Gdy tylko ułożył się wygodnie w
bali, jego zasupłane w żelazne supły mięśnie przyjemnie rozluźniły się pod
wpływem ciepłej wody. Lubił ten stan, to była tak na prawdę jedyna przyjemność
na jaką sobie pozwalał. Traktował kąpiele trochę jak terapię pozwalającą zachować
zdrowe ciało jak i zdrowe zmysły. Nie przyznawał się do tego głośno, ale u siebie w samotni
używał pachnących olejków i soli do kąpieli.
Po śmierci
Hadwigi było z nim bardzo źle, nie działały na niego żadne otumaniające mikstury ani nawet mocne, narkotyczne zioła nie przynosiły upragnionego ukojenia.
Po alkoholu czy narkotycznych substancjach rozpamiętywał na tysiące sposobów
jej śmierć, co wizja to bardziej makabryczna i krwawa.
Psychicznie był jak rozorane, zmiażdżone niezliczoną ilością końskich kopyt, porzucone pole. Był wtedy bardzo blisko
śmierci, pragnął jej ponad wszystko, wierząc że tam po drugiej stronie odnajdzie ukochaną. Zabrakło mu jednak odwagi by
otworzyć drzwi zza których nie ma powrotu. I choć nie znał i nie potrafił wskazać powodu, który
trzymał go przy życiu wiedział, że jest jeszcze związany z tą stroną istnienia. Miał tu jeszcze coś ważnego do załatwienia. I tylko balia ciepłej wody w której jego myśli zwalniały w swój
wyniszczający prowadzący do zagłady taniec, pozwoliła ocaleć przetrwać krytyczny okres. Banalne wybawienie żaden szanujący się bard nie zakończyłby tak swojej
pieśni.
Od dziecka uwielbiał wodę. W ogrodzie
tuż przy domu Opiekunów był basen. Owalny, z lekko opadającym dnem. Na całej długości zbiornika spad dawał prawie pół metra
różnicy w poziomie wody. Często skakał do niego na główkę,
nurkując podziwiał mozaikową posadzkę basenu. Tło symbolizujące morze było
szafirowe, wypełnione różnej wielkości i kształtu rybami. Najbardziej lubił
taką małą czerwoną rybkę z poszarpaną płetwą. Lubił sobie wyobrażać, że odrywa się od szafirowych
kafelek i płynie ocierając się delikatnie o jego policzek.
Mięśnie jeden po
drugim rozgrzane ciepłą wodą poddały się magi chwili. Zrobiło mu się lekko na
duszy, poczuł się wolny. Gdzieś znikł głaz który ciążył mu co dnia, ulotniło
się wielkie poczucie winy.
Rozluźnienie nie trwało długo. Do
głowy jak szalone zaczęły dobijać się wspomnienia, zwabione tym szczególnym
miejscem. Znów pomyślał że nie powinien tu wracać.
-Hadwigo moja
słodka Hadwigo dlaczego...?
Obrazy z przeszłości niczym śmiercionośna lawina zasypywały inne myśli, despotycznie
opanowując jego głowę. Nie bronił się, bo już nie wiedział jak, tyle lat próbował wszystkiego
bezskutecznie.
W dzień w którym ujrzał ją po raz
pierwszy, ubrana była w mocno wciętą w pasie suknię koloru niezapominajek.
Gorset miała tak mocno zasznurowany że zupełnie nie rozumiał jak dała radę
oddychać. Stała bokiem do niego wpatrzona w okno lekko nieobecna, jak istota
nie z tego świata. Wystarczył ułamek sekundy, chwilka w której jego oko złowiło
ten niesamowity profil, by ta dziewczyna wypełniła cały świat. W tym ułamku
sekundy zrozumiał sens ludzkiego życia, odnalazł odpowiedź na tak wiele
dręczących go w bezsenne noce pytań. Oniemiały z zachwytu zapomniał po co przyszedł, każdą komórką swego ciała pragnął
podejść do kobiety w błękitnej sukni i spojrzeć w jej przychylne oczy. Czas się
dla niego zatrzymał, choć wskazówki zegara nie zwolniły swojego
szaleńczego biegu. Stał, zachłannie chłonąc każdy detal jej ciała. Otrzeźwił go
dopiero głos króla, który zaniepokojony jego dziwnym zachowaniem, wyszedł mu na przeciw. Król pragnął niezwłocznie przywitać swego gościa, był jednym z tych władców, którzy nie mieli ciężkich grzechów
na sumieniu, co wraz z innymi jego pozytywnymi cechami charakteru zaowocowało
obopólną sympatią.
Nie pamiętał istoty problemu który
przywiódł go wtedy do miasta ani jakie zaproponował rozwiązanie. Jednak do tej
pory wyraźnie widział jak sunęła powoli, drobnymi kroczkami w stronę króla. Jej
kształtne karminowe usta wyginały się w łagodnym uśmiechu, a w oczach czaiło
się pytanie.
-To moja daleka
kuzynka Hadwiga Holocka- Przedstawił mu król kobietę.
Dziewczyna spojrzała z pod grubej
firany ciemnych rzęs na jego twarz. Nie udało mu się ukryć podziwu i zafascynowania. Studiowała tę jego twarz, która choć raz nie przypominała zimnej
obojętnej maski z nieukrywanym
zainteresowaniem, a potem przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Z kocią gracją
podała mu swoją delikatną białą jak kość słoniowa dłoń do pocałowania. Wbrew wszystkiemu, swojej pozycji
tradycji i zasadom odebrał to jak zaszczyt, był wniebowzięty. Po sali przeszedł szmer zaniepokojonych szeptów, nigdy
żadna dama, nawet królowa nie ośmieliła się oczekiwać pocałunku od Opiekuna. On sam ostrożnie złapał jej drobną ozdobioną tylko jednym skromnym
pierścieniem, dłoń. Poczuł przyjemne
ciepło skóry i delikatnie jak by się bał że ją skrzywdzi, musnął wargami.
-Miło mi panią
poznać.
Patrzył na jej
zadarty piegowaty nos i pomyślał że spotkał najpiękniejszą kobietę na świecie. Kobietę, dla której mógłby
zapomnieć o wszystkim. Boginię, która potrafiła jednym mrugnięciem oka zmienić
świat.
-To dla mnie
zaszczyt, wiele słyszałam o Opiekunach. Od dawna marzyłam o poznaniu kogoś tak szczególnego. Chodzące legendy,
mężczyźni których pragną wszystkie kobiety. Największa zagadka życia, fascynujące spotkanie.
W oczach
zamigotały jej niesforne
chochliki, ale głos miała przyjazny,
miękki i niski. Chciałby
mówiła do niego, nie ważne nawet, co, chciał słyszeć jej głos tak inny od wszystkich,
które do tej pory słyszał. Tak naprawdę nie miał pojęcia, czym różnił się od
innych może tym, że był jej i to wystarczyło by zyskał status wyjątkowego.
Poczuł się jak
smarkacz, krew krążyła o wiele szybciej niż powinna. Nie bardzo wiedział co
zrobić z nagle przeszkadzającymi mu rękami.
-Hmm nic mi
nie wiadomo o tych szalejących tłumach kobiet, ale mam nadzieje że pani nie
rozczaruje.
Zauważył dwa
pieprzyki tuż koło kształtnego ucha, miał ochotę dotknąć nakrapianej piegami
skóry. Przekonać się czy jest delikatna i miła w dotyku jak skórka dojrzałej
soczystej brzoskwini.
-Za późno, już
jestem rozczarowana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz