Chwile trwało zanim chłopak odzyskał panowanie nad swoim ciałem i językiem. Był nieszczęśliwy i zdołowany. Trząsł
się ze strachu myśląc o straszliwych konsekwencjach, jakie mogą spaść na jego biedną głowę, po zobaczeniu twarzy Opiekuna, wyszedł z
komnaty. Zrozpaczony,
załamany swoją bezsilnością, złorzeczył
na fatum, które od urodzenia wisiało nad jego głową. Dlaczego to właśnie jego
spotykały wszystkie możliwe nieszczęścia? Przecież zawsze starał się być dobrym
człowiekiem. Nikomu nie zrobił nic złego, więc dlaczego? Ktoś go przeklął? Ktoś
rzucił zły urok?
Niespokojne myśli, złe przeczucia i strach nie wpłynęły w żaden sposób na poruszania się
chłopaka już po chwili słychać było jak swoim zwyczajem pędzi po korytarzu.
Śpieszył się, na dole niecierpliwie czekała reszta
służby ciekawa jego opowieści o Opiekunie. Wiedział że kucharka
specjalnie dla niego schowała kawał ciasta. Pierwszy raz odkąd tu pracuje zazna
jej przychylności, do tej pory nie pozwoliła mu nawet wylizać miski. Pomimo prześladującego go pecha
okazało się, że chociaż ten wieczór należy do niego. Zgromadzeni w kuchni ludzie będą wypytywać ciekawi każdego słowa, a on miał
wiele do powiedzenia. Choć jeden raz nie przepędzą go szmatą czy złym słowem.
Wędrowiec stał niezdolny do ruchu tak jakby
nagle uszło z niego całe powietrze, jedyne do czego był zdolny to wpatrywanie się w swoją starą czekającą tu
tyle lat księgę. Był to spisany przez niego z braku innego, lepszego zajęcia zbiór legend. Kiedyś musiał być w ciągłym biegu, potrzebował dawki adrenaliny,
wyzwań ponadto chciał czuć się potrzebnym,
niezastąpionym. Potem zrozumiał że to ułuda, nic nie warta walka z wiatrakami. Przegrywasz bez względu na
wysiłek i zaangażowanie.
Otrząsnął się z marazmu i usilnie
grzebał w kieszeni peleryny. Nie znalazł tego, czego szukał podrapał
się po brodzie i zwrócił do psów.
-Teraz
chłopaki zaświszczy i zapierdzi i jak zapewne pamiętacie wsyśnie waszego pana.
Więc się nie zdziwcie za bardzo. Was nie biorę bo to żadna atrakcja dla
kudłaczy. Tylko macie mi się tu kulturalnie zachowywać! Szczególnie ty Ateku
nie będziesz kopał dziur w tym pięknym parkiecie! Zrozumieliście? Uprzedzam
jeśli narozrabiacie to gdy wrócę przetrzepię wam ogony.
-auuu-
odpowiedziały dość zgodnie futrzaste potwory, zajęte pakowaniem się do
szerokiego łoża, do jego łoża.
Rozdział IV
Świsneło przeszywająco i mało przyjemnie ale przyzwyczajone do nietypowych dźwięków psy zupełnie zignorowały to się działo. Zajęte były znalezieniem optymalnej pozycji
do wypoczynku w łóżku swego pana.
Zgodnie z oczekiwaniami zaniosło go do
stajni.
Blond włosy wyrostek o brązowych
oczach Hadwigi, pełen entuzjazmu dla
zadania które powierzył mu Wędrowiec,
umościł sobie legowisko tuż obok konia
którego miał strzec.
Mężczyzna mruknął niezrozumiale pod
nosem, nie oczekiwał aż takiego poświęcenia. Nikt nie może być czujny przez całą dobę. Gdyby
była taka potrzeba powiedziałby o tym chłopakowi.
Doskonale
wiedział że nikt nie ośmieli się skrzywdzić należącego
do niego zwierzaka. Gdyby nawet stało się inaczej i
znalazłby się jakiś desperat to jego własność była wystarczająco zabezpieczona.
Tylko skąd o tym mógł wiedzieć ten przejęty swoim zadaniem chłopak? Precyzyjnie wydane polecenie ułatwia
życie nie tylko jemu, ale jak się okazuje również innym, następnym razem musi
mieć to na uwadze.
-Chłopcze nie
musisz spać w stajni. Mój koń jest bezpieczny. Gdyby ktoś próbował go ruszyć mogłaby to być ostatnia rzecz
jaką zrobił by w życiu. Powinienem ci
wcześniej o tym powiedzieć, moja wina,
zwyczajnie nie pomyślałem.
Nie pamiętał już jak to było, gdy on
był tak młody, jednak był tego pewien w stu procentach nigdy nie wypełniał
poleceń swych nauczycieli z takim zaangażowaniem. Odkąd pamiętał zawsze towarzyszyła mu przekora
i coś, co nie do końca można nazwać lenistwem. Teraz z perspektywy czasu trudno
mu było orzec czy to na pewno wada czy może jednak zaleta. Indywidualista się
znalazł, mógł sobie na to pozwolić, a taki dajmy na to Wiktor już nie. Tyle
narzeka a nie widzi, że jednak trochę szczęścia w życiu miał. Indywidualista,
malkontent.
-Panie kazałeś
mi się nim dobrze opiekować, to się staram jak mogę.
Han próbował wyglądać poważnie i na nieco starszego niż był w rzeczywistości. Trochę to było
trudne zadanie w tych przykrótkich gęsto pocerowanych burych portkach.
Koszula wcale nie była w lepszym stanie, a buty te to już naprawdę były u kresu
wytrzymałości.
Jednak Wędrowiec wiedział, że nie strój czyni człowieka, prawdziwa wartość
ukryta była zupełnie gdzie indziej. W swoim życiu widywał już dzieci, które
roztropnością przewyższały starców i mędrców. Dzieci, którym bez wahania
powierzyłby swoje życie. Spotykał też dorosłych niewartych by nawet splunąć w
ich stronę, dlatego każdego człowieka rozpatrywał indywidualnie nie dając
uwieść się stereotypom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz