Dziewczyna
zamknęła oczy, z trudem przełknęła ślinę. Opiekun miał nadzieję że zdołał ją przekonać i że mu uwierzy i zaufa. Wzdrygnął się na myśl że może być zmuszony do poskromienia jej wyjątkowo
niebezpiecznych umiejętności i to tak by nie wyrządzić dziewczynie krzywdy. Bardzo trudne to zadanie, lecz wykonalne, nawet, jeśli
wziąć pod uwagę, że nie był aktualnie w życiowej formie.
-Musisz mnie
zakneblować, jeśli będzie strasznie bolało, zacznę krzyczeć. Jestem zbyt słaba
żeby nad tym zapanować.
Głos tej niewinnie wyglądającej,
pięknej dziewczyny mógł uczynić
spustoszenia równe wielkiemu kataklizmowi, z łatwością mógł
zabijać. Miał zamiar dopilnować by z jej gardła nie wydostał się żaden ze
śmiertelnie, niebezpiecznych dźwięków, ucieszyło go że chciała
współpracować. To
wiele ułatwi jemu i jej też. Szczególnie jej daje szansę na przeżycie i w miarę
normalne dochodzenie do zdrowia.
-Tak tego by
nam jeszcze brakowało, krzycząca Werianka. Cała dzielnica zdemolowana, nie
ostał by się kamień na kamieniu. – Próbował rozładować sytuację, choć miał świadomość, że w
jej stanie nawet najlepszy żart odbierała jak zwykły bełkot.
-Jestem za słaba,
musisz mnie zakneblować- Szeptała.
Była świadoma swego ciała i jego
możliwości, to
dobrze, jednak znając jej rasę można było się tego spodziewać. Miała głęboko zakodowane że to co dla ludzi jest
dobre ją niechybnie zabije. I nawet teraz
trawiona przez gorączkę o tym pamiętała. Miał ciężki orzech do zgryzienia
musiał ją przekonać że jego metody są skuteczne, bezpieczne
i że nie działa po omacku. To było nowe doświadczenie musiał udowodnić, że jest mądry i kompetentny. Do
tej pory wszędzie, z urzędu przysługiwał mu kredyt zaufania ze względu na funkcje,
którą sprawował. A dziewczyna na sto procent była uparta jak
osioł tak jak cała reszta jej pobratymców,
nie musiał znać Lilidi
by być tego całkowicie pewnym. Tak jak i
tego że nie będzie chcieć słuchać jego argumentów w każdym razie na początku.
-Damy rade,
widzisz mam tu takie magiczne igiełki, jeśli wbije je w odpowiednie miejsca nie
poczujesz bólu.
Dziewczyna
wyglądała jak kupka nieszczęścia. Próbowała otworzyć oczy by
popatrzeć na niego niestety nieposłuszne jej woli powieki opadły ukrywając zamgloną gorączką zieleń tęczówki. Było z nią naprawdę źle
-My jesteśmy
odporni na magie. –
Wyszeptała na granicy słyszalności ledwo poruszając wargami.
-To taka
szczególna magia. Magia poznania ciała, na szczęście sprawdza się na wszystkich
organizmach i na was też. Nie kłamię i nie zamierzam robić
eksperymentów na tobie. Wiem, co robię.-Uspokajająco
pogłaskał ją po dłoni mokrej od potu.
Gruchnęły
gdzieś drzwi, aż zadrgała podłoga. Wyczuł drganie mięśni dziewczyny była bardzo
zdenerwowana.
-Ten młody
nadgorliwiec całkiem rozwali tę budę
jeśli nie okiełzna swej siły.
Wędrowiec
puścił oko do chorej, która zdołała się zmobilizować i podciągnąć powieki
do góry, dzięki czemu znów widziała co się dzieje wokół.
-Są
prześcieradła.
Zasapany Han
rozdarł się tuż za drzwiami.
-To możesz je
przynosić młody człowieku. Wodę też. I jeszcze jedno, trochę ciszej proszę, bo
już pewnie ze dwie dzielnice dalej zastanawiają się, po co ci na gwałt te
prześcieradła i to w takiej ilości.
- Tak panie.- Han speszył się
mocno, tak się starał a Opiekun z niego żartował. Nie czekał na dalszą
przemowę urażony poszedł po gar z wodą.
Jakieś dwie
minuty później Han był z powrotem w pokoju.
Zadowolony że przestano się z niego naśmiewać postawił gar pełny wrzątku tuż koło łóżka chorej.
Popatrzył na jej plecy i aż nim zatrzęsło z przerażenia. Nie zdawał sobie sprawy, że z nią
jest aż tak źle, wiedział, że choruje, ale dopiero teraz zrozumiał, że mogła od
tego umrzeć. Ona taka piękna, najpiękniejsza z kobiet, które znał, nie mogła tak
po prostu odejść on się na to nie zgadzał. W myślach dziękował bogom, że
Wędrowiec uparł się żeby ich odwiedzić, tylko on mógł pomóc Lilidi.
-Wodę trzeba
rozlać, masz misę i drugi garnek? Jedno prześcieradło musisz podrzeć na pasy,
siły masz jak tur to na pewno dasz radę.
Szybko i
skutecznie ustawił chłopaka
do pionu Opiekun, to nie był dobry czas na litość
czy sentymenty trzeba było działać jeśli ona ma żyć. Sam zaczął trzeć wskazującym palcem o szeroko rozwartą
dłoń, powolutku zaczęło z niej bić przytłumione mleczne światło które
zawirowało i znikło. Na jego ręce zaś leżały trzy zielone listki, wrzucił je szybko do kubka i zamieszał. Zapachniało rumiankiem i miętą.
-Dobrze Han
zmykaj. Jak będę czegoś potrzebował zawołam. Przyniesiesz i postawisz pod
drzwiami. Nasza śliczna podopieczna potrzebuje trochę spokoju i prywatności.
-Co mam robić?
Chcę pomóc!- Szczerze martwił się o dziewczynę, do tej pory mógł
tylko patrzyć jak sama zmaga się ze swym ciałem i słabością, aż do tej chwili
nie pozwalała sobie pomóc. Miał jedyną i wręcz wymarzoną okazję by się wykazać i zrobić
dla niej coś pożytecznego, ważnego. To była doskonała okazja
by zobaczyła w nim opiekuńczego mężczyznę a nie jak do tej pory smarkacza, dzieciaka. Traktowała go jak młodszego brata, ostatnie czego pragnął to właśnie takich relacji miedzy nimi. To nic, że była starsza, była
wyjątkowa a on zrobi wszystko by zwrócić na siebie jej uwagę.
-Pomóc to
możesz babci w gotowaniu obiadu, sprzątaniu czy w czym tam chcesz.
Dla mnie możesz nawet dłubać w nosie i sobie do tego przytupywać, albo nie
przytupuj bo sąsiedzi ogłuchną. –Nie był może zbyt miły, ale już wiedział, że to dobry sposób na Hanka,
chłopak się wycofa, zawstydzony bez zbędnych dyskusji i tłumaczeń.
-Panie a Tobie
ciągle żarty w głowie. -Westchnął
zniechęcony Han
zupełnie tak jak to przewidział Wędrowiec,
po czym delikatnie zamknął drzwi i na paluszkach przemknął do pieca.
-Dobrze moja
ty piękna, teraz wbijemy igiełki. Trochę będziesz przypominać jeża , ale nie
bój się nie powiem o tym żadnemu z twoich absztyfikantów, no chyba że mi mocno
podpadniesz to nie będzie litości. -Nadal próbował
poprawić jej nastrój, coś mu podpowiadało, że dziewczyna posiada poczucie
humoru zbliżone do jego własnego. Z drugiej strony dużo ryzykował, sam, gdy się gorzej
czuł na żarty reagował wręcz alergicznie.
-Zapewne- Jej głos przypominał teraz
szelest liści.
Próbowała
oblizać swe popękane, sine wargi, bez
skutku wysoka gorączka całkiem wysuszyła jej śluzówki. Opiekun podniósł ją
delikatnie i przyłożył kubek z naparem do ust. Piła podejrzliwie przyglądając
się igłom wystającym z czarnego woreczka który położył na
jej kolanach. Gdy już zaspokoiła
pragnienie obrócił ją tak że leżała na
brzuchu.
Igły były długie i cieniutkie,
zakończone czerwonym paskiem. Wystrugał mu je pewien szuler karciany przegrawszy wcześniej z nim zakład.
Może nie wygrał go zupełnie uczciwie, bo doskonale wiedział, co się stanie, ale
na swoja obronę miał to, że nie wpływał wtedy w żaden sposób na wydarzenia.
Fakt mógł chłopakowi po prostu wydać rozkaz i niczym się nie przejmować, ale czuł,
że tamten jest bardzo wrażliwy na punkcie swojej godności i honoru. Poza tym o liczył,
że tamten przy okazji sam odnajdzie swój talent i wrażliwość. Dał młodemu
krętaczowi wtedy szansę na zmianę życia, którą tamten doskonale wykorzystał.
Teraz te same igiełki, które wtedy wydębił od oszusta wbijał szybkim sprawnym ruchem w ciało dziewczyny. Znał
się na tym, miał takie wyczucie że mógłby robić to z zamkniętymi oczami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz