że tym
razem wszystko będzie wyglądać inaczej. To nie będzie krótki nic nieznaczący
wypad do których
przywykł. Tym razem zdoła poznać ludzi
przyzwyczaić się do nich. Całe życie tego unikał, rozstania były nieuniknione a kiedy już następowały wypalały
w jego duszy długo gojące się dziury.
Zbyt mocno potem samotność dawała mu się we znaki. To była ta odmiana pustki
której nie zagłuszał ani alkohol ani nawet najmocniejsze ziółka. Tak długo
udawał zimnego twardziela że niemalże sam w to uwierzył.
-O piątej
panie zaczynam.
-Barbarzyńska
pora- Zaśmiał się Opiekun zrzucając kaptur z głowy- Mnie obudź o ósmej i ani chwili wcześniej. Dobranoc
Wiktorze.
Chłopak wciągnął powietrze i z
przerażeniem patrzył na mężczyznę. Zszokowany stał jak słup nie zdolny do najmniejszego ruchu.
Nie spodziewał się zobaczyć twarzy Opiekuna. Co więcej zdziwiło go że gość ma
twarz. Wyobrażał sobie że tam od czarnym kapturem kryje się pustka, a nie
normalny człowiek.
-Dobranoc
Wiktorze nie zatrzymuję cię na dłużej.
-Dobranoc
panie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz