Ktoś mi podmienił psa! Nie żartuję. Jeszcze wczoraj
miałam czarno-białą Felę a dziś wybiega mi z za rogu czarno-bure-szare coś na
czterech łapach. I jeszcze bezczelnie radośnie macha ogonem na powitanie. Wiem, co się stało, wrogo nastawieni do
ludzkości kosmici podstępnie, korzystając z chwilowej nieuwagi podmienili mi
psa. Ewentualnie odkryli, że czarny diabeł, z jakiś nieznanych mi powodów i
umiejętności nadaje się na imperatora kosmosu. I nie tracąc czasu na zbędne namysły
zabrali mi Felę, by przygotować ją do sprawowania tego wyjątkowo prestiżowego urzędu.
Mi pozostawili na otarcie łez, na szybko sklonowanego stworka, który miał mnie utrzymywać
w przekonaniu, że przecież nic się nie stało. Organoleptycznie jak dobrze z
góry założyli przedstawicieli obcych cywilizacji nie stwierdzę manipulacji
genetycznej. Miało być pięknie, ale coś im nie wyszło z futerkiem. Nawet kosmiczni
najeźdźcy popełniają banalne błędy, zdarzają się im zwykłe fuszerki i
niedociągnięcia. Niestety nie będzie międzygalaktycznej kariery i znajomości z
najbardziej uprzywilejowanym stworzeniem w kosmosie, wytłumaczenie stanu futra okazało
się banalne i prozaicznie. Fela dając upust swojej ułańskiej fantazji włamała
się do szopki z węglem. Rozpasanie i imprezowanie na węglu i musiało być
straszliwe i zawzięte. Rozpusta w biały dzień i nieumiarkowanie. Aż strach myśleć,
co się tam musiało dziać, jeśli nie pozostał jej nawet centymetr białego futra.
Co do futra to tej mojej czarnej osobistej małpie zazdroszczę.
Ma na stałe fajne, ciepłe, a jak trzeba to przewiewne wdzianko na każdą okazję.
Fela nie musi się martwić, jaki w tym roku fason i kolor jest na topie, bo jej
zawsze bez względu na okazję i humor jest idealny. Nie musi tracić cennych godzin na łażenie po sklepach
by znaleźć coś szałowego i niedrogiego, ale takiego by oczy koleżanką z zazdrości
wyszły z orbit. Zawsze wygląda zjawiskowo. Każdemu rozsądnemu psiemu
dżentelmenowi wdzianko Feli pasuje i nie ma żadnych, ale, a może. Kreacja
idealna a że czasem traci trochę włosa to nic szczególnie uciążliwego, nowy
odrośnie. I jeszcze ma pewność, że się futerko nie zdefasonuje, nie straci
koloru, ani się nie skurczy w praniu. I jakby tego było mało prasować nie musi.
Gniecie mnie to pod żebrami, bo ja sama straciłam ostatnio ten rachityczny i
ledwo się tlący zapał, jaki miałam do zakupów. Wystarczyło kilka dziewczyn,
które się chwalą, że kupują a raczej wypożyczają ciuchy ze sklepów by się
polansować na mieście, w szkole, czy w pracy a potem jak gdyby nigdy nic
zwracają ubranie. Na to nałożyły się artykuły opisujące to zjawisko i teraz,
gdy wchodzę do sklepu zastanawiam się ile ubrań jest nowych a ile powinno
wisieć już w ciucholandzie. Jak ja zazdroszczę Feli, że nie ma odzieżowych dylematów
i nie musi marnować swego czasu na tak błahe sprawy.
Wracając spraw istotnych, czyli do śniegu nasze
tańce w celu sprowadzenia prawdziwej zimy jak na razie mają zero skuteczności a
wręcz przeciwnie wydaje mi się ze ją wręcz przegoniłyśmy. Sytuacja staje się dramatyczna
a na poprawę marne szanse.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz