środa, 29 stycznia 2014

29.01 Wędrowiec, piękne kobiety są niebezpieczne.

   


   Z ulgą stwierdziła że mówił prawdę, ból nie był już tak dokuczliwy. Wprawdzie nie minął całkiem, ale teraz potrafiła sobie z nim poradzić.
-Kolczatko nie wierzysz ale wyjątkowo ci do twarzy z takimi szpikulcami- Zaśmiał się przewracając ją ostrożnie na bok -Teraz niestety bierzemy się do brudnej roboty. Nie lubię tego strasznie ale co mam z tobą zrobić?
           Była twarda, nie znał drugiej tak wytrzymałej kobiety. Z drugiej strony doskonale wiedział, że jeśli tylko zechce i poszpera w pamięci znajdzie w niej całe tabuny równie dzielnych i wytrzymałych pań. Ileż to razy zachwycał się hartem ducha prawdziwych bohaterek, podziwiając i jednocześnie zazdroszcząc?  Dziś niespodziewanie znowu ogarnęła go ta sama niepokojąca mieszanka uczuć. Specyficzna pacjentka potrafiła ze zdumiewającym niewytłumaczalnym spokojem podejść do własnego cierpienia. Nawet on sam pozwoliłby sobie na jęki czy syczenie co tam klął by tak że uszy by więdły, pomstując na cały świat i swojego pecha. Ona milczała zaciskając tylko popękane usta.
       Zamoczył pas prześcieradła w przyniesionej przez Hana wodzie i położył na jednej z z sinych pręg.
       Dziewczyna w odpowiedzi na jego zabiegi zacisnęła tylko zęby, nawet nie syknęła drażniąc go swym opanowaniem. Drżała jak liść na wietrze w chwili gdy z bólu powinna wyć jak ranne zwierze. Nie była zwykłą przedstawicielką swego ludu, jej ciało latami było poddawane katorżniczemu treningowi. Dobrze zarysowane twarde jak kamień mięśnie dobitnie świadczyły że była szybka i  silna. Był niemal pewien że uczono ją jak radzić sobie z bólem tylko czy jakiekolwiek ćwiczenia mogą przygotować na to co ją spotkało? Miał wątpliwości, co do skuteczności tego typu technik, on w każdym razie nie znał takiej. Gdyby była kimś innym pomyślałby że jest zabójczynią albo szpiegiem.
-Najpierw zajmiemy się tymi bez ropnych ozdób. Nie chcemy sobie  zapaprać tej sinozielonej malowanki, prawda?  Zadziwiającą  z was rasa, wyjątkową. Jestem pełen podziwu. Jeśli źle podejrzewam wyprowadź mnie z błędu. Myślę że oni przeżyli. Okrutni oprawcy, bestie które chciały cię zabić, darowałaś im życie?
         Naturalną koleją rzeczy świat się zmieniał, przechodził transformację, ale żeby aż tak? Okazuje się, że nie tylko jego wywabiono z kryjówki. Brał pod uwagę wiele opcji i za każdym razem wychodziło mu, że nie jest możliwe, że przez zwykły przypadek spotkał przedstawicielkę Werian, po za ich terytorium. I to jeszcze tak daleko od ich enklawy. Przedstawiciele jej ludu nie utrzymywali z ludźmi żadnych kontaktów, zresztą z nikim nie utrzymywali kontaktów ani handlowych ani żadnych innych, ignorowali świat. Od podpisania traktatu nie słyszał o żadnym wyjątku od tej reguły aż do dzisiejszego dnia. Prawie od zawsze kisili się we własnym sosie, mieli zresztą ku temu zrozumiałe dla niego powody.
-Tak.
Nie miała ochoty o tym mówić, to było zbyt traumatyczne wspomnienie by do niego wracać. Próbowała mimo złości, cierpienia i bólu zapomnieć, żyć dalej.  Patrzył na nią i widział rozbity ma miliony drobnych kawałków dzban a jednak znalazła w sobie siłę by zebrać te drobiny do kupy i pokleić. To była prawdziwa siła. I już wiedział, że nigdy się nie przyzna, że zauważył jak duże pozostały blizny i że nie wszystkie kawałki są do siebie idealnie dopasowane, oczywiście nie myślał o ciele tylko o jej duszy.
-Masz tyle siły, mogłaś ich spalić na popiół jednym mrugnięciem powieki. Mogłaś zamienić ich mózgi w galaretkę agrestową, a pozwoliłaś by cie skrzywdzili, dlaczego? Co powstrzymało cię przed samoobroną?
Zupełnie nie mógł zrozumieć jej postępowania. Ona, która wyprzedzała swoich oprawców wiedzą o dobre kilka stuleci, uzbrojona, bo przecież nigdy nawet teraz nie była bezbronna pozwoliła się rozdeptać przypadkowym robakom.To wszystko nie trzymało się kupy, musiała mieć istotny powód by tak to rozegrać. Opuściła swoich tego był pewien i mógł za to ręczyć głową w konkretnej i podniosłej misji, na tyle ważnej że była skłonna poświęcić własne życie. Zrezygnowała z walki w imię, czego, wyższych celów? Totalny bezsens. Życie jest największą wartością, co mogło być na tyle ważne że o tym zapomniała? Nie miał pojęcia, nawet mglistej hipotezy.
-Przysięgliśmy. Nie pamiętasz przecież mamy traktat ludów, nie chciałam go naruszyć by nie zaognić sytuacji. Nie teraz..
Zamknęła oczy jakby się bała że za dużo z nich wyczyta. Niepotrzebnie, on tak naprawdę nie chciał wiedzieć tylko z przyzwyczajenia analizował sytuację. Zupełnie niepotrzebne mu były nowe tajemnice i komplikacje. Nie chciał się już mieszać w sprawy wielkie i ważne.
-Oni mogli cię zabić. Co tam, oni zamierzali z premedytacją cię zabić i to cud że się im nie udało sprawy doprowadzić do końca. 
         Takie bestialskie wybryki zawsze wyprowadzały go z równowagi. I nie ważne kto był ofiarą a kto oprawcą, zło było złem i należało je bezlitośnie tępić jak chwasty. Nie chciał zaakceptować faktu że ludzie potrafią i co gorszą chcą odnajdywać w sobie tak wielkie pokłady zła. Jeśli zaś kiedyś się z tym pogodzi to będzie oznaczało, że jego istnienie pozbawione jest jakiegokolwiek sensu.
-Przysięga mówi poza terytorium nie użyjesz mocy.- Nieudolnie i to tak że aż poczuł się wręcz urażony że go nie docenia, ukrywała motywy swego działania. I całkiem niepotrzebnie próbowała pozować na bezbronną. Czyż on nie wiedział że potrafiła w ciągu kilku sekund zgromadzić w skórze ładunek elektryczny zdolny porazić dorosłego mężczyznę na śmierć? Nie bardzo wiedział jak to wszystko rozgrywa się technicznie w jej organiźmie ale założył że podobnie jak u węgorzy. Spojrzał na dziewczynę w żadnym wypadku nie przypominała ryby, zrobiło mu się nawet głupio że przyszło mu do głowy takie porównanie.
-Zadziwiacie mnie nieustanie,  skatowali cię bez litości a ty nie chciałaś się obronić a potem zemścić? Nawet tak sponiewierana mogłaś jeszcze wiele.

Otworzyła oczy, zieleń tęczówki zmatowiała dziwnie drgając, niczym wir na niespokojnej rzece, wiedział że tym razem to nie była  gorączka. I od razu pożałował, że zadał jakiekolwiek pytanie, równie dobrze mógł wsadzić palce w futrynę i trzasnąć z całej siły drzwiami. Teraz już wiedział, że stoi po kolana w bagnie i nie wyjdzie z tego bez szwanku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz