piątek, 3 stycznia 2014

Co się zmienia, gdy w domu nastaje malamut?

[zdjęcia autorstwa B. Jendrzejczyk]

Po 1) zamieniamy się w mistrzów logistyki. Dzień jest rozplanowany pod kątem dobrostanu psa i pod kątem tego, kiedy iść z psem, kiedy nakarmić psa i kiedy nakarmić koty, tak by nie drażnić psa. Każde zakupy rozpatrujemy pod kątem, tego, czy do sklepu warto pójść razem, by jedno czekało z psem pod sklepem, czy może szybciej będzie, gdy zaopatrzenia dokona jedna osoba wyposażona w samochód.

Po 2) przeliczamy odległości nie na przystanki, kilometry, czy minuty jazdy, a na czas w jaki dotrzemy do upatrzonego miejsca z psem.

Po 3) chudniemy, z przyczyn nie tylko wysiłkowych. Owszem, przejście z trybu " weekendowy spacer maksymalnej długości 6 km" do trybu "codzienny spacer minimalnej długości 12 km" powoduje, że ubrania robią się luźniejsze, znika zadyszka podczas wchodzenia pod górkę, a tempo marszruty wzrasta z każdym, coraz bardziej, sprężystym krokiem. Drugim powodem chudnięcia jest czas. Jeśli z tortu zwanego dniem wykroimy czas na pracę, sen, spacery z psem oraz obowiązki domowe, to już niewiele zostaje nam go na to, by stać przy kuchni i gotować, a także by to ugotowane zjeść. Kolejnym przyczynkiem do utraty wagi jest zazdrość. Jeśli już popracujemy, wyśpiemy się, wyspacerujemy psa, pogłaszczemy koty, nastawimy pranie i zrobimy jeszcze milion czynności zwanych domową krzątaniną, nadejdzie czas na to, by usiąść, wziąc do ręki książkę i lekturę zagryźć czymś pysznym (wedle upodobań). Otóż, zagryzanie lektury może się skończyć wielką międzygatunkową awanturą i koniecznością pilnego odłożenia książki, pysznego oraz rozdzielaniem zwierząt. Ciasto drożdżowe to ulubiony smakołyk Sisi i nie zrezygnuje z niego choćby i stado wielkich malamutów patrzyło pożądliwie. Chipsy kochają Wojtuś i Gusia, więc niepomni obecności domagającego się częstowania psa, też się domagają. Nusia kocha płatki na mleku i gotowa jest walczyć o dostęp do kubka z płatkami także z psem. A pies patrzy łakomie, wyje i domaga się tego, by poczęstować i jego. A najlepiej - żeby karmić psa, a nie koty; taka sytuacja byłaby idealna ;-) Rozsądnym zatem podejściem jest rezygnacja z pysznych rzeczy, bo i w biodra idzie, i może stać się przyczyną kłótni. No, to po co w ogóle coś takiego kupować/piec?

Po 4) wzrasta nasz poziom kontaktów towarzyskich. Znają nas psiarze z osiedla, psiarze z pobliskiego parku, a jakiekolwiek czekanie pod sklepem z psem nie obędzie się bez tego, by spotkać kogoś chętnego do rozmowy/głaskania psa. Okazuje się zatem, że nie tylko psiarze nas znają. Przyciągamy uśmiechy, spojrzenia, westchnienia (malamut przyciąga, trzeba to sobie szczerze powiedzieć) i nagle nie możemy się nidzie ruszyć, by ktoś nas nie zapytał o psie samopoczucie. Sklepy, biblioteki, kioski, kawiarnie - wszędzie tam znajdzie się ktoś, kto z ochotą porzuci na chwilę swoje zajęcie i porozmawia na temat psa. Kontakty, kontaktami, ale czasami bywamy zdumieni ludzką bezmyślnością. Owo bezmyslność widać szczególnie w chwili, w której jedno z nas czeka gdzieś z psem, a drugie robi zakupy, wymienia książki w bibliotece, itp. Nagle jak spod ziemi wyłaniają się ludzie, którzy chcą pogłaskać psa. 3/4 owych "głaskaczy" wita się z nami i wyciągając ręce pochyla nad psem. Zdarzył sie nawet i taki "śmiałek", który gawędząc przez telefon przklęknął przed psem, uściskał go serdecznie, poczochrał po łepetynie i kiwając głową człowiekowi na drugim końcu smyczy, radosnie odszedł. Człowiekowi opadła szczęka i nie zdążył nic powiedzieć. Najrozsądniejsze są - uwaga, uwaga - dzieci. Patrzą z daleka, pytają i po zapewnieniu, że pies głaskanie lubi i krzywdy nie zrobi, delikatnie, z namaszczeniem głaszczą.

Po 5) poszerzają się nasze horyzonty czytelnicze. Nie możemy narzekać na brak oczytania, ale dotychczas czytaliśmy ogólnie o zwierzętach i szczątkowo o kotach (szczątkowo, bo książek o psychologii kotów prawie nie ma, a poradniki jaki kupić żwirek i czym karmić kota moglibyśmy sami pisać). Z okolicznych bibliotek przynieśliśmy wszelkie rozsądne książki o psach, a czytelnicze radary nastawiliśmy na nowości i starocie, które przybliżyć mogą zasady codziennego życia ze stworzeniem zwanym malamutem.

Po 6) do umiejętności uważnego sprawdzania, czy pod kapą na fotelu, na którym chcemy usiąść nie ma kota i czy jakiś kot bryka po balkonie lub czy jednen z kotów nie zajmuje właśnie ulubionego miejsca swojego człowieka, doszła nam nowa sprawność - bezkolizyjne przekraczanie śpiącego na środku mieszkania psa. Oczywiście, pies musi spać na środku, bo tylko w ten sposób może sobie zapewnić pełną kontrolę nad tym czy i kiedy koty są karmione. Jako że mam manię przeliczania zwierzyńca przed włączeniem pralki, odliczam głośno każdego zwierzaka. Świadoma, że malamut do pralki się nie zmieści i między prześcieradłem nie schowa i tak liczę: jedna dziewczynka, chłopczyk, druga dziewczynka... I tak do czterech dziewczynek i jednego chłopczyka. Wolę policzyć, bo może malamut sie obrazi, że go nie liczę. A kto to może wiedzieć, po co liczę? Może będę dawała prezenty?

Pewnie mogłabym zwielokrotnić liczbę wymienionych zmian; Wy podobnie. Trzeba sobie jednak powiedzieć jasno - zmienia się wszystko. I to, czy do rodziny dołączy malamut, czy inny pies, kot lub jakieś inne zwierzę nie ma znaczenia.

Zmienia się wszystko, a najbardziej człowiek.

2 komentarze:

  1. Podpisuję się pod tym czterema rękami i ośmioma łapami! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie !

    OdpowiedzUsuń