Ukłonił się
nisko usłużnie podsuwając klientom talerzyk z piernikami w kształcie serduszek.
Han popatrzył na nie łakomym okiem, lubił pierniki jednak po namyśle
podziękował, by szybko tego żałować. Bo co by się stało gdyby zjadł
jednego czy może nawet dwa? Nic, zupełnie nic, kupiec wcale nie odczułby braku
a dla niego to prawdziwy rarytas.
-Tak obrus z
jedwabiu z Kim, i srebrną tace, kryształową patere .- Wędrowiec był świadomy że nie robi tych zakupów ani dla Hana ani dla
jego babci, to Hadwiga była motorem jego działań. To z nią siedział przy stole
przybranym jedwabnym obrusem i zastawionym delikatną porcelaną. Tylko ona jedna
liczyła się w jego życiu, nauczono go że w pierwszej kolejności ma dbać o siebie i tego się trzymał
całe życie. Teraz musiał zrobić coś nielogicznego, bezsensownego inaczej
zwariuje.
Han patrzył na Opiekuna z
zachwytem, imponowała mu jego znajomość świata. Miał wrażenie że mężczyzna czuł
się w tym składzie jak ryba w wodzie, gdy on sam stał zagubiony, chciwie wsłuchując się nieznane sobie nazwy. Zafascynował go świat, którego
do tej pory nie znał chciał być jego częścią, choć to było zupełnie nie realne
w jego przypadku. Gdyby nie Wędrowiec nawet nie wpuszczono by go do tego składu,
to nie miejsce dla biedaków.
-Panie
zachcecie wybrać, mam właśnie świeżą dostawę - Kupiec wręcz
ćwierkał ze szczęścia- Co jeden to piękniejszy, proszę
spojrzeć.
-Han rusz się
chłopaku, wybierz coś dla babci tylko tak żeby się jej spodobało. Chciałbym
żeby była zadowolona z naszych zakupów.
Oszołomiony chłopak przeglądał obrusy ułożone w wielkiej drewnianej skrzyni,
trwożliwe dotykając delikatnych tkanin. Jedwab był chłody i śliski, całkiem
miły w dotyku. Miał zamęt w głowie i w ogóle nie miał pojęcia który z obrusów
jest tym właściwym. Czuł jak plecy pokrywają mu się małymi, zimnymi kropelkami potu, mimo to
nadal przekładał obrusy z miejsca na miejsce, zanim zdecydował się na kremowy
haftowany w delikatne gałązki kwitnącej wiśni. Nigdy wcześniej nie pomyślał, że tak trudno jest kupować,
wybierał tylko obrus a czuł się jakby przerzucił tonę węgla.
Widok pełnej
i brzęczącej skórzanej sakiewki Wędrowca przyprawił kupca i Hana o
szybszy oddech, chłopak nigdy nie widział takiej ilości pieniędzy. Zaś suma
którą wypłacił kupcowi sprawiła że zakręciło mu się w głowie. Zresztą był pewny
że nie tylko jemu, kupiec ze
szczęścia
prawie zawisł w powietrzu i patrzył
maślanymi oczami na Opiekuna. Zupełnie takimi jak zakochani na zabój
młodzieńcy na swoje
wybranki. Długo stał jeszcze w progu swego składu
zapraszając na ponowne zakupy, obiecując nawet
rabat przy następnej wizycie. A potem machał im na pożegnanie, czekając aż
znikną za rogiem.
Z koszem wielkim jak stodoła,
nieporadnie dreptał czerwony z wysiłku Han. Ze wszystkich sił próbował
dotrzymać kroku Wędrowcowi zależało mu by pokazać, że jest silny, i to bardzo. Oddychał ciężko i cały czas
zastanawiał się jak przepchnie to cholerstwo przez ich klatkę schodową wąską
jak szyja gęsi. W takim domu jak ich, ludzie byli mizernej postury niczym
trzciny na wietrze a w kiszkach
przygrywała im nieustanie muzyka. Meble zaś częściej występowały w snach niż w
ich pomieszczeniach mieszkalnych.
Problem okazał się być sztucznym
problem. Opiekun spojrzał na klatkę potem na pakunek, smarknął, trzepnął dłonią
i stało się coś dziwnego. Han miał wrażenie że ściany zaczęły się wybrzuszać w
kształt pakunku. I
ku jemu niebotycznemu zdumieniu okazało się,
że to nie zwidy a rzeczywistość, paczka bezpiecznie i bez problemu wylądowała
przed drzwiami. Chłopak sycząc przez zaciśnięte zęby masował obolały kręgosłup, z
niedowierzaniem przyjął do świadomości fakt że jego ręce wcale nie sięgają podłogi. Gdy tylko złapał oddech zapukał do
obdrapanych starych odkształconych przez wilgoć drzwi i
zawołał.
-Babciu to ja
Han.
W środku ktoś się
poruszył, zaszurał ciężkimi butami.
-Idę już idę
kochanie .
Drzwi
otworzyła niska staruszka z siwymi włosami związanymi w lichy koczek.
-A co to?
Zdziwiona
popatrzyła na pakunek, który jak gość honorowy pierwszy wjechał po pokoju. Nie wiedziała, co o tym myśleć.
Wielka paka zajęła prawie całe wolne miejsce między stołem a łóżkiem nie mogła
oderwać od niej oczu.
-Szanowna pani
pozwoliliśmy sobie zakupić trochę sprzętów ułatwiających życie tak uroczej
gospodyni.
Wędrowiec bez wyraźnego zaproszenia
ze strony oszołomionej staruszki pozwolił sobie wejść do mieszkania. Zresztą
kobietę tak zadziwił pakunek przywleczony przez Hana że mężczyznę zauważyła
dopiero gdy się odezwał. W jego zachowaniu była taka naturalność i swoboda że
odnosiło się wrażenie że bywał tu już nie raz.
-Jednak Pan
przyszedł nie wystraszył się biedy i poniewierki naszej rodziny. No cóż miło
Pana poznać.
-Pozwoli pani
że się przedstawię, Homeon Wieczny Wędrowiec. Oficjalnie zasiadający na stołku Opiekuna, jeszcze, ale chyba już nie
za długo.- Co prawda
nie zamierzał jeszcze umierać ani zrzekać się funkcji dla takich jak on nie
przewidziano spokojnych emerytur. Zrobił sobie chwilę przerwy, ale wygląda na to,
że ktoś brutalnie przypomniał mu, że jeszcze żyje i znowu będzie musiał wejść w
przypisaną mu rolę. Powiedział tak, bo zabrzmiało to melodramatycznie albo może
chciał wzbudzić sympatię w starszej pani? Jeszcze nie zdecydował, co jest
prawdą. Zdawał sobie sprawę, że z własnej woli nigdy nie zrezygnuje z
przywilejów, nie umiał żyć inaczej i nie wyobrażał sobie, że mógłby przetrwać
aż taką zmianę w swoim życiu. Co mógłby robić? Kupić siekierę i ruszyć do lasu,
jako najemny drwal? A może założyć skład, znał się na luksusowych przedmiotach,
ale nie handlu. Nie normalne życie nie było dla niego.
-Honika
Holocka. Czym moja rodzina zasłużyła sobie na pana cenną uwagę? - Kobieta przeżywała prawdziwe katusze starała zachowywać się jak dama, w
czasie, gdy jej wnuk wyciągał z pudła wiktuały i cudne sprzęty, które pamiętała
jeszcze z dzieciństwa. Wytrzymać nie dać się ponieść ciekawości to było prawdziwe wyzwanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz