poniedziałek, 11 listopada 2013

Bo jutro też jest malamut...



Bo jutro też jest  malamut…
Gdy pies śpi nie budzą się demony. Gdy Pako się budzi anioły idą spać.
Po przyjściu do domu po pracy zwykli ludzie (bezdzietni jak my) jedzą, ew. gotują i jedzą wspólnie ciepły posiłek, po którym piją herbatę z sokiem oraz przenoszą się na kanapę.
Wieczór kontynuują z lekturą, filmem, względnie serialem, niektórzy poprasują, poukładają w szafie, obejrzą mecz w telewizji.
Wiem, bo kiedyś nie mieliśmy psa.
Tymczasem u kosmitów popołudnie ma się tak.
Para względnie młodych ludzi o względnie młodej porze dnia, czasem nocy mknie przez miasto do domu, w którym czeka na nich, wcześniej opisany, wylewny Pako.
Czas nagli, bo zapadają ciemności egipskie. Obiadu nie ma bo, wczoraj też mieliśmy malamuta, a mamy nie nadążają z dowozem, herbata za długo się gotuje, a sok się skończył, a nie było kiedy kupić.
Kanapa jest, ale leży na niej pies.


Książki są, a jakże, nie należymy do osób nie kupujących książek, teraz tylko rzadziej je czytamy.
Garsonka i garnitur w popłochu lądują na łóżku.
Z szafy wychodzi dresowy zestaw, zależny od pory roku, z polarem bądź bez.
Pan kosmita idzie po rowery, gdy aura sprzyja, ewentualnie następuje synchronizacja czasu i miejsca spotkań z Happy, Flotą, Roxy, Diuną i Cześkiem, bądź następuje porozumienie w zakresie spaceru miejskiego, gdy w lesie nie da się chodzić nawet z latarką. 
Para się ekscytuje - będzie spacerek, bo para lubi spacerek.
Pako się nie wypowiada, jednak energicznie podnosi się z posłania – kanapy, przeciąga się robiąc coś na kształt pompki i kieruje się wydawałoby się w stronę drzwi celem udania się na oczekiwany spacer, po zasłużonym odpoczynku.
Pani kosmitka szykuje szelki, w których potencjalnie Pako ruszy na spotkanie nowej przygody.
Po kolejnych 15 minutach ganiania za Pakiem, który właśnie stwierdził, że kosmitka zawsze przed spacerem lubi się rozgrzać, następuje zakucie w pancerz Azazela dla psów górskich, zakładany przez głowę, zapinany w 3 miejscach, przypięcie do linki z gumą i start.
Za nim para wyjdzie złapie jeszcze bułkę suchą z serem i rozpoczyna polowanie.
Po 2 godzinach następuje powrót do domu, przyznam, że nie bez przygód zwykle.
Pokrótce o tym co następuje po starcie.
Spacer rowerowy leśny lub miejski.
Pani kosmitka albo jedzie na rowerze z Panem kosmitą, albo Pan kosmita jedzie a Pani kosmitka ćwiczy biegi, Pako zawsze biegnie, zawsze przyczepiony do Pana.
Gwoli wyjaśnienia dlaczego zawsze do Pana, bo masa Pana jest taka, że gdy Pako pociągnie Pan nie powiewa jak chorągiew, Pani natomiast albo powiewa, albo oburącz obejmuje drzewo, co w ruchu bywa bolesne.
Więc Pako biegnie my jedziemy, zwykle do lasu, gdy jest widno, czasami do miasta gdy nie pada, ale jest już ciemno.
Pełna harmonia. Jedziemy, słońce świeci, ptaki śpiewają, pies zadowolony, kosmici szczęśliwi, ewentualnie księżyc świeci.
Przechodzi kot.
Pako szczęśliwy, słońce, ewentualnie księżyc dalej świeci, ptaki nadal śpiewają, harmonia przepadła tata kosmita podnosi się z ziemi, ewentualnie po zryciu asfaltu piętami i spaleniu tzw. gumy, w rowerze zatrzymuje się na skraju ulicy, ewentualnie drogi leśnej (tu zwykle nie przechodzi kot, ale sarna, zryta jest ziemia i nie ma spalonej gumy, tylko wyrwa w runie leśnym).
Kontynuując podróż pokonujemy zakręty i wychodzimy na prostą.
W lesie w oddali roi się zwierzyna. Pan kosmita nie pedałuje, Pako zamienia się w lokomotywę, Pani kosmitka majaczy w oddali, kierując się w stronę zachodzącego słońca, odprowadzając wzrokiem pojazd z napędem na jednego malamuta.
Gdy Pani kosmitka dojdzie zaprzęg następuje wyrównanie oddechów i w zależności od tego czy szelki bądź smycz puściła, albo następują poszukiwania i nawoływania, albo kontynuujemy miłą przejażdżkę.
Latem zwykle szukamy odpowiedniego akwenu, aby nasza nieco wyliniała wówczas latorośl, zażyła ożywczej kąpieli ewentualnie, aby zwilżyła spragnione fafule.

Czasami uda się znaleźć źródełko, czasem strumyk, czasem staw. Pako jest zadowolony.
Po kąpieli, następuje osuszenie. Pako jest osuszony a kosmici w kropkach błotno – wodnych.
Po miło spędzonych chwilach następuje wybuch ochłodzonego Azazela, który wpada w swój szaleńczy bieg w koło.
Kąpiel odbywa się na 20 metrowej lince, która nigdy (prawie nigdy) nie jest wypuszczana z rąk kosmitów.
Fiś powoduje, iż wszyscy inni zgromadzeni przy źródle wody, albo mają spodnie w pasy, bo Pako przebiegał, a linka też za nim leciała, albo poprzypalane ciała, gdy nieopatrznie jakiś właściciel czworonoga innego niż malamut ubrał krótkie spodnie i po ciele przejechała linka, albo podskakują jak młode sarenki zgromadzone przy wodopoju.
Po fisiu następuje kontynuacja spaceru, albo (jeżeli zerwie się linka, ewentualnie trzeba ją wyjątkowo puścić, ażeby nie ściąć dziecięcia, matki karmiącej, właściciela przemiłej suczki i innych zgromadzonych wokół wody) następuje poszukiwanie i nawoływanie malamuta, który przy siódmym, ewentualnie ósmym fisiowym kółku hyca w knieje, chyba że jakiś przytomny linkę w porę przydepnie (co też się już nam zdarzało!).
Czas ruszyć w drogę powrotną.
Pako podmęczony równomiernym biegiem i ożywczą kąpielą popada w lekkie znużenie i jego ciało mówi już chcę do domu, do którego jest bez mała połowa drogi.
Wtedy następują szczeki, podobne do opisywanych poniżej, BAW SIĘ, tyle, że mają one na celu spowodowanie zablokowania dalszej wędrówki.
Gdy to nie skutkuje Pako delikatnie szczypie Pana kosmitę, a to w łokieć, a to w udo, a to w łydkę i daje znać, że teraz jemu już się nie chce biec. Od tych muśnięć Pan kosmita przybiera w niektórych miejscach, tych muśniętych właśnie, barwy tęczy, a może barwy szczęścia.
W konsekwencji rolę się zmieniają i Pan kosmita ciągnie Pako, który zostaje lekko w tyle i robi za balast. Z obserwacji Pani kosmitki i z wypowiadanych przez Pana kosmitę czułości wobec Pakistana roli balastu najgorzej jest Panu kosmicie ciągnąć Pako pod górę.
Pani kosmitka  w tym czasie za to, ochoczo wyprzedza zepsuty, może nie zepsuty z kosmiczną lokomotywą zaprzęg i teraz to oni widzą jej plecy.
W podróży miejskiej wyprawy łączone są z dotarciem do specjalnego wybiegu dla psów, który  w Zielonej Górze nie został zaplanowany z myślą o malamutach, natomiast w Poznaniu na zdjęciu poniżej, widać że pomyślano również o psach północy.
W Zielonej Górze ogrodzenie ma z 1 metr wysokości, siatka sprawia wrażenie nietrwałej, przy siatce poustawiano ławki.
Państwo kosmici oczami wyobraźni widzą Pako jak szybuje wybijając się z ławki i zawisa na płocie, ewentualnie rozpędza się i głową przebija siatkę, ewentualnie robi podkop, albo przeciska się przez oka w tejże siatce.
Kosmici jednak ryzykują, lubią przecież ryzyko i dreszczyk, gdyż wzięli malamuta.
Pako bywa spuszczany (na wybiegu wyłącznie) na chwilę z linki w celu poczucia niejakiej swobody.
Następuje fiś – 4-5 okrążeń z okrzykiem hurraaa, po czym widać już tylko kawałek ogona, bo Pako gna na drugi koniec ogrodzenia sprawdzić czy nie ma wyjścia.
Po tym następuje obiegnięcie dookoła ogrodzenia w celu sprawdzenia całego wybiegu czy nie ma wyjścia.
Kosmici też trochę biegają, po tym wybiegu, w końcu do tego służy.
Jak Pako sprawdzi, że nie ma dziury, to kładzie się na środku wybiegu, pozostając w bezruchu, do momentu podjęcia  dalszej trasy.
Jak jest dziura, to Pako na wybiegu już nie ma. Wówczas, jak łatwo się domyślić, następuje nawoływanie i poszukiwanie Pako.
Przypadkowi przechodnie muszą myśleć, że spotkali wariatów, dwoje (czasami troje, czworo – w zależności od liczby uczestników spaceru) z obłędem w oku, z rozwianą kitą, albo z łysą głową biegnie przed siebie z pytaniem, „nie widział Pan wilka, z szelkami, obrożą i linką”).
Wracając do wybiegu.
Zdarza się również i wtedy jest najfajniej, jak są inne psiaki na wybiegu. 
Wówczas następuje pogoń i zwykle Pako stara się dogonić uciekającego poprzez dziobnięcie w kończynę tylną ofiary.
Gdy uda nam się dotrzeć w całości i bez strat w ludziach i psach do domu docieramy z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku, poza Pakiem, bo on wcale nie chciał iść na spacer tylko został do tego brutalnie zmuszony.
Następuje ściągnięcie szelek, wytarcie łapek.
Pako zwykle kładzie się na płytkach i dyszy 15 minut, po czym zapada w drzemkę, po której po ok. pół godziny budzi się głodny wilk.
Po posiłku, (chrupki z ręki, gotowana w rosole pierś z kurczaka, z łyżką oliwy z oliwek) gdy Państwo właśnie ułożyli się na kanapę Pako zregenerowany, wypoczęty i najedzony kłania się Państwu  w pas i zaprasza do zabawy.
Brak reakcji z Państwa strony powoduje:
- przyniesienie piłeczki,
- rozgryzanie piłeczki i szarpaniem się z nią po całym domu,
- głośne, pojedyncze, ale regularne szczęknięcia – baw się, co trwa do skutki to jest następuje BAW SIĘ.
Pani, ale najczęściej Pan, niespiesznie opuszcza kanapę, siada na ziemi i:
- rzuca piłkę pieskowi,
- poszarpie się z pieskiem,
- da jeszcze parę smakołyków,
- ewentualnie zbiera się na wieczorny spacer z Azazelem.
Po kolejnych 2 godzinach, Pako rezygnuje z zabawy i idzie do swojego pokoju, bo czas spać.
We śnie z ruchów łap wynika, że nadal biegnie.
Myślicie, że Państwo kosmici siadają na kanapie ?
Jest pierwsza w nocy i na tej kanapie Państwo nie siadają, albowiem już śpią, bo jutro też jest malamut...

2 komentarze: