Łuk jej
uśmiechu wyginał się coraz bardziej, a w oku na całego szalały figlarne
chochliki. To właśnie te iskierki sprawiły że przepadł z kretesem i nie było
już dla niego ratunku. Już wiedział, że to miłość najprawdziwsza z prawdziwych taka, o jakich
śpiewają mistrale taka, która potrafi przetrwać w legendzie. Taka, jaka nigdy
nie powinna go spotkać i taka, która przyniesie same komplikacje.
-Niewiasty płoche, robią nam wodę z mózgów.
Panie nie gniewaj się na tą dzierlatkę, ona nic sobie nie robi z konwenansów.
W głosie króla
wyczuł duże napięcie. Mowa ciała zdradzała że intensywnie
myśli nad tym jak ułagodzić Wędrowca, nie wiedział jak szacowny gość
zareaguje na taki afront. Z natury król był świetnym dyplomatą, ale w tym
jednym wypadku nie miał jednak pomysłu jak postąpić. Nie przewidział takiej sytuacji,
ale kto mógł coś takiego przewidzieć?
-Jak bym się
mógł gniewać na ucieleśnienie wdzięku? Choć przyznam, że zafrapowało mnie czym
w tak krótkim czasie straciłem w oczach pięknej pani. -Obawa, że kobieta nim gardzi, nie akceptuje
jego odmienności sprawiła, że poczuł dziwny ból w brzuchu, tępy pulsujący, jak
uderzenie pięścią w
żołądek. Przez długi czas wmawiano mu że
nie potrzebuje kobiet, potrafi doskonale się bez nich obejść. A on przyjął to
jako pewnik, nie podważał słów innych Opiekunów. Może chciał wierzyć bo tak mu było wygodniej, bez komplikacji, bez zobowiązań. Miłość zdefiniował jako nic nieznaczący proces
chemiczny. Teraz wiedział że nikt nigdy nie okłamie nas tak skutecznie jak my
sami się okłamujemy.
-Naprawdę mam
mówić? Nie wzbudzę gniewu czcigodnego gościa?-Wdzięcznie
przechyliła głowę, lewy policzek zadrgał uroczo.
Kiwnął
zachęcająco głową niezdolny do powiedzenia niczego sensownego. Niech mówi on zniesie wszystko a
w każdym razie będzie próbował przyjąć jej słowa z godnością.
-Niech więc
będzie, rozczarował mnie trochę fakt że nie widzę tu oczu gorejących,
szpiczastych uszu, i za nic nie dopatrzyłam się ogona który syczy niczym żmija.
Po wnikliwym przemyśleniu sprawy dochodzę jednak do wniosku że zyskał pan w
moich oczach innymi cechami. Mogę więc machnąć ręką na ten brak sensacyjnych
dodatków.
Miała nietypowe poczucie humoru i faktycznie nic nie robiła sobie z
konwenansów. Nikt nigdy wcześniej nie ośmielił się wspominać w jego obecności o
tym, co ludzie mówią za jego plecami, szczególnie, gdy to były niepozytywne,
czy nieprzyjemne komentarze. Była odważna i to też mu się w
niej podobało.
-Hadwigo
jedyna miłości mego życia...
Szeptał
mimowolnie, wpatrzony w pustą ułożoną z kamieni ścianę.
Wydawało się
że wystarczy wyciągnąć rękę by pochwycić delikatną bladą dłoń i poczuć ciepło
jej skóry. Otrząsnął się z wspomnień. Marudził pod nosem, nie
zważając na to że ktoś może podsłuchiwać i
wziąć go za osobnika niespełna rozumu. Nigdy nie miało dla niego znaczenia co
myślą o nim inni, nie tracił czasu na
takie błahostki. Nieprzerwanie szedł do przodu, nigdy
nie zbliżając się do celu, to było jego przekleństwo którego nie potrafił przełamać.
-No tak
pomieszało mi się już zupełnie we łbie, gadam sam do siebie. Woda zimna tyłek
marznie a ja wspominam dziewczynę która dwieście lat temu odeszła w inny
wymiar. Do kompletu brakuje mi tylko plasnąć czołem o posadzkę przy wychodzeniu
z balii. –Zrzędził bo był zły na siebie.
Chwilę zmagał
się z guzikami czystej koszuli próbując całkiem wymazać z pamięci przywołany przed chwilą obraz dawno nie
żyjącej ukochanej .
Na korytarzach było zdumiewająco
pusto i cicho. To dość dziwne w miejscu w którym mieszka tak wielu ludzi. Bawił
go fakt że się boją, schowani w swoich komnatach zastanawiają się co może
strzelić do łba takiemu odmieńcowi jak on. Ubawiony
całą sytuacją myślał co zrobić by nie zawieść oczekiwań mieszkańców i rezydentów zamku. Prawie zdecydował się na mały pokazik mocy by
zaskoczyć, wystraszyć mieszkańców miasta, przypomnieć że nie jest zwykłym podróżnym. Zagwarantowałoby
mu to święty spokój
i może lepsze samopoczucie. Zmienił
jednak zdanie to była chwilowa słabostka, przemawiała przez niego próżność,
chęć pokazania że jest lepszy. To było kroczenie po śliskiej pochylni wprost do
dołu z gorącą smołą
szaleństwa.
Psy rozwalone w łożu spały w
najlepsze. Nie zrzucał ich na podłogę, z doświadczenia wiedział
że to walka z wiatrakami. Wcisnął się miedzy grzejące niczym dobrze rozpalone
ogniska ciała, walcząc o kawałek miejsca i kołdrę.
Zwinął się w kłębek i próbował usnąć. Nie było to jednak łatwe.
Bezsenność to jedna z największych udręk długowieczności tak jakby obowiązywały proporcje
im dłużej żyjesz tym mniej śpisz, coś za coś.. Prawie nie miewał w ostatnich latach snów, co miało
dobrą stronę jeśli już udało się mu usnąć nie męczyły go koszmary związane z Hadwigą.
-No to mam
luksusy zamkowe. Jedna bestia wbija mi łapę w kręgosłup, a druga nos wciska w
oko, trzecia chrapie jak niedźwiedź. Jaka to miła odmiana po traperskich
noclegach. Grunt to odmienić swoje życie na lepsze- Marudził poirytowany, rozpychając się łokciami i
kolanami.
Rozdział VI Krawcowa
Obudziło go głośne, energiczne walenie do
drzwi.
-Żyje, a jak
bym nie żył to i tak bym usłyszał. Wejść!
Niechętnie
wstał z łóżka. Nie pamiętał kiedy spał tak mocnym i głębokim snem, pewnie wieki
temu. Nie znał
żadnego racjonalnego powodu, dla którego warto było przerywać taki wspaniały dający
energię i siłę sen.
-Panie jest
już krawcowa, i chyba czas na spacer.
Głos Wiktora był radosny i pełen werwy.
Chłopak energicznie otworzył drzwi i dosłownie wpadł do komnaty za nim powoli
dreptała starsza kobieta.
-Dobrze, tylko
najpierw przepłucze twarz i umyje zęby. Muszę dojść do siebie. Potem się
mierzymy, pani spocznie na chwilę, tam jest wolne miejsce.
Wskazał starszej kobiecie krzesło przy ścianie obite seledynowym jedwabiem.
Postanowił się nie złościć na chłopka w końcu sam kazał się obudzić.
-Panie
postoje. Służbie nie wolno siadać w zamku,- Cicho wymemłała
kobieta.
-Powiedziałem
że możesz usiąść i poczekać, a jak powiedziałem to znaczy że naprawdę możesz- Powiedział nieco zbyt protekcjonalnym tonem, miał do tego tendencje ale
trudno się dziwić lata niczym nie ograniczonej władzy wyrobiły w nim pewne
nawyki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz