czwartek, 9 stycznia 2014

09.01 Fela, co było pierwsze kura czy jajko?




No i się wydało. Fela w tajemnicy ogląda programy o pielęgnacji roślin, ewentualnie o ogrodach. Co gorsze niektóre rady wzięła sobie do serca i postanowiła uszczęśliwić mnie swoją inicjatywą.
Zacznijmy od początku, zbieramy skorupki z użytych jaj żeby potem wywieźć je tam gdzie są kury. Nie znam się na hodowli drobiu, ale podobno lubią sobie takie kurki nie koniecznie złotopiórki, w zimę podziobać rozdrobnione skorupy i na zdrowie im to wychodzi. Ja się tam w ich żywieniowe fanaberie nie wcinam, i od razu dodam ze jajeczko najlepiej smakuje mi od kurek, które chodzą po ogrodzie wygrzebią pazurkami robaczki. Wracając do tematu pan Feli ostatnio zamiast reklamówkę z wysuszonymi skorupkami zostawić w piwnicy jak to w zwyczaju mamy, wyniósł do garażu i zapomniał. Typowo męskie zagranie. Nic dziwnego, że Fela musiała wkroczyć do akcji.
Zerkam sobie na zielony trawniczek, już nawet niezszokowana brakiem bieli, co to w styczniu od dawien dawna otulała mój świat i zamarłam. Jest Fela i jest coś. W pierwszym momencie nie zorientowałam się, z czym mam do czynienia. Wzięła mnie z zaskoczenia, wyskoczyłam do ogrodu i to bez czapki, co mi raczej nie zdarza, i co się okazało? Felunia słodziutka a zarazem diabeł wcielony zszatkowała na drobno cała masę skorupek. Wiem, że nie zrobiła tego z nudów czy z głupoty ona najzwyczajniej wypatrzyła w którymś programie, że takie działanie jest korzystne dla trawnika. Kopie dziury, łapie krety i o trawnik dba, taka z niej zawołana ogrodniczka. Mam jeszcze drugą teorię bardziej sensacyjną i jak ulał do diabła wcielonego pasującą, że chciała zwabić do siebie te kury, co to lubią podziobać skorupki, ale ona stanowczo się wypiera. Twierdzi, że absolutnie ona w stronę pierzastych stworzeń to nawet nie patrzy taki wstręt ją ogarnia na sam widok.
Gdy tak sprzątałam te skorupki o zgrozo w styczniu z zielonego trawnika straszyłam diablicę, że na pasztet albo na smalec przerobię i wiecie, co? Ona wcale, ale to wcale się nie wystraszyła, była szczęśliwa, że przyłączyłam się do zabawy i też dłubię w tym białym, co to jej tyle radości dało. Bardzo była z siebie zadowolona ze mi taką rozrywkę zafundowała. Pasztet z czarnego diabła to byłby chyba hit tyle, że za mało ma ciała by przejść na hurtową produkcję, więc się nie kalkuluje. Niech sobie jednak czarny diabeł rozrabia.
Przy okazji zbierania skorupek przeżyłam szok przyrodniczy, bowiem jak długo żyję, a nawet najstarsi górale tego nie pamiętają, nigdy w styczniu ani nawet w lutym w mojej okolicy nie rosły stokrotki. I gdzie ta zima stulecia, która nas tak straszono? Słyszałam, że zabawiła w Ameryce tam gdzie dostatek i miód się hektolitrami i tonami na każdym stole objawiają. Teraz nam nawet zimę zabrali. Ja protestuję! Fela też!

Byłyśmy cierpliwe, ale ileż można czekać? Od jutra z Felą bierzemy się za opracowanie choreografii do „tańca śniegu”. Tu już nie chodzi o nasze niekomfortowe samopoczucie, przecież wielkimi krokami zbliżają się zawody Pucharu Świata w skokach narciarskich. Do Wisły maja wozić śnieg z Zakopanego i to wszystko przez tę Amerykę, co nam śnieg zabrała. Jak nam poszło i czy nasze wysiłki przyniosły oczekiwane rezultaty dowiecie się już niedługo.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz